Od jakiegoś czasu dzieje się wiele dobrego na polskim rynku muzycznym. Ciężko byłoby streścić ostatnie dwanaście miesięcy w kilku słowach, trudno też mówić o jednej scenie, ponieważ twórczość polskich artystów rozwija się w rozmaitych kierunkach.
W poniższym zestawieniu postanowiliśmy wymienić 10 polskich albumów 2017 roku, które naszym zdaniem zasługują na wyróżnienie.
Coals – Tamagotchi
Piątek trzynastego był szczęśliwym dniem dla fanów grupy Colas, bowiem właśnie tego dnia (13.10.2017) ukazało się debiutanckie wydawnictwo duetu zatytułowane “Tamagotchi”. Album zawiera materiał bardzo współczesny, choć na wskroś przesiąknięty nostalgią. Słychać inspiracje folkiem i klipami z MTV, które łączą się tu z najbardziej aktualnymi odmianami hip-hopu. Na cykających hi-hatami, zbasowanych instrumentalach Łukasza Rozmysłowskiego, Katarzyna Kowalczyk płynnie przechodzi od elfich wokaliz do nieśmiałych rapsów. Efektem jest emocjonalnie zdystansowana, introwertyczna muzyka dla wszystkich, dla których najlepsza impreza oznacza wieczór w domu z YouTubem, a najlepszy rave to ten w ich głowie.
Me and That Man – Songs of Love and Death
Album grupy, której głowami są Adam Nergal Darski oraz John Porter miał swoją premierę 24 marca tego roku. Trzeba przyznać, że skład Me And That Man potrafi elektryzować. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z osobami z zupełnie innych światów, ale dzięki takiemu połączeniu dostaliśmy album barowy, okupiony toną wypalonych papierosów i wypitego alkoholu, jednocześnie skrywający w sobie gęste pokłady mroku i enigmatyczności. Same kompozycje nie są przesadnie skomplikowane i choć płyta wydaje się prosta, trzeba przyznać, że w tej prostocie potrafi zaskoczyć i zatrzymać słuchacza na długo.
Jazz Band Młynarski-Masecki – Noc w wielkim mieście
“Noc w wielkim mieście” Jazz Bandu Młynarskiego-Maseckiego jest najprawdopodobniej najlepszym odzwierciedleniem przedwojennego polskiego jazzu. To muzyka prosto z knajpy pełnej dymu i dostojnego towarzystwa. Ten odważny eksperyment nie mógł przejść niezauważony. I dobrze, bo jest czego słuchać. Muzycy wzięli się za przedwojenne piosenki kilku kompozytorów i odwołując się do starej tradycji polskich orkiestr jazzowych i big bandów przenieśli swingowy klimat tamtych lat w czasy współczesne. Już dawno polski jazz nie zaoferował płyty tak bardzo uniwersalnej, lekkiej, przystępnej i co najważniejsze niezwykle klimatycznej.
Daria Zawiałow – A kysz!
Debiutancki album wokalistki wydany początkiem marca zdecydowanie nie jest monotonny i nudny. Gdyby próbować wrzucić płytę w jakikolwiek worek z jednym gatunkiem muzycznym, byłoby to nie lada zadanie. Z jednej strony słyszymy popowe korzenie, które przeplatają się z dużą ilością elektroniki, indie, czy nawet art rocka. Jednak pomimo zróżnicowania album jest niesamowicie spójny i perfekcyjnie poukładany. Jest w nim również jeden element, na który nie da się nie zwrócić uwagi. Mianowicie bardzo bogata i nieprzeciętna warstwa tekstowa, która potęguję silny głos Darii i jej emocjonalne wykonania.
Marcin Januszkiewicz – Osiecka po męsku
To pierwszy solowy album laureata nagrody Grand Prix 38. Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Premiera miała miejsce 20 października. Płyta stanowi materiał zarejestrowany podczas koncertu zagranego w radiowej Trójce. “Osiecka po męsku” wpisuje się w naturalny bieg zdarzeń, jakie spotykają na życiowej i zawodowej drodze Marcina Januszkiewicza w związku z twórczością Agnieszki Osieckiej. To właśnie interpretacjami utworów tej wybitnej Autorki Januszkiewicz wygrał najważniejsze krajowe festiwale piosenki: “Pamiętajmy o Osieckiej” w 2011 i wrocławski “Przegląd Piosenki Aktorskiej” w 2017 roku. Ten album to przede wszystkim niezwykłe teksty Osieckiej w nowych, ciekawych aranżacjach, wzbogacone o talent wokalny Januszkiewicza.
