Halla Nordfjord – inny punkt widzenia
Otwarcie należało do Halli Nordjord, która wprowadziła słuchających w islandzkie klimaty. Urocza, delikatna, śpiewała po angielsku i islandzku, sprawiając wrażenie, jakby było to prywatne wystąpienie dla jednej osoby. Drugą wersją byłoby odtworzenie jej muzyki gdzieś w tle, w domku położonym nad urokliwym fiordem, na sofie przed rozpalonym kominkiem. Niezależnie od językowej wersji piosenki, każde słowo rozpływało się w powietrzu tworząc przytulną, intymną atmosferę. Jej głos przy akompaniamencie cudownej i delikatnej gry na gitarze był niczym słodki, rozpływający się w czarnej herbacie karmel. Gorąco polecam, szczególnie w perspektywie nadchodzącej zimy, aby zapoznać się z jej piosenkami.
Rachel Snow & Tim McMillan – chwile przerwy
W przerwie między koncertami dawali występy Rachel Snow & Tim McMillan. Wielka szkoda, że akustyka ich utwrów była ograniczona przez miejsce, w którym grali – w holu przed salą koncertową. To niezwykle ciepły i energiczny duet z Australii. Ekstremalnie przyjaźni i otwarci, nawiązali doskonały kontakt z publicznością. Ich anegdoty często związane były zarówno z ich przeszłością jak i pozytywnymi doświadczeniami związanymi z naszym krajem. Tim potrafi wyczyniać niesamowite rzeczy z gitarą – jak sam wspomniał pomogło mu w tym doświadczenie związane z uszkodzeniem łokcia, dzięki czemu udało się mu opanować inny sposób gry, którą miał okazję zaprezentować. Rachel wtórowała mu na skrzypcach w energiczny sposób – można było odnieść wrażenie, że widz znajduje się w baśni okraszonej irlandzkimi akcentami. Bardzo, ale to bardzo na tak!
Daniel Spaleniak – mroczny klimat, wspaniały wokal
Z kolei Daniel Spaleniak wraz ze swoim zespołem nieco mnie zaskoczył. Swoje wejście miał Tomek grający na skrzypcach, który wprowadził mnie w mroczne klimaty rodem z wiedźminskiego świata Sapkowskiego. Oczywiście wrażenie zostało zmienione gdy do gry dołączył niesamowity wokal Daniela, którego bez mrugnięcia okiem mogłabym pomylić z wielkim artystą rodem zza oceanu. Powodem jest tutaj niesamowita głębia i chrypka jego głosu, która jest w stanie wprowadzić słuchacza w pewnego rodzaju trans. Nieco co innego niż wersja studyjna, gdzie utwory wydawały mi się bardziej nostalgiczne i spokojne. Tutaj pojawiła się pewna energia, której towarzyszył mroczny klimat wystąpienia.
Daria Zawiałow – wulkan energii
A na koniec – młodziutka Daria Zawiałow. Niesamowita dziewczyna, eteryczna, niepozorna blondynka okazuje się być zaskakującym wulkanem energii. Przede wszystkim skromna, ale przy tym bardzo żywiołowa. Jest w stanie śpiewać zarówno mocniejsze utwory jak i te bardziej sentymentalne – jak chociażby Niemoc, gdzie momentami kojarzyła mi się z Edytą Bartosiewicz. Hipnotyzujący, przejmujący głos sprawia, że nie można wykonać zadnego ruchu, aż utwór dobiegnie konca. Ale w wersji energicznej – koniecznie chciałoby się z nią pośpiewać i poszaleć. Zespół Darii technicznie odwala doskonałą robotę, każde z nich broni się osobno, ale razem tworzą prawdziwy muzyczny narkotyk, o którym powinien usłyszeć świat.
Monika Sieńko