It Follows: Najciemniej jest przed świtem [wywiad]

0
163
Noir
fot. Magdalena Meissner

5 kwietnia ukazała się najnowsza płyta zespołu It Follows, zatytułowana Noir. Z tej okazji przepytałam Klamę i Czarka, którzy opowiedzieli mi m.in.: o tekstach i zmianach, jakie zaszły w zespole – muzycznych, składowych i nie tylko. Zapraszam!

O co chodzi z tytułem? Jak gatunek filmowy, którym jest Noir, odnosi się do Waszej muzyki na tej płycie?

Klama: Nijak. Nikt z nas nie myślał o filmie w kontekście tej płyty. Nikt nie dorabiał do tego żadnej ideologii. Na początku była czerń – zdjęcie, które jest na okładce, a na którym jest moja żona Magdalena, zacząłem obrabiać w czerni i powoli zaczęły się z tego wydobywać kontury. Tytuł Noir najbardziej mi przypasował ze względu na tematykę tekstów. Te cztery litery wieńczą pewien zasrany okres w moim życiu, który trwał przez ostatnie trzy lata. Poza tym nie dorabiałbym tu żadnego dodatkowego znaczenia – to jest ludzkie, normalne i tak przyziemne, jak tylko może być. 

Wiadomo, o czym jest Frenemy, All My Friends Are Dead i S.O.C.I.O.P.A.T.H., Whoring Streets jest coverem… A o czym są pozostałe teksty?

Klama: Zawsze, jak ktoś się mnie pyta, o czym są teksty, to odpowiadam niezbyt grzecznie: “A jak myślisz, o czym one są?”. Piosenki są jak kartki z mojego pamiętnika. Każdy przechodził to, co jest opisane w tych tekstach. To tak, jakbyś wzięła czyjś pamiętnik i przeczytała, jak wyglądał jego dzień – co się odkurwiło, na kim się zawiódł, z kim nie ma zamiaru więcej rozmawiać, z jaką grupą osób nie chce mieć nic wspólnego… Czytając to, możesz pomyśleć: “Ej, ja też tak mam”. Jeżeli więc ktoś tak miał, to możemy sobie zbić żółwika. A jeśli nie miał, to popatrzy na te teksty, zagłębi się w nie lub nie, ale będzie mieć to gdzieś. Te teksty nie są pisane po to, żeby komuś ułatwić życie. To są po prostu moje marudzenia i narzekania nad tym, jak mnie ktoś zrobił w chuja albo jak w pewnym momencie w moim życiu było do dupy. One są takie jak życie – smutne i niewdzięczne. Natomiast po tej płycie wyciągnąłem wiele wniosków i czuję się z tym znacznie lepiej. Po prostu było w moim życiu kilku ludzi, których nazwałem przyjaciółmi, a którzy już nimi nie są. Każdy poszedł w swoją stronę. Wiele rzeczy można było zrobić lepiej – zarówno z ich strony, jak i z mojej. Czułem nieprawdopodobny żal. Chciałem rozjebać wszystko i wszystkich, a potem poszedłem na salę i trochę się uspokoiłem. Ułożyłem sobie wszystko w głowie i stałem się innym człowiekiem. I to w tamtym czasie pisałem numery na ten album. Noir jest jak noc – jak weźmiesz do ręki fizyczną płytę, to w środku jest cytat: “Najciemniej jest przed świtem”. Mogę teraz powiedzieć, że zaświtało – wiem już, jakim jestem człowiekiem, bo trochę siebie poznałem przez to, co mnie spotkało. Myślę, że ten album jest wstępem do następnej, jeszcze bardziej dopierdolonej płyty.

A macie jakiś feedback, że ktoś się utożsamia z tymi tekstami?

