Pochodząca z Korei Południowej pisarka i filmowczyni Won-Pyung Sohn ma na koncie kilka książek. W Polsce jak dotąd dała się poznać czytelnikom jako autorka Almonda, czyli powieści dla młodzieży, której główny bohater to chłopiec, który nie odczuwa emocji. Debiutancka powieść zapewniła autorce miano bestsellera nie tylko w Korei, ale i za granicą.
Na spotkaniu z Won-Pyung Sohn podczas Międzynarodowych Targów Książki w Warszawie pojawiły się tłumy. W rozmowie poruszyłyśmy temat nie tylko książek, ale i filmów. Zapraszam!
Dzięki Pani wielu czytelników z Polski zakochało się w literaturze azjatyckiej. Na naszym rynku królują książki anglojęzyczne twórców z USA i Wielkiej Brytanii. Podczas lektury Almonda miałam jednak poczucie, że ta historia mogłaby dotyczyć nastolatków z dowolnego regionu świata. Czy nadanie jej uniwersalności to celowy zabieg?
Won-Pyung Sohn: Almond faktycznie wydaje mi się bardziej uniwersalny od innych książek wydawanych w Korei. Za granicą jest on czytany i rozumiany dzięki emocjom, które każdemu z nas towarzyszą.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że pomysł na fabułę pojawił się, kiedy urodziła Pani dziecko. Co stanowiło największe wyzwanie podczas pisania Almoda?
Najtrudniejsze były właśnie emocje. Ja sama je odczuwam, a główny bohater nie. Musiałam starać się „ucinać własne emocje”, kiedy wyobrażałam sobie postacie w różnych sytuacjach i to było najtrudniejsze podczas pisania.
Jak to wyglądało z bohaterami? Czy w przypadku Almonda najpierw miała Pani pomysł na temat i do niego wymyśliła Pani bohaterów, którzy do niego pasują, czy raczej odwrotnie?
Jak byłam młodsza, to zazwyczaj zaczynałam wymyślanie powieści od strony postaci, ale teraz, kiedy kilka lat temu urodziłam córkę, zauważyłam, że z dzieckiem nie mogę porozumieć się językiem tylko właśnie emocjami. Wtedy uświadomiłam sobie jak ważne one są w komunikacji. Jak się komunikować i żyć bez nich? To był mój punkt wyjścia podczas tworzenia Almonda.
Czy taki sam schemat działania miała Pani przy innych swoich powieściach i scenariuszach?
Teraz idę raczej tematami, nad którymi chcę się zastanowić. Myślę o tym, co chcę przekazać. Jak byłam młodsza, to nie zawsze wiedziałam, co będzie na końcu powieści. Budowałam historię, ale nie wiedziałam, co chcę przez nią powiedzieć. Teraz chciałabym tworzyć bardziej odpowiedzialne teksty. Może czasami wrócę do starszych idei, nie chcę się od nich odcinać, ale bardziej skupiam się na finale.
Do Almonda zainspirowało Panią pojawienie się dziecka. A co inspirowało Panią do pisania innych powieści?
Gdybym miała mówić tylko o swoich doświadczeniach, miałabym ograniczony obszar do pisania, więc patrzę na różnych ludzi w różnym wieku, by wykreować jakąś postać, czasami zupełnie inną ode mnie. Czasami patrzę na własne środowisko, ale nigdy nie piszę o jakimś realnym człowieku kropka w kropkę. Gdybym tak robiła, to czułabym się jakbym kopiowała czyjeś historie i miałabym jakieś limity. Teraz bardziej zastanawiam się nad wartością treści, niż kiedyś. Trzeba dużo obserwować i wyobrażać sobie różne scenariusze.
A kto jest zawsze pierwszym czytelnikiem?
Mój mąż jest pierwszą osobą i trochę przymusowo musi być recenzentem [śmiech].
Krytykuje czy wspiera?
Wydawnictwa się zmieniają, a mąż został [śmiech]. Dlatego ma ogląd na wszystkie moje prace. Stara się dawać opinię. Zazwyczaj kiedy mówi, że coś nie było zabawne, to czytelnicy to lubią, więc kiedy mówi, że jest super, to jestem przerażona i myślę sobie, że może nie wyszła mi ta książka [śmiech].
W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że marzyła, by zostać pisarką, odkąd była Pani mała. Czy są takie książki, które miały na Panią i na wybór Pani kariery zawodowej szczególny wpływ?
Jak byłam mała, miałam zawsze w domu dużo książek. To nie były czasy telewizji i Netfliksa, więc nie było co robić. A że miałam dostęp do książek, to czytałam te z tradycyjnymi bajkami dla dzieci i legendami. Dlatego też teraz piszę dużo książek dla dzieci.
Choć osobiście uwielbiam zakończenie Almonda, to jednak otwiera ono przysłowiową furtkę do kontynuowania tej opowieści. Czy myślała Pani o tym, by napisać drugą część, np. kiedy bohaterowie są już dorośli?
