Mark Wolynn – Nie zaczęło się od ciebie [recenzja]

1
2176

Nie zaczęło się od ciebie Marka Wolynna to książka biorąca sobie za cel pomoc osobom zmagającym się z traumami psychicznymi, próbująca ten temat ugryźć z nieco innej strony. Jak się to udało?

Człowiek jest niesamowicie złożonym stworzeniem. Ilość układów, systemów, komórek i impulsów, które muszą funkcjonować w ściśle określony sposób, jest wręcz oszałamiająca. Zdobywamy wiedzę na temat nas samych (jak i otaczającego nas świata) już od relatywnie długiego czasu, ludzkie ciało jest jednak najprawdopodobniej studnią bez dna. Nie ma w zasadzie dnia, w którym nie dowiedzielibyśmy się czegoś nowego, nie zaproponowali kolejnej hipotezy, nie przeprowadzili tego samego eksperymentu po raz tysięczny w nieco tylko innych warunkach. Niewiadomych jest mnóstwo, pocieszający pozostaje jednak fakt, że nauka nieustannie się rozwija. Ach, ta ludzka ciekawość – czy nie bywa czasem piękna? Do czego jednak zmierzam? Jedną z rozwijanych od niedawna gałęzi nauki jest epigenetyka, fascynujące zagadnienie, na którym zasadza się (przynajmniej pozornie) recenzowana przeze mnie książka.

O co w tym chodzi?

Mówiąc w sporym uproszczeniu, epigenetyka jest nauką badającą zmiany w procesach związanych z różnicowaniem komórek w organizmach. Nie skupia się jednak na zmianach samych sekwencji nukleotydów (podstawowego budulca DNA), a na sposobie ich dekodowania pod wpływem różnych czynników (również zewnętrznych). Co to oznacza w praktyce? Na przykład to, że w organizmach osób żyjących z przewlekłym PTSD (zespołem stresu pourazowego) może dojść do zmian, które odziedziczy ich potomstwo. Zmian, które zaczynamy dopiero badać, a z wielu względów nie są to badania łatwe. Na pewno jednak nie powinniśmy być tak pewni w swoich twierdzeniach jak Mark Wolynn.

Powołuje się on w dużej mierze na dorobek naukowy profesor Rachel Yehudy. Jest ona psychiatrą i neurobiolożką (odpowiednio UMass Amherst i Yale), pracującą obecnie w IMMS w Nowym Yorku, jednej z najlepszych szkół medycznych w Stanach. Jej praca orientuje się głównie właśnie wokół PTSD, chociażby na przykładzie dzieci osób, które przeżyły Holokaust, czy dzieci ciężarnych kobiet, ocalałych z ataków z 11 września. Wokół wyników jej badań nie brakuje jednak kontrowersji – co przyznaje sam Wolynn, mimo to w żadnej sposób się do nich nie odnosząc – każących brać na nie poprawki (dla zainteresowanych: klik). Autor podaje w swojej książce kilka źródeł, które z ciekawości zrewidowałem, wiele z nich jednak nie dowodzi niestety zawartych w niej twierdzeń.

O czym jest sam tytuł?

Mark Wolynn jest terapeutą pracującym z ludźmi zmagającymi się z traumą. We wprowadzeniu zarysowuje kształt swojej osoby i doświadczeń życiowych, następnie przez pewien czas przybliża czytelnikowi tematykę epigenetyki, traumy i własnych obserwacji. Do tego momentu książka jeszcze się w miarę broni (choć, jak wspomniałem, można znaleźć zastrzeżenia np. co do przytaczanych przez niego badań), później robi się jednak dość dziwnie. Podając mnóstwo przykładów anegdotycznych autor próbuje wykazać skuteczność swoich teorii, miejscami niestety się ośmieszając. Dla przykładu: opisuje historię dwudziestolatka, który pewnej nocy obudził się strasznie przemarznięty. Nie potrafił się rozgrzać i od tego czasu (przyszedł do Marka po niespełna roku) nie spał i było mu wiecznie zimno. Po zebraniu wywiadu rodzinnego terapeuta dowiedział się, że wujek chłopaka przed wieloma laty w wieku 20 lat wpadł do szczeliny w lodzie i zmarł z wychłodzenia – miała się więc ta trauma na młodego krewniaka przenieść. Chłopak zrozumiał źródło swojego niepokoju i wyzdrowiał, wszyscy są zadowoleni.

Niestety – nie ma najmniejszej możliwości, żeby coś takiego było prawdopodobne, jakkolwiek mocno nie chciałby w to pan Wolynn wierzyć. Podobne, błędne wnioski, wyciągane na podstawie niezrozumienia procesów epigenetycznych i funkcjonowania ludzkiej psychiki, są niestety w tej książce bardzo powszechne. Autor nie jest jednak ani biologiem, ani psychologiem, więc można mu to w pewnym stopniu wybaczyć – w końcu skoro ludziom to pomaga, to nie dzieje się nic złego, prawda?

Niestety, nie do końca.

Większa część Nie zaczęło się od ciebie to porady i opisy technik, za pomocą których można spróbować uporać się ze swoją traumą. Niektóre są jednak według mnie wybitnie szkodliwe. Autor przywiązuje bardzo dużo uwagi do prób odbudowania relacji rodzinnych, przedstawiając je jako cudowne lekarstwo. Podobne, autorytarne stwierdzenia mogą jednak przynieść o wiele więcej złego, niż dobrego. Każda sytuacja jest inna, w wielu przypadkach próby pojednania z toksycznym rodzicem mogą okazać się niebezpieczne, wbrew temu, co przedstawia autor. Reszta książki to zagadnienia takie jak: wewnętrzne opisy, siła lecząca wewnętrznego języka, wewnętrzna skarga, cztery motywy podświadomości, więzienia lęku, przykłady leczących zdań czy poszukiwanie źródła wewnętrznego zdania.

Muszę przyznać, że zawiodłem się na tej pozycji, szczególnie po przeczytaniu jego opisu. Ani to „mocne dowody”, ani „potwierdzenie tego, co od dawna przeczuwało wielu specjalistów”. Znajdziemy tu niestety więcej pseudopsychologii niż nauki, a część poradnikową również traktowałbym ze sporym dystansem. Osobiście nie uważam tej książki za wartą uwagi.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Agata
2 lat temu

Mam poddobne odczucia, książkę dostalam, ze świętną rekomendacją…niestety mój umysł odbija jak fale, podobne teorie. Pod koniec czułam juz wielkie wrr i brr. Historyjki pretensjonalne, teorie podobnie. I znowu zadziwia mnie, jak wielu ludzi, chłonie bezkrytycznie podobne treści. Jak łatwo, powolujac się na naukowe teorie, tworzyć iluzję wiarygodności. Irytująca lektura.