Klama: Nikt jeszcze do mnie nie podszedł i nie powiedział: “Ej, zajebiste teksty!”. A nawet jeśli, a ja tego nie pamiętam, to nigdy nie usłyszałem, dlaczego. Szczerze mówiąc, jeżeli komuś to pomaga, to super. A jeśli ktoś przechodzi koło tego obojętnie, to nie godzi to w jakąś moją artystyczną ambicję. Tak jak powiedziałem, piosenki są jak moje pamiętniki – ja nie będę nikomu mówił, co ma robić. Każdy robi, co chce i uczy się na swoich błędach. Ja się uczę na swoich i opisuję je w kawałkach.

Ty, Klama, w jednym z wywiadów powiedziałeś: “W tym tunelu, w którym idziemy, wcale nie zapaliło się światło”. Czy w kontekście naszego społeczeństwa i nas jako ludzi to światełko się pojawi? Czy też ludzie zawsze będą tacy słabi i zepsuci? Waszym zdaniem?

Klama: Twoje środowisko będzie na tyle zepsute i toksyczne, na ile na to pozwolisz. Życie jest jak sinusoida – przez ostatnie trzy lata byliśmy mocno w dole, a teraz jesteśmy na górze. Ten ciemny okres jest już za nami – jesteśmy świadomi tego, czego nie robić i z kim nie wchodzić w żadne konszachty. Jesteśmy nastawieni na robienie zajebistej muzy na czwartą płytę. 🙂 

A gdybyś spotkał Klamę z 2018 roku, kiedy zespół powstał, co byś powiedział?

Klama: Uważaj, co komu mówisz. Ciężka praca popłaca. Będziesz mieć potężne momenty zwątpienia i kryzysy egzystencjalne – będziesz wątpić, czy to, co robisz, ma sens. Za każdym razem w takiej sytuacji przypomnij sobie moment, w którym postanowiłeś grać na gitarze, śpiewać, przeprowadzić się gdzieś czy dokonać jakiejkolwiek zmiany w życiu. Zawsze będzie ciężko… Ale najważniejsze, co bym sobie powiedział, to: “Uważaj, kogo nazywasz przyjacielem”. I miej przy sobie ludzi, którzy, kiedy Ciebie nie ma w pobliżu, potrafią Cię obronić, a nie będą siedzieć cicho, bo nie jest im na rękę stawać w Twojej obronie. Waż słowo “przyjaciel”. Nie dopuszczaj do siebie wszystkich – nie każdy, kto stoi obok, jest Twoim przyjacielem. Patrz, kto nie bije Ci brawo, kiedy odnosisz sukcesy, a niby jest Twoim ziomkiem. 

Czarek: Natomiast ja bym powiedział temu Adrianowi sprzed sześciu lat, że takie doświadczenia kształtują i płynie z nich wiele lekcji. Pewnie, gdyby nie spotkało Cię taka fala rozczarowań, nie byłoby tej muzy i nie byłbyś tym gościem, którym jesteś teraz. Wszystko, co się wydarza, ma jakiś swój cel. Jeżeli masz mózg zamiast styropianu, to sam wyciągniesz wnioski, z których może wyjść coś zajebistego – muza, kontakt z innymi ludźmi… Gdybym ja spotkał siebie sprzed tych kilku lat, to nie powiedziałbym sobie nic – wiedząc, do jakiego miejsca mnie te poślizgi i rozczarowania doprowadzą. Nie jestem rozczarowany tym, na czym stoję dzisiaj. Po prostu stałbym z boku i bym się przyglądał. Finalnie te wszystkie smutne historie dobrze się skończyły i przerodziły w zajebisty album i skład. 

Klama: Jakbym miał odpuścić te przestrogi dla siebie z przeszłości, to myślę, że po prostu bym usiadł i powiedział: “He! Już masz kłopoty!”. Ale, mając tę mądrość, którą mam teraz, to patrząc na siebie z tego 2018 roku, prawdopodobnie uśmiechnąłbym się szeroko, klepnął po ramieniu i powiedział: “Nie trać tej misji, którą masz. Będzie, co ma być. Dasz radę”. 

A jeśli chodzi o warstwę muzyczną, to czym różni się Noir od XXI?

