Muzyka latynoska od dawna miała swoje miejsce w panteonie muzyki popularnej. Gwiazdy takie jak Shakira czy Enrique Iglesias cieszyły się sukcesami długo. Kiedy wydawało się już, że pop zostanie całkowicie zdominowany przez hip-hop nadszedł Luis Fonsi. Jego hit, Despacito, jest najczęściej odtwarzanym wideo na YouTube. Spowodował także lawinę, której nie dało się powstrzymać.
Sukces Despacito
Piosenka ta nie odznacza się niczym szczególnym. Nie jest utworem perfekcyjnym, nie ma też zabawnego teledysku jak Gangnam Style, który zdobył miliard wyświetleń jako pierwszy klip w historii YouTube’a. Tym ciężej zrozumieć jest, skąd wziął się tak mocny hype na tę piosenkę. Przyczyny można doszukiwać się w języku i rytmie. Hiszpański, choć dosyć popularny na świecie jest też na tyle egzotyczny, że mógł zostać językiem hitów.
W rytmie reggaeton
Łatwo jest rozpoznać reggaeton. Cechą charakterystyczną jest jeden rytm. Pochodzi on z piosenki Dem Bow jamajskiego wykonawcy pod pseudonimem Shabba Ranks. Wyobrażacie sobie co by było, gdyby hip-hop używał jednego perkusyjnego sampla?
Sukces piosenki Fonsiego pokazał światu jak dobrym biznesem jest ten rytm. W ten sposób powstała masa kawałków, śpiewanych po hiszpańsku, z tym jednym rytmem. Co jeszcze mogą nam zaoferować artyści reggaetonowi?
Dominacja muzyki latynoskiej
Jak wspomniałem wyżej, ciężko dzisiaj znaleźć listę przebojów bez hitów takich wykonawców jak J Balvin czy Bad Bunny. Tak jak w przypadku muzyki, którą wykonują, nie wiem, co ciekawego jest w tych dwóch panach. Despacito mogło być okropną piosenką, ale jedno trzeba przyznać – Luis umie śpiewać. Albo dobrze udaje.
Przepis na piosenkę reggaetonową jest prosty: rytm z Dem Bow, tłukący przez całą piosenkę, skromne sample, z których czasem aż wylewa się bieda, raper śpiewający po hiszpańsku z Autotunem na głosie. Potem taki kawałek wystarczy nagrać, wypuścić w eter i voila – mamy murowany hit.
Trendy mijają…
Na szczęście nie trzeba się bać. Wystarczy uzbroić się w cierpliwość i czekać. Reggaeton w końcu przeminie, zostanie tym fragmentem historii muzyki, którego nie będziemy miło wspominać. Tak jak bling rap czy starzejący się jak mleko pop z lat 80. Miejmy tylko nadzieję, że nie przyjdzie po nim nic gorszego.