Krzysztof Skiba – artysta w każdym calu, bez którego polska scena mocno by ucierpiała. Jego twórczość na zawsze wpisała się w historię polskiej muzyki, dając pokoleniom moc rozrywki. Jak przeszłość ukształtowała jego wybory i karierę?
W książce Skiba ciągle na wolności. Autobiografia łobuza czytamy o Twoich dość odważnych działaniach w młodości, oczywiście w słusznej sprawie. Ryzykowałeś bardzo dużo. Czy patrząc z dzisiejszej perspektywy, zmieniłbyś coś z tamtych lat? Postąpiłbyś inaczej w jakiejś sytuacji? Nie chodzi mi o niepodjęcie działania w kwestii trwającego w latach 80. komunizmu, lecz o dołożenie ich.
Mam do siebie pretensje, że dałem się złapać milicji na akcji ulotkowej w Jarocinie. Po prostu miałem pecha, bo zauważył mnie jeden z funkcjonariuszy SB. Mój błąd polegał na tym, że jako młody rewolucjonista rwałem się do boju i zacząłem całą akcję zbyt wcześnie, gdy było jeszcze jasno. No ale gdyby nie ta wpadka, to nie poznałbym tak uroczego miejsca, jak areszt śledczy w Kaliszu przy ulicy Jasnej. W tamtych czasach wiele osób trafiało do więzień, więc nie było to nic specjalnego.
Czy Twoja determinacja doprowadziłaby do jeszcze bardziej odważnych akcji, gdyby nie areszt za rozrzucanie ulotek antykomunistycznych?
Rozrzucanie ulotek i kolportaż podziemnej prasy było ważną częścią uświadamiania społeczeństwa, gdyż wszystkie media były kontrolowane przez władze, a Internetu jeszcze nie było. Ale oczywiście nie były to jedyne akcje oporu, jakie robiłem z kolegami. W stanie wojennym chodziliśmy na nielegalne demonstracje i zdarzało się nam rzucać kamieniami w ZOMO. Pod koniec lat 80. organizowaliśmy jednak pokojowe, artystyczne happeningi, które ośmieszały władze.
Czy w dzisiejszych czasach Twoja współautorska gazeta Gilotyna miałaby w liceach rację bytu, oczywiście przy zachowaniu jej pierwotnej idei?
Myślę, że dzisiaj to nie byłaby gazetka, tylko jakiś szalony kanał w Internecie. Zmieniły się czasy i coś, co kiedyś było niezwykle rzadkie (jak np. wydawanie nielegalnej, szkolnej gazety), dziś jest czymś banalnie łatwym. Dziś każdy może redagować swoją stronkę na dowolnym portalu lub prowadzić bloga.
Czy według Ciebie prawdziwy rockman to równolegle człowiek-idealista?
Rockmani podobnie jak artyści innych dyscyplin, bywają bardzo różni. Na pewno do stworzenia prawdziwego rockmana potrzebny jest jakiś splot wrażliwości, oryginalności, talentu i wariactwa. Czy jest tu miejsce na idealizm? Powinno być.
Czy współcześnie jest jakiś program przypominający Ci Twój współautorski Lalamido? Jest ktoś na dzisiejszej scenie rozrywkowej, kto potrafi w taki sposób chociaż trochę poprawić humor ludziom zmęczonym często przytłaczającą ich rzeczywistością?
Lalamido było fenomenem lat 90. To moment, gdy Polska pozbyła się komunizmu i wdepnęła w do końca nie wiadomo co. To były też czasy entuzjazmu i prawdziwej wolności słowa. Program miał charakter hybrydowy. Łączył w sobie elementy magazynu muzycznego i kabaretowego. Byliśmy wojownikami wyobraźni. Dziś chyba bawią nas inne rzeczy.
Myślisz, że gdybyś nie wychowywał się w czasach komunizmu, cenzury i ograniczania praw człowieka, byłbyś człowiekiem mniej rewolucyjnym? Sądzisz, że takie warunki uczą nas prawdziwej walki o legalne bycie sobą?