Czarek: Nie brałem udziału w tworzeniu XXI, ale znam trzecią płytę na wylot i mogę powiedzieć, że jest przysadziściej i gęściej. Jest też troszeczkę wolniej. Zawsze, jak ktoś o to pyta czy nawet, kiedy między sobą o tym rozmawiamy, to nasuwa się słowo “ciemniej”. Opuściliśmy strój o cały ton w dół – w drop A. Ci, którzy byli na naszych koncertach, mogli to usłyszeć – zarówno, jeśli chodzi o nowe numery, jak i o kawałki z XXI i z debiutu [The Devil Put People Here – przyp. red.]. To na pewno sprawiło, że jest gęściej na tej płycie, ale warstwa tekstowa też napędza tę chmurę. Mimo tego, że teksty są pamiętnikami Adriana, to też przechodziliśmy przez te wydarzenia, o których on pisze. To wszystko tworzy bardziej gęsty i duszny klimat. 

Klama: Ta płyta jest wolniejsza, cięższa i dojrzalsza. Jest mniej dźwięków, ale są one bardziej świadome. XXI jest dzika i zawiera elementy pierwszej płyty, a Noir jest nowym otwarciem tego zespołu. Czuję się, jakbym po raz drugi wydawał debiut. W końcu, będąc w jakimś składzie, zasypiam spokojnie. Jedziemy na próbę z różnych zakątków Polski (Czarek mieszka w miejscowości Susz pod Iławą, Klama w Puszczykowie pod Poznaniem, a Grzegorz i Łukasz mieszkają w Rybieńcu, w którym odbywają się próby It Follows – przyp. red.] i nikt nie marudzi, że trzeba przejechać 1,5 godziny w jedną stronę na próbę. Przychodzimy, robimy i jest zajebiście! Czujemy się też dobrze ze sobą – jesteśmy po prostu przyjaciółmi. Oddziałowuje to także na to, jak działamy na scenie jako zespół. 

Czarek: Mam również wrażenie, że w trakcie powstawania tej płyty zespół dojrzewał razem z nami. W tym czasie ja i Klama skończyliśmy 30 lat. Tak jak Adrian powiedział, w końcu powstał skład, który jest nastawiony na robotę. Wiemy, czego chcemy i jak mamy pracować i robimy to jak dobrze naoliwiona maszyna. W trakcie tego procesu powstał ten album – on się po prostu stał. Chociaż, kiedy dołączałem do zespołu, to właściwie cała warstwa muzyczna, poza wokalami, była gotowa do wydania…

Klama: Kiedy Czarek dołączał do zespołu, słuchaliśmy tego materiału oczarowani i chcieliśmy go natychmiast wypuścić. A finalnie zachował się tylko tytułowy numer…

Palnąłbym sobie w łeb, gdybyśmy wtedy wypuścili to, co pierwotnie stanowiło trzecią płytę! Myślę, że Noir jest najlepszą esencją tego, co wszyscy przeżywaliśmy przez ostatnie dwa-trzy lata. Pożegnaliśmy się z kilkoma członkami zespołu. Każdy poszedł w swoją stronę – życzę im powodzenia i wszystkiego dobrego. Myślę, że największą mądrością, jaką miałem zaszczyt posiąść przez czas powstawania tej płyty, jest świadomość własnej osoby i tego, jak ja oddziałuję na innych. Kiedy to zrozumiałem, przestałem się wkurwiać na siebie i innych. Ta płyta mnie w pewien sposób uspokoiła. Największe personalne gówno już przeszedłem – przestałem ślepo wierzyć w przyjaźń i zacząłem bardziej szanować słowo “przyjaciel”. Mogę wydawać się wypłukany z uczuć, ale przestałem się jarać byle czym. Jest mi o niebo lepiej. Noir jest taką siostrą XXI, która wyjechała do większego miasta, łyknęła trochę życia i nabrała więcej świadomości. Pomogła mi dorosnąć i złapać perspektywę – kiedy siedzisz cały czas w jednym miejscu, to się nie rozwiniesz, bo nie masz perspektywy. Dopiero, jak pojedziesz gdzieś indziej, to ją zyskujesz – i okazuje się, że wcale nie jest tak dobrze, jak Ci się wydawało…. Ta płyta otwiera zupełnie nowy rozdział. Dowieźliśmy z chłopakami naprawdę zajebisty album i cieszę się, że w całym tym procesie brali oni udział. 