Jeśli o mnie chodzi, to ja już postawiłam ostatnią kropkę w tym tekście. Resztę zostawiam wyobraźni czytelników. Historia, którą ja znam, już się skończyła. W Internecie znajduję napisane przez fanów sceny, różne części, ale to należy do kogoś innego. Pisarz powinien wiedzieć, kiedy skończyć i postawić tę kropkę. Reszty ja nie wiem. Czytelnicy mogą mieć swoją wersję.
A czy czyta Pani te pojawiające się kontynuacje fanowskie?
Zazwyczaj nie są to długie teksty tylko obrazki, rysunki, np. jak według nich wyglądał główny bohater. Albo obrazki Yunjae z dziewczyną, albo Yunjae w przyszłości jako pisarz. Są to często komiksowe historyjki.
Czy widzi Pani Almonda również na wielkim ekranie? Czy ta historia należy tylko do sfery książek, czy jednak jako osoba zajmująca się filmem i reżyserią, miała Pani kiedyś pomysł na zrobienie ekranizacji?
Chciałabym, żeby ta książka została w strefie literatury. Przynajmniej przez jakiś czas. Nie wykluczam tego w przyszłości, ale na ten moment nie chcę filmu.
A w przyszłości, zakładając, że nadejdzie odpowiedni moment, to uważa Pani, że jako autorka mogłaby w najlepszy sposób przełożyć tę historię na film, czy jednak wolałaby Pani zaufać w tej kwestii innemu twórcy? A może były już takie propozycje?
Nie zastanawiałam się nad tym. Były propozycje ekranizacji, ale wszystkie odrzuciłam. Nie słuchałam nawet warunków ludzi, którzy chcieli zrobić film. Nie chciałabym teraz tego robić. Gdyby zekranizowano Almonda, pewnie nie miałabym możliwości spotkania się z czytelnikami czy to w Polsce, czy gdzieś indziej. Ludzie nie czytaliby książki, tylko znaliby ekranizację.
Ma Pani takie podejście do wszystkich swoich książek, czy Almond jest w tej kwestii wyjątkowy?
Jedną z książek sprzedałam ostatnio w Korei na serial. To nie tak, że jestem zamknięta na wszystkie propozycje. Almond jest dla mnie szczególny, bo to powieść dla młodzieży. Dlatego inaczej do niego podchodzę.
Pozostając w strefie filmu… Trudno porównywać czas i wkład pracy w kontekście tworzenia filmów i książek, ale może jedno z tych dwóch wydaje się bardziej angażujące emocjonalnie? Co sprawia Pani więcej „frajdy”?
Te koncepty bardzo się różnią. Podczas pisania jestem sama. Myślę o czytelniku i on się pojawia jako odbiorca, ale podczas procesu tworzenia jestem tylko ja. Przy filmie jest dużo ludzi. To kooperacja, wspólna praca. Wtedy jest fajnie, wesoło, wspieramy się i pocieszamy. To zależy od tego jakie mamy relacje społeczne, które czasami są wykańczające. Za to kiedy piszę jestem momentami samotna, ale też uważam, że to czasami wygodne. Nie muszę martwić się o relacje. Dlatego kiedy nagrywam film to chcę pisać książkę, a kiedy piszę książkę to chcę nagrywać film. Praca w filmie jest też ograniczona przez kapitał. Musisz myśleć o pieniądzach. A pisać możesz wszystko, co ci się podoba. Może jest to mniej ekscytujące, ale daje to większy spokój mojej duszy.
A co jest trudniejsze: pokazanie emocji (albo właśnie ich braku) bohaterów książki, czy ukazanie emocji postaci w filmie?
To trudne i dla książek, i dla filmu. Czytelnik zobaczy to, co napisałam jako pisarka, za to film to też aktorzy. Nawet jeśli ja napiszę coś super, to jeśli aktor tego nie zagra, nie pokaże odpowiedniej ekspresji, to nic z tego nie będzie.
Czy Pani pisarskie plany oscylują wokół książek młodzieżowych i psychologicznych, czy chciałaby Pani kiedyś napisać coś w zupełnie innym gatunku?
Chciałabym spróbować różnych gatunków i tematów. Po Almondzie w Korei wydałam wiele innych książek. Bohaterką jednej z nich jest dziewczyna koło trzydziestki, która ma problemy ze znalezieniem zatrudnienia. Inna jest o mężczyźnie koło pięćdziesiątki, któremu w życiu wiele spraw nie wyszło, a teraz próbuje nowych rzeczy, by odnieść sukces. Są pisarze, którzy piszą w jednym gatunku, a ja staram się je zmieniać.
Dziękuję za poświęcony czas i za spotkanie. Mam nadzieję, że niedługo w Polsce ukażą się kolejne Pani książki. Almond ukazał się nakładem Wydawnictwa Mova.
Za tłumaczenie podczas wywiadu bardzo dziękuję pani Alinie Martyniak.
Zachęcamy do zapoznania się z recenzją książki Almond.