Masłowska nie umarła. Masłowska jest. Teraz już bez żadnych wojen, pawia, kotów, Rumunów i Świetlickiego mądrych słów. Teraz ludzie. Inni ludzie.
W rolach głównych wystąpi elegancki przyjaciel gej imieniem Carlo Rossie, sypiąca się choinka, kondom zawinięty w chusteczkę, bilbordy z plejowcami i sporo zawodu. To właśnie Inni ludzie. Najpierw zabierze nas Masłowska w podróż warszawskim tramwajem na gapę, wraz z wszelkimi jego (nie)urokami. Tym tramwajem jeździ menel rekomendujący crocsy, buka, zakonnice, dziadek-amator Pesy…
Szare twarze, ludzie bez marzeń
…no i on. Kamil. Niekarany. Artysta, tyle że niespełniony. Taki, co to mu skrzydła wiecznie podcinali przy samych plecach. Ma lat 32, rozczłapane, przemokłe najki, rachunek z pleja na 1500 złotych i tatuaż z powstańcem wyklętym w powstaniu. Jego mocne strony to okazjonalny seks, okazjonalna sprzedaż dropsów i wtórny analfabetyzm. Matka ciągle wypomina mu brak zatrudnienia, a kanary brak biletu. Ale w głębi duszy Kamil jest artystą. Kamil nagra płytę. A kiedy Kamil nagra płytę, wszystkim frajerom, co w niego nie wierzyli, opadną kopary aż do samej ziemi. Musi tylko ogarnąć te, no, bity.
To całkiem Inni Ludzie
Z metra przesiadamy się do wypasionego Volvo Maćka. To Volvo ma autopilota, funkcję masażu i inne bajery. A Maciek ma córkę-anorektyczkę, alimenty i kredyt we frankach. Córka go nienawidzi, żona też go nienawidzi, co więcej – nienawidzi go również ex-żona, co akurat wydaje się najbardziej zrozumiałe. Jest jeszcze kilkuletni synek, ale równie dobrze mogłoby go nie być. Najważniejsze, że jest kredyt i jest zdrada z tą grubą Klaudią, co to mu lajkuje wszystkie posty na fejsbuku.
Do tego jest Iwona – żona Maćka, chociaż w sumie niewiele to znaczy. Utopiona w xanaxie, zdradach, fit jedzeniu i fairtradowej włóczce. Zęby idealnie białe, życie idealnie spaprane, korzystna fryzura, dizajnerskie meble i doskonałe ubrania. Odejść? Jasne, że mogłaby odejść. Ale mieszkanie za ładne (i to na grodzonym osiedlu!), a kredyt za duży.
Jest jeszcze Aneta – pani na Rossmannie. Młoda, ładna, z Radzynia. I nie definiuje jej absolutnie nic.
To jest z miłością tak, że raz jest, raz jej nie ma
Bezcelowość. Bezsens. Marazm. Niechęć. Każdego z nich cechuje mniej więcej to samo, chociaż pozornie pochodzą z całkiem innych światów. Inni ludzie to szybki przekrój społeczeństwa, któremu wyżuta różowa guma przykleiła się do mózgu. Któremu się świat zapalił od szluga na dworcu i teraz się tli. Dogorywa. Tak na tych innych ludzi działa Polska i to miasto z ołowianym niebem, ten warszawski kosmos z Pakistańcami w UberEats i Ukraińcami w tym zwykłym. Mnóstwo smutku i tragizmu tkwi w tych banałach.
Czy to jest miłość? Jakiś rodzaj na pewno
Bohaterowie baprają się w lepkiej, bezkształtnej mazi beznadziei, szarej i brzydkiej jak całe to miasto. Wszędzie lepiący się, brudny, szary śnieg, którego nikt już nie chce. Patologia jest bliżej, niż myślisz. Żadne cudy nigdy się tu nie zdarzą, chyba że Jana Pawła. A Jana Pawła się krzyżuje z Solidarnością, nie?
Masłowska taka jest – myślisz, że już niczym Cię nie zaskoczy, a tu wjeżdża rap-książka. Wdziera ci się do mózgu i hojnie sypie igłami z usychającej, zapomnianej choinki. I bombki tłucze, a ciebie nawet nie ma kto pozbierać. Tą gatunkową hybrydą chałupniczego hip-hopu naszego powszedniego, polszczyzny z najbrudniejszych zakamarków miasta i jakiejś aury oczywistego tragizmu wywraca wszystko do góry dnem.
Język z defektem definiujący ludzi z defektem, dryfujący od peryferii po ścisłe centrum. Od dizajnerskich blatów po peerelowskie wersalki, od fairtradowej włóczki po rozklejone najki. Taki dramat w sam raz na dni dwa i pół, ale grunt, że obowiązkowy. Tę książko-płytę naprawdę warto mieć na półce i w głowie.
Bo tacy już są ci inni ludzie.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego.
Zapraszamy do lektury recenzji książki Hashtag!