Trochę mi wytrąciłeś pytanie z ręki, bo miałam Cię zapytać o to, jak zespół ewoluował przez te sześć lat istnienia…

Klama: Jezu… Ja już nawet nie pamiętam, kto grał w tym zespole! Pamiętam, z kim zakładałem It Follows… Na pewno pozdrawiam Andrzeja Kobiego, który wniósł wiele do zespołu pod kątem kompozycyjnym – kawałek Dying wyszedł spod jego łapy. Nie można ominąć Kuby Miaskowskiego, który nagrywał nam bas na XXI i studyjnie na Noir i, którego gorąco pozdrawiamy. Jeżeli chodzi o ekspresję live, to pozdrawiam Maxa Wiedemanna, który także sporo wniósł do tego zespołu. Nasze drogi się rozeszły, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dać tutaj wyraz wdzięczności…

Na początku zawsze zaczyna się ze składem, który jest pełen werwy i wszystkim się wydaje, że mają tę samą wizję, a potem się okazuje, że wcale nie. Jest osoba, która jest vision keeperem, w tym przypadku ja. Jest osoba, która ma odmienną wizję bandu i te dwie jednostki mają konflikt. Jest ktoś, komu się w sumie nie chce i ktoś, kto nie ma zdania, ale będzie w zespole po wsze czasy. Dlatego przez te wszystkie lata skład się zmieniał. 

Czarek: To, co ja zauważyłem w składach, w których byłem, to to, że jeżeli zespół kurczowo trzyma się pierwotnego składu, to z czasem umiera. Kiedy zakładasz zespół, który ma się rozwijać i iść do przodu, to nie ma kolegów. To tak, jakbyśmy grali w Fifę – koleżeństwo się kończy, kiedy zaczyna się robota (śmiech).

Klama: Słyszałem nie raz wprost bekę z tego, że “Klama zmienia składy”. Zawsze wtedy odpowiadam, że przynajmniej wokal się u nas nie zmienia! (śmiech) Trzy płyty powstały, zanim skład It Follows się ustabilizował. I dobrze, bo tak wygląda życie. Przestańcie się, ludzie, masturbować nad tym, że skład musi być jeden, a zespół – pełen kumpli i ziomeczków! Nie musi – przynajmniej na początku.

A powiedz mi… Ty w ubiegłym roku zszedłeś z gitary w It Follows. Jedynym gitarzystą jest obecnie Czarek. Napisałeś na swoim Instagramie, że ta decyzja pomogła otworzyć wiele drzwi dla całego bandu. Jak to, że zrezygnowałeś z bycia gitarzystą, wpłynęło na zespół? 

Klama: To było tak, że chłopaki się zgadali i powiedzieli mi na callu zespołowym, że albo zejdę z gitary i Czarek będzie jedynym gitarzystą, albo zespół zostanie zawieszony, a później ogłosimy upadłość. To co ja miałem zrobić? Dlatego sprzedałem gitarę (śmiech). A tak całkiem serio, formuła mi się zaczęła wyczerpywać i zaczęło mnie bardziej nosić. Przestało mi się w ogóle chcieć grać na gitarze – leżała w domu nieruszana. Zostawiłem więc Czarola z tą gitą, a sam skupiłem się na wokalizach. Zresztą, już lata temu doszedłem do wniosku, że jestem bardziej wokalistą, niż gitarzystą. Okej, zaczynałem na gitarze, ale już rok później miałem swój pierwszy wokalny numer. 

