Piątkowy wieczór, pogoda nie zachęca do wychodzenia z domu, jesień pełną gębą. Jednak w ten dzień (19.10) w Chorzowskim Centrum Kultury odbyła się impreza, która skłoniła mnie do opuszczenia przytulnego fotela. Odpaliłem więc samochód i udałem się na Kombinat – Festiwal Sztuki Nieprzymuszonej.
Jak wspomniałem w zapowiedzi tego wydarzenia, Kombinat to festiwal mający na celu promowanie muzyki, która nie jest obecna w mediach głównego nurtu. I tacy artyści stanęli na scenie. A raczej na dwóch scenach Chorzowskiego Centrum Kultury. Tak, mimo iż Kombinat należy do festiwali raczej niewielkich, to organizacyjnie nie jeden większy gracz mógłby się od Borówka Music nauczyć kilku rzeczy. Ale nie przyjechałem do Chorzowa, żeby porównywać to czy owo. Chciałem posłuchać muzykę, o którą w ogólnopolskich rozgłośniach ciężko. Czy faktycznie się udało? Jasne, że tak! I to naprawdę dobrze.
Piękna podróż na Islandię
Punktualnie o 19 na scenę wszedł organizator całego zamieszania by przywitać się ze zgromadzoną publicznością i zapowiedzieć pierwszą artystkę. Pochodząca z Islandii Halla Nordfjord błyskawicznie oczarowała publiczność. Połączenie cudownego, delikatnego i aksamitnego głosu ze wspaniałymi partiami gitary akustycznej było idealne na rozpoczęcie wieczoru. Jej piosenki to rewelacyjna podróż na Islandię. Raz spokojnie, nastrojowo, intymnie. Niczym nad niewielkim jeziorkiem na odludziu. Późnym wieczorem lub nocą z zorzą polarną nad głową. Innym razem energicznie, żywo i ekspresyjnie, niczym przy wielkim ognisku nad brzegiem oceanu. Piękne piosenki szybko pozwoliły poczuć klimat imprezy.
Nie bez znaczenia było również miejsce. Koncerty odbywały się w sali widowiskowej oraz foyer Chorzowskiego Centrum Kultury. Muzyka Halli Nordfjord perfekcyjnie wpisała się w koncept koncertu siedzącego. Wygodne fotele pozwoliły na relaks, a świetnie ogarnięte nagłośnienie sprawiło, że delikatna muzyka zabrzmiała niesamowicie. Z uśmiechem na ustach udałem się do foyer, gdzie na malutkiej scenie miał zaprezentować się australijski duet.
Australijskie prerie i co nieco klasyki
Tim McMillan i Rachel Snow odwalili kawał dobrej roboty. Mimo dość niesprzyjających warunków. O ile sound na sali widowiskowej był naprawdę dobry, o tyle dwa niezbyt wielkie głośniki nie do końca dały sobie radę. Na szczęście klimat muzyki i fenomenalny kontakt z publicznością uratowały dwa fajne sety. Dlaczego dwa zapytacie? Otóż występy w foyer odbywały się podczas technicznych przerw między koncertami na sali. Ale wracamy do muzyki. Połączenie skrzypiec i gitary nie jest niczym nowym. Tak jak i podwójne wokalizy. Jednak to co pokazał duet z Australii wywołało u mnie gęsią skórkę.
Tim McMillan udowodnił, że z gitary akustycznej można wyciągnąć jeszcze dużo ciekawych rzeczy. Bo jeśli w jednej chwili słyszysz flamenco lub grę w mocno klasycznym stylu, by za moment usłyszeć akustyczny riff Black Sabbath, to coś w tym musi być. Specyficzny sposób gry na gitarze pozwolił na ciekawe kompozycje i jeszcze ciekawsze sparowanie tego ze skrzypcami. Niebanalne akordy, energiczne riffy, genialne dialogi między instrumentami. Z jednej strony takie trochę w stronę country/bluegrass, ale zdecydowanie bardziej pomysłowe, z drugiej zaś jazzująca klasyka? A może po prostu świetne piosenki. Rachel Snow i jej gra na skrzypcach, to też zjawisko bardzo inspirujące. I te wspólne wokalizy. Byłoby idealnie, gdyby nie to niefortunne miejsce. No ale, jak się nie ma co się lubi, to wiadomo.
