Pod koniec września tego roku na polskim rynku wydawniczym pojawiła się niezwykle ciekawa i ważna moim zdaniem książka – W królestwie Monszatana. GMO, gluten i szczepionki Marcina Rotkiewicza.
Na początek warto przyjrzeć się postaci autora. Marcin Rotkiewicz to urodzony w 1972 roku w Warszawie dziennikarz naukowy, magister dziennikarstwa i filozofii. Trzykrotnie zdobywał wyróżniania na konkursie im. Karola Sabatha, dwa razy nominowany był do nagrody Grand Press. Pisał dla Rzeczpospolitej, Gazety Wyborczej, Wprostu, Newsweeku Polska i serwisu naukowego PAP, od 2001 roku pracuje zaś dla działu nauki Polityki. Jest autorem dwóch książek: wywiadu-rzeki z jednym z najwybitniejszych polskich neurobiologów i biochemików, zmarłym w tym roku prof. Jerzym Vetulanim (Mózg i błazen, Wydawnictwo Czarne, 2015) oraz opisywanego Monszatana.
Tytuł książki brzmi bardzo kontrowersyjnie. Monszatan jest nawiązaniem do koncernu Monsanto, jednego z największych graczy na światowym rynku biotechnologicznym (który często przedstawiany jest jako bezwzględna, bezduszna korporacja, zarabiająca na niszczeniu środowiska i podtruwaniu ludzi), podtytuł zaś mówi sam za siebie. GMO – zabawa w Boga, igranie z porządkiem Natury, szaleni i bezmyślni naukowcy. Gluten? Cichy zabójca, podstępnie wykradający z nas siły i zatruwający organizm. Szczepionki są z kolei sposobem na depopulację, nie działają i odpowiadają za dużą część dzisiejszych chorób (z autyzmem na czele), a to wszystko to za przyzwoleniem władz i skorumpowanych przez Big Pharmę lekarzy.
Czy kiedykolwiek spotkaliście się z prowadzeniem takiej narracji w odniesieniu do tych kilku tematów? Z pewnością – internet wręcz kipi od doniesień i historii związanych z katastrofalnymi skutkami wprowadzania do środowiska zmodyfikowanych genetycznie roślin czy z bandyckimi metodami prób kontroli rolników i upraw przez Monsanto. Nietrudno też trafić na informacje, że lekarze nie szczepią swoich dzieci, a same szczepionki nie są w żaden sposób przebadane pod kątem bezpieczeństwa. Cóż, niestety; największa zaleta internetu jest zarazem jego przekleństwem – mówię tutaj o dostępie do informacji i łatwości w tworzeniu i umieszczaniu ich.
„Kłamstwo zdąży obiec pół świata, zanim prawda włoży buty”
W swoim Monszatanie Rotkiewicz skupia się głównie na temacie GMO – i bardzo słusznie, jako że na jego przykładzie bardzo dobitnie pokazuje, czym skutkować może skuteczna dezinformacja społeczeństwa. W bardzo rzeczowy i spokojny sposób przybliża czytelnikowi używane na świecie techniki modyfikacji genetycznych, opisuje historię badań nad organizmami GMO i sytuację panującą w dzisiejszym świecie biotechnologii. Zdaje nam również sprawozdanie z prywatnego śledztwa, które przeprowadził, chcąc się dowiedzieć, skąd biorą się kontrowersje związane ze stosowaniem i wdrażaniem technologii GMO. Czy rzeczywiście taki ten diabeł straszny?
Osobiście tematyką modyfikacji genetycznych interesuję się od kilku ładnych lat, staram się też w miarę możliwości śledzić postępy, jakie odnosi (lub próbuje odnosić) na tym polu nauka. Pewne informacje nie były dla mnie więc zaskoczeniem – jak np. ta, że nie istnieją żadne rzetelne badania wskazujące na niebezpieczeństwa związane z uprawianiem i spożywaniem roślin GMO (dla przeciwwagi – istnieje cała góra badań wskazujących na brak dodatkowego ryzyka z tym związanego). Nie wiedziałem jednak, skąd wzięła się ta cała histeria i dlaczego tak naprawdę nie korzystamy z dorobku ludzkości na tym polu, skoro obezwładniająca ilość materiału dowodowego wskazuje, że nie mamy się czego bać. Lektura Monszatana pozwoliła mi lepiej zorientować się w temacie, Marin Rotkiewicz wykonał w tym zakresie kupę dobrej roboty; w książce zawarta jest również dość bogata bibliografia, więc zweryfikowanie podanych przez niego informacji nie jest problemem.
Dzięki lekturze możemy poznać również sporo ciekawych informacji, odnoszących się np. do rolnictwa organicznego i jego historii (która jest historią mocno wstydliwą), działalności ruchów ekologicznych, które w zaślepieniu ideologią wyrządzają środowisku o więcej szkody, niż pożytku, czy też problemów, z jakimi zmagamy się w kwestii żywności jako ludzkość.
Czy warto?
Nie ukrywam, że czytanie Monszatana było dla mnie momentami bardzo frustrujące – nie dlatego jednak, że ciężko było mi pogodzić się z tezami przedstawianymi przez autora, a dlatego, że boli mnie odrzucanie zdrowego rozsądku w myśl osobistych przekonań, jeśli ma to wpływ na innych ludzi. Znakomicie ukazane jest to na przykładzie lobbingu Greenpeace’u w kwestii niedopuszczania do uprawiania roślin GMO w krajach Afryki. W efekcie – mimo braku racjonalnych przesłanek ku temu, by z możliwości uprawiania ich nie korzystać – na całym świecie każdego roku umierają i cierpią miliony osób (np. z głodu czy chorób wywołanych deficytem witaminy A), podczas gdy mamy środki, by tego cierpienia uniknąć.
W królestwie Monszatana to bardzo zręcznie i ciekawie napisana książka, która w niezwykle przejrzysty i wyważony sposób może przybliżyć kilka zagmatwanych, niejasnych pojęć i zjawisk. Argumenty odwołujące się do emocji mają jednak o wiele większą siłę przebicia niż fakty, dlatego zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdego sobą przekona – warto jednak dać jej szansę. Jest to w mojej opinii bardzo istotna publikacja i mam nadzieję, że choć w niewielkim stopniu przysłuży się popularyzowaniu nauki i sprowokuje do dyskusji na poruszane w niej tematy. Leży to bowiem w naszym najlepszym, jako ludzkości, interesie.