Stwierdziłem więc, że zespół potrzebuje wyjść z pewnego schematu. To naprawdę słychać, kiedy wokalista jest jednocześnie gitarzystą. Dlatego szybko przegadaliśmy temat i gitara poszła do Rafała z Shadohmu

Czarek: Pamiętam, jak zaczęliśmy kombinować z numerami pisanymi na jedną gitarę. Chodziło o to, żebym ja został na gicie, a Klama mógł się odpalić wokalnie. Jedno, drugie, trzecie podejście i uznaliśmy: “Dobra, niech tak zostanie!”. Zwrotki w numerach są dzięki temu ciekawsze gitarowo, bo wokalista nie musi tego grać, tylko po prostu robi swoje – a Klama, moim zdaniem, jest w stanie zaśpiewać wszystko. Został mi więc otworzony szlaban i dostałem motywacyjnego kopa w dupę (śmiech). Ta zmiana wyszła nam na dobre i gdyby nie ona, to takie numery, jak Maggots czy All My Friends Are Dead mogłyby nie powstać.

Klama: Ja się już zaczynałem czuć klaustrofobicznie, stojąc z tą gitą przy mikrofonie. Niby możesz odejść od tego mikrofonu i trochę się pobawić, ale to nie jest to samo, jak wtedy, kiedy robisz swoje jako wokalista. Było parę koncertów, kiedy razem z Czarolem grałem na gitarze. Ostatnim z nich był gig w Gdańsku – wcześniej zagraliśmy jeszcze w Poznaniu w Klubie u Bazyla… Ale nawet nie wiem, czy to była trudna decyzja. Natomiast nie została podjęta pochopnie, tylko stopniowo dojrzewała. Patrzyłem na tę gitarę i myślałem: “Nawet nie chce mi się Ciebie wziąć do ręki”. Poza tym Czarol jest moim ulubionym gitarzystą – to, co on robi na tej gitarze, to jest jakaś magia! Nie chciałem więc go ograniczać, a jednocześnie chciałem sobie dać więcej przestrzeni. W tej sytuacji nie ma minusów – jest ona korzystna dla wszystkich. Nawet jak ktoś mi wypomni, że zaczynałem jako gitarzysta, to będzie przez niego przemawiać ego gitarzysty, którego ja nigdy nie miałem.

5 kwietnia ukazała się Noir, zagraliście też wtedy koncert w Gdyni. 12 kwietnia gracie w Warszawie. A co potem? 

Klama: Nie wiem. Nie została ogłoszona żadna trasa na wakacje. We wrześniu ja jestem wyjęty [we wrześniu odbędzie się druga część trasy Czarna Pascha grupy Batushka, na której zagra także zespół Shadohm, którego wokalistą jest Klama – przyp. red.]. Jest to z naszej strony mały eksperyment, bo płyta wychodzi teraz w kwietniu, a festiwale już są zabukowane, więc jesteśmy trochę w piździe. Mnie będą obowiązywały terminy jesienno-zimowe i nie jestem w stanie w tym momencie zaplanować czegoś, za co mógłbym się położyć krzyżem i powiedzieć: “Ja tego nie ruszam!”. Myślę, że koncertowo będziemy robić jakieś strzały bardziej w kierunku południa Polski – graliśmy w lutym w Krakowie i było super! Poza Gdynią i Warszawą, nie mamy żadnych planów koncertowych. Ale, znając życie, może się coś wysypać – w takim sensie, że kalendarz koncertowy może nam się nagle zapełnić. 

Czarek: Jeżeli tak się stanie, to przywitamy taki stan rzeczy z otwartymi ramionami. Natomiast obecnie dużo się dzieje w naszych prywatnych życiach i trudno jest nam zaplanować cokolwiek. Zobaczymy, co się wydarzy 🙂  

Klama: Bez spiny. Każdy ma co robić i nie będzie łatwo nam pogodzić to wszystko. Ale myślę, że fajnie byłoby zrobić mini-trasę – dwa weekendy po trzy dni na północy i na południu, kiedy już płyta wyjdzie.

Bardzo dziękuję za Wasz czas 🙂 

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments