Krzysztof Sokołowski dał się poznać jako wokalista Nocnego Kochanka oraz członek Polish Metal Alliance. Teraz w styczniu wydał swoją solową płytę Taki jak ja oraz rozpoczął trasę Alter Ego. W wywiadzie dla KM Krzysiek opowiedział o swoich pierwszych krokach jako wokalista, o sukcesie Nocnego Kochanka, solowej działalności oraz o tym, czy jest w nim więcej śmieszka, czy poważnego Krzysztofa. Zapraszamy do lektury!
Jakie jest Twoje pierwsze muzyczne wspomnienie?
Jednym z pierwszych utworów, jakie usłyszałem był I Want To Break Free Queen. Numer usłyszałem z telewizora, więc przy okazji obejrzałem ten oryginalny klip.
Kiedy zorientowałeś się, że potrafisz śpiewać I że chciałbyś pójść w stronę muzyki?
Gdy miałem jakieś 15 lat, marzyłem o tym, żeby zostać gitarzystą. Wprawdzie w tamtym czasie dysponowałem tylko gitarą akustyczną, ale i tak próbowałem na niej grać heavymetalowe riffy. Pewnego dnia odwiedził mnie kolega, który akurat zakładał zespół. Gdy usłyszał, jak gram i sobie podśpiewuję, zaprosił mnie na próbę – tyle że miałem pojawić się na niej jako potencjalny wokalista. Nie byłem tym faktem zachwycony, ale stwierdziłem, że spróbuję. O ile dobrze pamiętam, chłopaki grali wyłącznie covery Iron Maiden, a ja musiałem radzić sobie z wymagającymi partiami Dickinsona. Szybko zorientowałem się, że jedynym sensownym wyjściem z tej sytuacji będzie śpiewanie tych numerów w niższej oktawie (śmiech). I tak zostałem w zespole, który z czasem zyskał nazwę Nemesis, a następnie przechrzcił się na Night Mistress. Z biegiem lat coraz bardziej wkręcałem się w śpiew i z każdymi kolejnymi nagraniami dostrzegałem (a właściwie to słyszałem) postęp w moim sposobie wydobywania z siebie dźwięków.
Do jakich ludzi chcesz trafić ze swoją solową muzyką? Bo to już nie są takie śmieszki, jak u Nocnego Kochanka, więc potencjalnie mógłbyś trafić do większego grona odbiorców. Albo wręcz przeciwnie…
Właściwie, to nie zakładam sobie, do kogo chciałbym trafić. Nagrałem to, co czułem. Jeśli komuś podoba się taka moja odsłona – niech słucha.
Dlaczego tak długo musieliśmy czekać na Twoją solową płytę?
Głównym powodem odkładania w czasie tej płyty były plany Nocnego Kochanka, które są na tyle duże, że nie za bardzo dają czas na skupienie się na czymś innym. Od roku 2015 jesteśmy praktycznie w ciągłej trasie. Jedyna dłuższa przerwa była spowodowana lockdownem. W ciągu tych 8 lat zagraliśmy grubo ponad 500 koncertów i wydaliśmy w sumie 9 albumów:albumów: 4 autorskie płyty studyjne, album z coverami, płytę akustyczną i 3 koncertówki. Ja dodatkowo zaangażowałem się w Polish Metal Alliance.
Teraz zadebiutowałeś jako solowy artysta. Czy towarzyszą Ci te same emocje, jak wtedy, kiedy debiutowaliście razem z Nocnym? Jeszcze za czasów Night Mistress?
Myślę, że tylko w niewielkim stopniu. Teraz patrzę na wiele spraw inaczej. W tamtym czasie po prostu wydaliśmy płytę Hewi Metal i ruszyliśmy w trasę, bez jakichś ogromnych oczekiwań. Wiedzieliśmy, że Nocny Kochanek z groteskowymi tekstami po polsku ma szansę na zgromadzenie większej publiczności niż Night Mistress, ale nie spodziewaliśmy się, że z czasem będziemy wyprzedawać nawet największe kluby w kraju. Gdy zaczęły się pierwsze sold outy, czuliśmy ogromną podjarkę, a Nocny Kochanek stał się po prostu naszym życiem.
Wydając swoją płytę, miałem już dużo większy bagaż doświadczeń – zarówno muzycznych, jak i życiowych. Wysoki współczynnik sprzedaży płyty oraz coraz większa frekwencja na moich koncertach oczywiście bardzo mnie cieszą, ale jest to inny rodzaj emocji niż w przypadku kochankowych początków.
Czy wyjście z roli tego śmieszka było dla Ciebie wyzwaniem? To przestawienie się z trybu pisania o, na przykład, dziewczynie z kebabem na pisanie o poważniejszych rzeczach?
Spora część utworów z płyty Taki jak ja powstała wiele lat temu, a swoje pierwsze piosenki tworzyłem, będąc jeszcze nastolatkiem. W czasie, gdy nagrywaliśmy już płyty pod szyldem Kochanka, równolegle pisałem poważne piosenki do szuflady. Zmierzam do tego, że nie musiałem nagle przełączyć trybu w głowie na taki, który pozwolił mi pisać wyłącznie na serio.
Twoja solowa trasa nazywa się Alter Ego. Takim Twoim alter ego jest Krzysiek z Nocnego Kochanka, ten śmieszek, który permanentni robi sobie jaja, czy może ten wrażliwy, którego słyszymy na solowej płycie?
Myślę, że jest we mnie trochę jednego i drugiego, aczkolwiek więcej jest we mnie ze śmieszka.
Czego odbiorcy mogą się dowiedzieć o Tobie, kiedy usłyszą tę płytę?
Przede wszystkim tego, że można ze mną zarówno pożartować, jak i pogadać na serio. Że lubię sobie robić jaja, ale lubię też czasem rozmyślać i jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, cieszyć się smutkiem.
Będziesz chciał pociągnąć to dalej? Wiem, że klubowe koncerty z NK planowane są dopiero na 2025 rok. Czy to znaczy, że teraz Twoja solowa kariera wyjdzie na pierwszy plan?
Robię jak czuję. Nie mam jakichś dalekosiężnych planów. Tak się złożyło, że z Kochankami zrobiliśmy sobie w tym roku przerwę od trasy klubowej po Polsce, dzięki czemu mogłem na luzie wystartować z solowymi koncertami. Zobaczymy, co czas pokaże. Może jesienią wyruszę w drugą część trasy… Jednak cały czas Nocny Kochanek jest dla mnie bardzo ważny. Właściwie, to już myślimy z chłopakami o roku 2025.
Wy zadebiutowaliście w 2003 roku – jeszcze jako Night Mistress. Gdybyś spotkał siebie z tamtych czasów, co byś sobie powiedział? Tak z perspektywy czasu?
Pewnie próbowałbym przekonać siebie samego, że warto jest choć trochę otworzyć się na inną muzykę i nie być zatwardziałym heavymetalowcem, ale podejrzewam, że niewiele z tej rozmowy by wynikło. Do niektórych rzeczy trzeba dojrzeć samemu.
A z czego jesteś najbardziej dumny?
Z tego, że czuję, iż cały czas jestem sobą.
A gdybyś mógł zamienić się na jeden dzień miejscem z jakąś gwiazdą muzyki, niekoniecznie metalowej, to kto by to był i dlaczego?
Pewnie byłaby to Lady Gaga – chciałbym zobaczyć, jak to jest być kobietą (śmiech).