https://www.youtube.com/watch?v=Z7k2vZrj0gQ
Dr Misio – Zmartwychwstaniemy
Trzecia płyta grupy to delikatna zmiana kierunku, ale to co u nich najlepsze pozostało na swoim miejscu. Jakubik oczywiście nie jest najwybitniejszym wokalistą w historii polskiej muzyki. Tu ważne jest co innego. Coś, co zarazem jest siłą i słabością każdego albumu zespołu. Teksty. Ponure, niepokojące i ironiczne – napisali jak zwykle Krzysztof Varga i Marcin Świetlicki. Znajdziemy na niej tematy z życia codziennego, jak praca w korporacji czy internetowy hejt , ale najciekawiej wypadają utwory dotykające sensu życia i śmierci, takie jak „Zmartwychwstaniemy” czy „Nonsens”. Płyta jest momentami wręcz przebojowa, a Jakubik z typowym dla siebie wdziękiem i swobodą śpiewa o rzeczach śmiertelnie poważnych.
Paulina Przybysz – Chodź tu
Obdarzona silną osobowością, a przy tym łatwością śpiewania, przepięknym głosem Paulina Przybysz z ogromną klasą i wdziękiem prowadzi nas od głębokich ciepłych rejestrów, po anielskie, lekkie jak mgiełka trele. Jej najnowsza płyta „Chodź tu” jest jej podróżą do czasów wczesnych inspiracji, które zostały osadzone w eksperymentalnych rozwiązaniach brzmieniowych najnowszego pokolenia twórców soulowych. Album zawiera niewiele ponad 40 minut muzyki, ale został nagrany z niesamowitą precyzją i dokładnością. Wszystko tu brzmi oryginalnie i porywająco, za co odpowiedzialni byli m.in. Marek Pędziwiatr, Spisek Jednego i Adam Kabaciński. Znajdziemy tu połączenie elementów hip hopu, soulu i elektroniki, które w połączeniu z autentycznością wokalistki i jej oryginalną barwą, dają bardzo ciekawy krążek.
Miuosh – POP.
POP. Miuosha jest popowy na kilku poziomach. Przede wszystkim mamy mariaż rapu z twórcami, którym do rapu daleko – jak się jednak okazuje, tylko z pozoru. To sprawiło, że utwory te są zdecydowanie bardziej dostępne dla szerszej publiczności. Po drugie, popowe są problemy, o których mówi Miuosh. Płyta jest niewątpliwie powiewem świeżości w twórczości artysty, gdyż porzucił on na chwilę temat Śląska. Eksperymenty i eklektyzm sprawiają, że nie ma miejsca na nudę.
Kortez – Mój dom
Oczekiwania były ogromne, ale rozczarowania na szczęście nie ma. Jest nawet lepiej niż ktokolwiek po pierwszej, świetnej płycie mógł przypuszczać. Dostaliśmy do ręki album koncepcyjny, dojrzały, dopracowany, przemyślany, ale też nieprawdopodobnie smutny. “Mój dom” to krążek o miłości i jej końcu. Warstwa muzyczna opracowana jest powściągliwie, co idealnie kontrastuje z silnymi emocjami wyrażanymi, w równie lakonicznych, prostych tekstach. To wszystko sprawia, że forma staje się, przez tę dyferencję, dodatkowym wzmocnieniem ładunku uczuciowego płyty.
Mikromusic – Tak mi się nie chce
Najnowsza płyta formacji jest pełna gracji, finezji i uniesień. Dynamiczne dźwięki instrumentów przeplatają się z długimi partiami delikatnego wokalu Natalii Grosiak. Głos artystki niejednokrotnie płynie wraz z warstwą muzyczną. Wokalistka maluje, buduje napięcie, wylewa kubeł zimnej wody i kiedy trzeba serwuje nam porządną dawkę surowości. Artyści odważnie i chętnie wpletli tu też elementy alternatywy i instrumenty jazzowe. To płyta wymagająca zasłuchania, spokoju, ale przede wszystkim skupienia. Chce się słuchać!
Oprócz wymienionych wyżej albumów polecamy: Hańba “Będą bić”, Natalia Przybysz “Światło nocne”, Piernikowski “No Fun”, The Fruitcakes “2”, HEY “CDN”.