Muzyczny powrót po siedmiu latach? Tak, to możliwe! W lipcu ukazała się kolejna płyta studyjna poznańskiego zespołu Muchy, a ja mogłam o tym porozmawiać z Michałem Wiraszką.
Zacznijmy może od tytułu płyty, a jednocześnie pierwszego singla – “szaroróżowe”. Co to oznacza? Czy życie, bądź otaczający Muchy świat jest właśnie… szaroróżowe?
To taka nasza kolejna wersja powiedzenia typu „raz na wozie, raz pod wozem”, „bilans musi wyjść na zero”, czy „halfway between the gutter and the stars”. Koniec końców – pełnia życia zakłada komplet doznań, tych dobrych i tych złych. Warto się z tym pogodzić i zadbać, aby minusy nie przesłoniły nam plusów.
Czekaliśmy na nowy album Much aż siedem lat. Jak to jest nagrywać coś nowego po tak długim czasie? I dlaczego trwało to tyle lat?
Faktycznie minęło już mnóstwo chwil od naszej ostatniej studyjnej przygody i chociaż każdy z nas w międzyczasie ocierał się o sytuacje studyjne, to jednak szaroróżowa sesja nagraniowa była wyjątkowa pod każdym względem. Nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy sytuacji, w której album powstawałby nie jako zbiór gotowych piosenek, a raczej jako zapis procesu twórczego, pewnej improwizacji, która była oparta na luźnych szkicach z sali prób i wymianie energii pomiędzy nami. Nie stałoby się tak pewnie, gdyby nie kilkuletnia absencja, podczas której zyskaliśmy zupełnie inne spojrzenie na życie, inną perspektywę na sprawy duże i małe. Ten czas, który upłynął był niezbędny do tego by zespół dojrzał i chociaż nikt specjalnie tego nie planował to wygada na to, że wychodzimy właśnie po przerwie na drugą połowę, by rozegrać nasz najlepszy w życiu mecz.
W tworzeniu krążka wzięło udział bardzo dużo innych twórców – na przykład Bela Komoszyńska, Zbigniew Krzywański, Monika Borzym, Katarzyna Nosowska… Jak się udało panom wszystkich zaprosić? Jak wyglądała z nimi praca?
Udało się, bo płyta dojrzewała prawie rok, czekając na koniec pandemii. Zaprosiliśmy wszystkich, których po drodze spotkaliśmy w tamtym czasie. Jana Borysewicza, z którym współpracowałem przy tekstach na nowy album Lady Pank. Kasię Nosowską i Pawła Krawczyka, u których zatrzymałem się na kilka tygodni, aby nagrać wokale na płytę. Monikę Borzym, z którą znamy się oraz uwielbiamy od paru ładnych lat i zawsze było moim marzeniem z nią zaśpiewać. Belę, która zaczarowała tytułowy refren. Zbyszka, przy którego gitarze dorastałem. Mógłbym tak długo…
Mamy, póki co, trzy single – Szaroróżowe, Lato 2010 i 22 godziny. O czym te utwory opowiadają̨
Szaroróżowe to słodko-gorzka impresja o zmieniającym się świecie. Lato 2010 to nasza podróż sentymentalna do czasów pierwszych płyt i tras koncertowych. Każdy ma takie ulubione swoje lato. Naszym jest lato 2010. Z kolei 22 godziny to uniwersalna historia o tęsknocie i samotności w erze cyfrowych romansów. Ogólnie cały ten album to taka refleksyjna mozaika o aktualnym świecie i sposobach na jego uratowanie.
Czy będzie jeszcze jeden singiel?
Tak, możliwe nawet że dwa. Myślimy o Psach miłości i Nie tak. Być może będziemy jedną z tych piosenek promować jesienne koncerty, ale nie jest to jeszcze w tej chwili wiążąca deklaracja. Ostateczna decyzja zapadnie niebawem, a to co w tym momencie jest pewne, to że zespół nie zniknie wraz z końcem lata i damy wkrótce znać o najnowszych planach koncertowych.
Szaroróżowe zostało bardzo dobrze przyjęte przez słuchaczy. Ja sama uważam, że – ogólnie – jest to jeden z najlepszych albumów tego roku i jest on bardzo… osobisty, intymny. Skąd wynikła ta szczerość w tekstach?
Bardzo dziękuję. Też uważam, że ta piosenka otwiera trochę nowy rozdział w życiu tego zespołu. Szczerość wynika pewnie trochę z otwarcia się i z samego upływu czasu. Nie mam już ani chwili na półśrodki i bardzo mi zależy na dobrych treściach, a treści szczere są zawsze dobre.
Zaczęli panowie grać koncerty, przy okazji, które promują ten “szaroróżowy” materiał. Jak to jest występować z nowymi utworami? Czy mocno odczuwają panowie jakieś zmiany z powodu pandemii?
Mieć możliwość występowania z tak „długo dojrzewającą” płytą jest czymś niezwykle oczyszczającym. Czekaliśmy na ten moment niemal półtora roku od nagrania Szaroróżowe. Niektóre z piosenek powstały już pod koniec 2018 roku. Radość, która pojawia się na scenie podczas dzielenia się materiałem z publicznością, jest uczuciem niepodrabialnym. Sam wpływ pandemii na spotkania z publicznością, paradoksalnie, wypada pozytywnie. Mam wrażenie, że widzowie, których mieliśmy szansę do tej pory spotkać, są bardzo stęsknieni muzyki na żywo. Dają z siebie pod sceną 150%. Dla nas jest to motywacja do koncertowania jak nigdy dotąd – na kilku koncertach tegorocznej trasy zagraliśmy niemal 2,5 godzinne koncerty. Zostawiamy na scenie wszystkie emocje i całą energię, którą danego dnia mamy do dyspozycji.
… czego można panu i Muchom życzyć?
Może to wytarty frazes, ale zarówno nam, jak i wszystkim w koło chciałbym życzyć zdrowia. Po stokroć. A samym Muchom? Życzyłbym, żeby na następny album nie trzeba było czekać aż siedem lat. (śmiech)