Morskie kreatury prowadzące do zguby, leśne mary i monstrualne straszydła wrosły w kulturę jeszcze zanim człowiek potrafił ją zdefiniować. I chociaż są nietykalną podwaliną części świata, to nieustannie je reinterpretujemy i na nowo badamy. Jess Zimmerman w książce Kobiety i inne potwory. Tworzenie nowej mitologii”, śledzi figury demonizowanych w mitologii postaci kobiecych i odpowiada na pytanie, którego do tej pory nikt nie zadał. Kto uczynił powtora potworem?
Jess Zimmerman postanowiła wejść w polemikę ze światem, który wydaje się być nie do ruszenia, gdyż od wieków jawi się jako oczywistość. Efektem stała się książka Kobiety i inne potwory. Tworzenie nowej mitologii, która rozbiera skostniałe mity na części pierwsze i proponuje czulsze spojrzenie na demony. Szczególnie, że często są one naszym lustrzanym odbiciem.
Klasowa antypiękność
Żeby przyjrzeć się mitologicznym stworom, Zimmerman nie tylko wciela się w rolę antropolożki, ale przemawia również, a może i przede wszystkim z perspektywy kobiety. Całe życie orbitowała poza przyjętym kanonem piękna: za gruba, za pryszczata, za cienkie włosy, za (tu wstaw cokolwiek, czego nie widzi się dziś na Instagramie). Czy czuje się przez to słabsza? Nieszczególnie. Autorka porównuje bowiem brzydotę do nieokiełznanych i niepodporządkowanych mocy, którymi obdarzone zostały potwory w mitologii.
I nie, w żadnym stopniu nie namawia do tego, by kobiety dzieliły się na dwa obozy- brzydkich i silnych oraz ładnych i słabych. Jej rozważania przekonują za to, że z rzeczy postrzeganych społecznie jako wad, można uczynić swoją mocną stronę. Tak jak Meduza, która nieszczęście przekuła w największą broń. Nie ma nic złego w cellulicie, nadwadze, rzadkich włosach, problematycznej skórze. To my je zdemonizowaliśmy. Bo jak pisze Zimmerman, nie trzeba mieć dwóch głów, by być potworem. Wystarczą dwa podbródki.
Zgubne femme fatale
Mówi się, że syreny sprowadzają zgubę na nieszczęsnych żeglarzy. Są delikatne, ale w ich pięknie tkwi śmierć i szaleństwo. Gdy tylko otworzą usta, swoim cienkim i czystym głosem zwabiają mężczyzn, a ci w obłędzie rozbijają statki na skałach. Łatwo sprowadzić postać syreny do manipulatorki, wcielonego zła ukrytego za niewinną twarzą i anielskim głosem. Nikt w przeciągu dekad nie zadał sobie jednak pytania, o czym śpiewają syreny. Co czuły, kiedy samotne i zdesperowane siedziały na skałach, obserwując jak każdy człowiek, który kiedykolwiek próbował się do nich zbliżyć, traci życie.
Syreny przeważnie przewijały się w mitologii i jej reinterpretacjach jako femme fatale. Jess Zimmerman postanowiła zrehabilitować ich wizerunek. Nie trzeba było wiele, wystarczyło bowiem czułe spojrzenie spoza perspektywy, którą przez wieki narzucał nam patriarchat.
Nie odwracaj się od swojego potwora
Kiedy przyjrzysz się własnemu potworowi i ukochasz go, zamiast się go pozbywać, w życiu może rozpocząć się piękny proces autoterapeutyczny. Bowiem zachowania, które podobno nie przystoją kobietom, to nic innego jak sztuczne ograniczenia. Zimmerman przekonuje, by uczłowieczyć potwory. Znormalizować, zaakceptować i wreszcie zreinterpretować w kulturze.
Przedstawiając czytelnikowi swoje wewnętrzne i zewnętrzne potwory, autorka ściąga z kulturalnego piedestału mitologiczne demony i daje im ludzką twarz. Między kartkami wyraźnie da się wyczuć solidarność. Nie tylko w stosunku do skrzywdzonych wytworów kultury, ale i wobec współczesnych kobiet. Poza mniejszym grymasem przy patrzeniu w lustro, lektura pozostawia po sobie również czulszą perspektywę na postaci i dzieła, które do tej pory jawiły się jako oczywistość. Bezrefleksyjne słuchanie mistycznego śpiewu w filmach i bajkach, w moim przypadku zastąpiło pytanie: o czym tak naprawdę śpiewają syreny?