Roy Einar Dreng to nietuzinkowy muzyk, który zrobił dużą karierę w Polsce. Porozmawialiśmy o jego muzycznej przygodzie, jak i o nowościach.
Jesteś piosenkarzem i autorem tekstów. Skąd u ciebie zamiłowanie do muzyki?
Cała moja twórczość wywodzi się z miłości do natury. Z dźwięków i rytmu morza, rzek oraz wiatru. Ale uświadomiłem to sobie dzięki radiu, winylom Chucka Berry’rego oraz mandolinie, skrzypcom i gitarze mojej babci.
Grasz własną muzykę, ale intepretujesz także Boba Dylana. Dlaczego akurat on?
W młodości natknąłem się na płytę Boba Dylana zatytułowaną Desire. Dźwięki przywodziły na myśl muzykę cygańską. Po prostu zakochałem się w tym brzmieniu. Zacząłem częściej słuchać płyt Dylana i za każdym razem wywierały na mnie ogromne wrażenie. Ich brzmienie było nowe i zupełnie inne niż to, czego słuchałem dotychczas. Muzyka była szczera, bezpretensjonalna, płynęła prosto z serca. Wkręciłem się. Twórczość Boba była niesamowicie różnorodna, od prostych piosenek folkowych, poprzez gospel do rocka. Jego głos był szczery i lekko nieoszlifowany. Coraz bardziej zagłębiałem się w jego piosenki i narrację, to jak buduje zdania. Dzięki niemu znalazłem przeróżne rodzaje muzyki. Dla mnie Bob Dylan to gwiazda. To poeta.
Zagrałeś wiele koncertów, także w naszym kraju i jesteś tutaj znany. Mało tego, twoja menadżerka to Polka. Jak to się stało?
Idziemy przez życie niezbadanymi ścieżkami. Kiedyś miałem koncert na Starym Mieście w Gdańsku, w pubie muzycznym mojego znajomego. Ktoś mnie usłyszał, moja muzyka się spodobała i zaproponowano mi granie podczas wernisażu obrazów. To doprowadziło do kolejnych koncertów i właśnie wtedy zacząłem współpracę z moją genialną managerką Ewą Borowiec. A potem już się potoczyło. Uwielbiam grać w Polsce, ponieważ są tutaj profesjonalni dźwiękowcy, a publiczność interesuje się kulturą i moją muzyką. Wszędzie, gdzie nie zagram, spotykam się z niezmiernie ciepłym przyjęciem.
Właśnie. Trzy twoje teksty utworów przetłumaczył inny wokalista, Michał Wiraszko. Opowiesz mi trochę więcej o tej współpracy?
Nie poznałem go jeszcze osobiście. Współpraca nawiązała się poprzez przyjacielskie kontakty. Moja menedżerka jest zaprzyjaźniona z inną menedżerką Anią Sztuczką, a Michał jest serdecznym znajomym Ani. Michałowi spodobały się moje teksty i przetłumaczył je na język polski, Zrobił to na swój własny sposób, interpretując po mistrzowsku. To dla mnie zaszczyt, gdy ktoś chce korzystać z mojej muzyki czy tekstów, zwłaszcza gdy słowa moich utworów zostały przetłumaczone na polski. Moje teksty można przełożyć na wiele sposobów, więc daję tłumaczowi wolność do interpretacji. Autora i tłumacza musi łączyć jakiś duchowy związek, jakaś niewytłumaczalna więź, tym bardziej niesamowita, gdy się nie znają. Bo przecież poezja to coś szalenie intymnego. Tłumacz to taki duchowy towarzysz poety. Pewna Polka nazwała to „komunią dusz”, ładnie, prawda?
Prawda. Masz swój zespół – R.E.DRENG & FRIENDS. Z kim pracujesz w formacji?
Mam przyjemność grania z utalentowanymi muzykami. Jednym z nich jest Szkot Ronnie Gerrard, który gra na skrzypkach i mandolinie. To prawdziwa legenda. Drugim muzykiem, z którym współpracuję już od wielu lat to utalentowany, kreatywny gitarzysta Leiv Inge Kvilhaug. Nasza trójka to skład podstawowy. Zarówno Ronnie, jak i Leiv mają wpływ na nasze aranżacje muzyczne i dodają swoje instrumenty tam, gdzie im to pasuje, tak ot, dla czystej przyjemności. Gdy gramy jako pełny zespół, używamy także podwójnego basu. Ale jestem także otwarty na nowych muzyków i nowe inspiracje.
Najnowszy twój album to Awareness. O czym jest ta płyta?
Ten album opowiada o wielu rzeczach. Przede wszystkim to album protestu. Ludzka chciwość jest odrażająca. Martwi mnie w jakim stanie jest środowisko, martwi mnie przemoc i korupcja. Ten album wyrósł także z mojej miłości do natury oraz dzieci.
Dlaczego poruszyłeś takie tematy na krążku? Nie boisz się kontrowersji?
Nie boję się. Jestem osobą nastawioną do świata pokojowo, ale kiedy widzę niesprawiedliwość, wykorzystywanie i zanieczyszczanie środowiska, nie jestem w stanie tego zaakceptować. Muszę zareagować. Wiem jak napisać piosenkę, więc wykorzystuję to, żeby w ten sposób przeciwstawić się takiej niesprawiedliwości. Dziwię się, że ludzie godzą się na tę destrukcję, na to zobojętnienie. Nie robimy nic pozytywnego. Norwegowie są zbyt rozpieszczeni i egoistyczni, więc nie są zainteresowani angażowaniem się w coś, co jest dla nich niewygodne. Kierują nimi chciwość i pieniądze. I politycy! Moim zdaniem politycy nie są wiarygodni. Nie są wzorami do naśladowania. Odzwierciedlają nas samych. Jednak dzieją się też pozytywne rzeczy. Wielu młodych ludzi, szczególnie kobiet, zaczęło wypowiadać się przeciwko zanieczyszczeniu środowiska i chcą coś zmienić. Warto ich posłuchać. Dać im przestrzeń.
I ostatnio piszesz piosenki po norwesku.
To zupełnie inny sposób myślenia i tworzenia. Kiedy słucham tych utworów, wyczuwam inną narrację, to powiązanie z naturą i religią. Ale i z norweskimi przesądami. Niewidzialnymi stworzeniami z zaświatów. Jak tylko wyjeżdżam z miasta na łono natury, od razu inaczej się czuję. Chodzi o to, żeby mieć otwarty umysł, żeby mieć w sobie miłość i szacunek. Nikt nie wie, co nas czeka po śmierci.
Jakie są twoje najbliższe plany?
Obecnie nagrywam w studio trzy piosenki. Będą także teledyski. Ale teraz, po tak długiej przerwie, zależy mi przede wszystkim na graniu koncertów.