Jestem z pokolenia stanu wojennego i gdyby generał Jaruzelski nie wyprowadził czołgów na ulicę, na pewno ja i moje pokolenie bylibyśmy innymi ludźmi. Takie ekstremalne doświadczenia kształtują człowieka. W Gdańsku stan wojenny miał dosyć dramatyczny przebieg, więc to było normalne, że się buntowałem. Miejsce i historia odgrywają dużą rolę. Gdybym urodził się w południowej Francji, pewnie pisałbym rzewne wiersze o miłości, a nie piosenki dla Big Cyca.
Z jakim wydarzeniem bądź historią chciałbyś być kojarzony? Co najbardziej sprawia, że czujesz się z siebie dumny?
Gdy podchodzą do mnie fani i mówią, że wychowali się na moich piosenkach, że mają w swych zbiorach płyty czy kasety Big Cyca i że nasza twórczość była ważnym elementem ich życia, to wówczas jestem dumny, bo to oznacza, że oni utożsamiali się z tymi piosenkami, a nasza twórczość odegrała istotną rolę w kształtowaniu ich świadomości i postaw. Nie ma nic gorszego dla artysty niż obojętność.
Twój tata często był gościem w domu – jako marynarz większość czasu spędzał na statku. Nie myślałeś nigdy o tym, aby pójść w jego ślady? Nie złapałeś bakcyla?
Pływanie po morzach i oceanach wydaje się takie pociągające i romantyczne. I coś w tym jest. Oczywiście, że jako dzieciak chciałem być taki jak tata. Przeważył jednak mój temperament artystyczny i magia sceny.
Czytamy w książce o koncertach rockmanów z prawdziwego zdarzenia. Naprawdę szalone akcje przed i po koncertach, często walka z czasem, aby dotrzeć na scenę. Jaka była największa porażka Big Cyca, jeśli chodzi o zawód fanów – czuliście się kiedyś po koncercie naprawdę źle?
To nie były nigdy jakieś wielkie dramaty. Raczej po prostu wpadki, które trafiają się każdemu zespołowi. Pewnego razu, na skutek awarii wozu, spóźniliśmy się dwie godziny na koncert i było naprawdę gorąco. O mało nie wybuchły rozruchy. Innym razem, na skutek nadmiaru whisky, nasz koncert osiągnął nieoczekiwany wymiar abstrakcyjny. Na szczęście nam się upiekło, bo publiczność była bardziej pijana od nas.
Poznając Twoją młodość odnosi się wrażenie, że od zawsze miałeś w sobie artystyczną iskrę. Więc… gdyby nie muzyka i kabaret, to co?
To być może byłbym prezydentem tego kraju albo sołtysem na wsi.
Jeśli Twój syn stanąłby przed Tobą mówiąc: „Tato, dzisiejszy system jest do kitu! Z kumplami idziemy zmieniać Polskę!”, jaka byłaby Twoja reakcja?
Problem w tym, że młodzi nie mają za bardzo ochoty na bunt. Fajnie, gdyby młode pokolenie zmieniło polską mentalność i wyzwoliło się z myślenia o Polsce jako wiecznej ofierze, której zagraża cały świat. Gdyby potrafiło wywietrzyć tę duszną atmosferę narzucaną nam przez historię, partie polityczne i rozliczne, polskie wariactwa. Niestety obawiam się, że to robota na kilka pokoleń i nawet gdyby syn z kolegami był bardzo zbuntowany, to nie zmieni się tego od razu. Jednak na pewno w takiej walce bym go wspierał.
Wywiad przeprowadziły Helena Śliwowska i Aleksandra Góra
Zachęcamy również do zapoznania się z rozmową z Jackiem Klossem!
“Zona przyszła trochę sama z siebie” – rozmowa z Jackiem Klossem