Zapadł mrok
Z racji tego, że Kombinat przedstawia artystów dość eklektycznie, to na scenie sali widowiskowej stanął artysta z nieco innej bajki niż poprzednicy. Daniela Spaleniaka z zespołem miałem przyjemność posłuchać podczas Off Festival 2018. Jednak zupełnie inny odbiór koncertu jest o godzinie 17, w pełnym słońcu, wśród kilku tysięcy ludzi wokół ciebie. Owszem, jarałem się tym koncertem na Offie dość mocno. Zupełnie inaczej odbierasz koncert w ciszy, w kameralnej sali z delikatnym oświetleniem, pośród garstki osób zdecydowanie przygotowanej na taki rodzaj muzyki.
Urzekł mnie Pan Daniel ze swoją trupą. Szczerością, bo przyznał że dzień wcześniej był bal, a teraz kac i forma nie ta. No cóż, rock’n’roll, zdarza się najlepszym. Energią, bo mimo kaca ich występ był wręcz elektryzujący. Wokal Daniela, który już w lecie wbijał się do głowy głębią, tu zabrzmiał naprawdę dobrze. Niski głos z delikatnie rysującą się chrypką był pełen emocji, a zarazem wybitnego luzu. I właśnie ten dziwny, spokojny i opanowany luz zrobił tu robotę, nawet w przerwach między kawałkami. Mroczne, przygaszone oświetlenie fajnie komponowało się z muzyką grupy. Dark country, alt country, alternatywa? Rock’n’roll w nieco dojrzalszym wydaniu? Ostrożna, pomysłowa gitara, skrzypcowe tło i nieźle zwariowana sekcja rytmiczna. Ale niestety zbliżamy się do końca.
To może poskaczemy?
Zamknięciem festiwalu Kombinat zajęła się Daria Zawiałow. I teraz na waszych oczach maluję się zdziwienie. Przecież ona lata w radio, toż to pop, jaka to alternatywa? Ano powiem Wam, że sam się zdziwiłem. Ale od dłuższego czasu miałem chrapkę, by zobaczyć co zaprezentuje na żywo. W końcu debiutancka płyta jest naprawdę dobra. A i nowy singiel też nieźle buja. No więc dałem temu szansę i się nie zawiodłem. Zostałem wręcz zaskoczony. Zaczęło się od wkręcającego, instrumentalnego intro. Dwie gitary, syntezatory, bas (hah, Pan basista wygrał konkurs na najlepszą stylówkę imprezy) i oczywiście perkusja. Wszystko pięknie buja do przodu. Nieco rockowo, nieco alternatywnie, nieco popowo. I wtedy pojawia się Daria, drobna blond dziewczyna i się zaczyna.
Niezwykła energia, rewelacyjne brzmienie i cudowny, hipnotyzujący wokal. Twórczość Darii Zawiałow wpasowała się w klimat Kombinatu. Cała płyta A Kysz! brzmi na żywo przepysznie. Hity, takie jak Malinowy chruśniak czy najnowszy singiel Nie dobiję się do Ciebie i inne przebojowe kawałki zabrzmiały jeszcze bardziej przebojowe. Utwory spokojniejsze miały jeszcze bardziej spokojny charakter. Jedynym zgrzytem podczas tego koncertu był fakt, że jednak nie ma miejsca na skakanie pod sceną. Przy takiej dawce energii miałem ochotę po prostu wstać z krzesła i pobujać głową i się nieco rozruszać.
Podsumowanie
Kombinat – Festiwal Sztuki Nieprzymuszonej dobiegł końca, a ja z uśmiechem na twarzy opuszczałem Chorzów. Naprawdę ciekawa, przyjemna, kameralna impreza dla miłośników klimatycznej muzyki. Z moich informacji wynika, że była to dopiero druga edycja tego wydarzenia. Mam więc nadzieję, że za rok znów będę miał przyjemność uczestniczyć w tej imprezie.
Maciej Juraszek
Niespodzianka
Na festiwal nie przyjechałem sam. Z tej okazji pozwoliłem sobie pokazać Kombinat z nieco innego punktu widzenia! Zapraszam na następną stronę, na relację przygotowaną przez Monikę. Enjoy 🙂