Marcel Moss: Najważniejsi są dla mnie czytelnicy [wywiad]

0
904
Marcel Moss Wywiad
fot. Wojtek Biały

Zadebiutował w 2019 roku powieścią Nie odpisuj. Obecnie ma na koncie kilkanaście powieści, które stały się bestsellerami. Mowa oczywiście o Marcelu Mossie – pisarzu, który nie pisze pod publiczkę i nie daje się zamknąć w żadne szufladki. Z okazji premiery najnowszej książki autora – Furia – przepytałam Pana Mossa o początki z pisaniem, inspiracje, plany na przyszłość i wiele innych rzeczy. Zapraszam!

Zawsze chciał Pan pisać? Jak to się zaczęło?

Moja przygoda z pisaniem zaczęła się kilkanaście lat temu, gdy jako uczeń gimnazjum, a później liceum, spędzałem całe dnie przed komputerem, prowadząc popularne wówczas blogi. W tamtym czasie nie miałem praktycznie znajomych, toteż ucieczka do wymyślonego świata, nad którym sprawowałem pełną kontrolę, była dla mnie czymś ekscytującym i przyjemnym. Pasja do pisania pozostała ze mną do dziś – mimo iż jestem teraz zupełnie inną, bardzo towarzyską i przyjacielską osobą.

Kilka tygodni temu ukazała się Pana najnowsza książka – Furia. W czerwcu z kolei ukazał się young adult – Mój ostatni miesiąc. Trudno było po napisaniu „lżejszej” powieści wrócić do mroczniejszych klimatów?

Zarówno kryminał, jak i young adult, to gatunki mi niezwykle bliskie, toteż czerpałem jednakową przyjemność z pisania obu książek. Nie da się jednak ukryć, że ciężar emocjonalny moich książek ewoluował na przestrzeni trzech lat. Zawsze powtarzałem, że piszę w oparciu o towarzyszące mi w danym momencie emocje, a tak się składa, że od dłuższego czasu moje życie układa się bardzo dobrze. Jestem szczęśliwy, spokojniejszy, inaczej patrzę na wiele spraw i z pewnością wpłynęło to na złagodzenie narracji w moich powieściach. Nie oznacza to jednak, że zamierzam zrezygnować z ostrzejszych historii. Szykuję jeszcze wiele niespodzianek dla czytelników. 

Porusza Pan w swoich książkach trudne tematy takie jak hejt, przemoc psychiczna, fizyczna lub seksualna, porwanie, syndrom sztokholmski, a ostatnio – w Furii – wypalenie zawodowe. Są to problemy podparte danymi statystycznymi. Do tego Pana powieści mogą być nieco szokujące przez to, w jaki sposób prezentuje Pan pewne kwestie. Czy chce Pan w ten sposób uwrażliwić czytelników na te problemy?

Lubię wplatać do fabuły swoich książek kwestie, które uważam za ważne i wciąż niewystarczająco często omawiane w społeczeństwie. Zanim jeszcze rozpocząłem prace nad Furią, wiedziałem, że ważną rolę odegra w niej problem wypalenia zawodowego. Osobiście znam niewiele osób, które są w pełni zadowolone ze swojej pracy. Szczególnie pracownicy korporacji mierzą się z ciągłym stresem, a nierzadko też doświadczają mobbingu. Sam byłem tego świadkiem w miejscu pracy i uważam, że tak zwana „góra” nie rozwiązała należycie tego problemu.

Pana zdaniem, te problemy zostaną zauważone i sytuacja osób – na przykład właśnie zmagających się z wypaleniem zawodowym – ulegnie zmianie na lepsze?

Z pewnością zmiana kultury pracy to długotrwały proces, którego znaczące efekty zobaczymy dopiero za wiele lat. To, co jest ważne, to to, że im częściej się o tym mówi, tym więcej osób nabiera odwagi, by sprzeciwić się szkodliwym praktykom w wielu polskich firmach.  Dostaję ostatnimi czasy wiele wiadomości od osób, które doświadczyły wypalenia. Cieszę się, że moja książka dodała im otuchy. Dzięki niej zrozumiały, że nie tylko one mierzą się z tym problemem.

A czuł Pan kiedyś takie wypalenie, jeżeli chodzi o pisanie książek?

Nie ukrywam, że kilka razy przeszła mi przez głowę myśl, czy jest sens to dalej robić. Zdarzało się, że krytyka ze strony czytelników była tak duża, że czułem się nią już zmęczony. Nie jest łatwo czytać regularnie nieprzyjemne opinie na temat swojej twórczości (zdarzają się też personalne przytyki). Każdemu autorowi zależy na tym, by zyskać aprobatę jak największej liczby osób, a ja długo odnosiłem wrażenie, że jak bardzo bym się nie starał, dla niektórych i tak będę niewystarczający. Potrzebowałem mniej więcej dwóch lat, by dojrzeć do myśli, że nie jestem zupą pomidorową i nie każdy musi mnie lubić (śmiech). Dziś staram się skupiać na swoich wiernych czytelnikach, bo to przecież dla nich tworzę. Będę pisał tak długo, jak będą mnie wspierać. 

Skąd Pan czerpie inspiracje do swoich książek. W przypadku trylogii hejterskiej były to historie z profilu Zwierzenie, a później…?

Szczerze mówiąc, w mojej głowie tli się tyle pomysłów, że wystarczyłoby mi ich pewnie do emerytury (śmiech). Czerpię je nie tylko z zasłyszanych historii, ale też ze swojej „pokręconej wyobraźni”. Większy problem w moim przypadku stanowi brak czasu na pisanie i postanowienie, które podjąłem jeszcze przed debiutem – obiecałem sobie bowiem, że choć kocham pisać, to nie pozwolę na to, by ta czynność zdominowała moje życie. Jako samotny nastolatek spędziłem zbyt wiele czasu w wyimaginowanym świecie. Dziś, jako 31-latek, chcę się też cieszyć tym prawdziwym.

Pana postacie są inspirowane prawdziwymi ludźmi? A może mają coś z Pana?

Większość bohaterów thrillera Mroczne sekrety zostało zainspirowanych prawdziwymi ludźmi. Oczywiście, nie zdradzę kim, bo te osoby nie byłyby z tego powodu zadowolone (śmiech). Co się zaś tyczy mnie – licealistka Marta z serii o Liceum Freuda to postać, która ma ze mną chyba najwięcej wspólnego. Ona też długo czuła się „wyrzutkiem”, mierzyła się z agresją ze strony rówieśników i dosłownie zajadała stres. 

W Pana książkach pojawia się sporo psychologii, jeżeli chodzi o portrety bohaterów. Jak się Pan do tego przygotowuje? Czyta Pan książki psychologiczne?

Sądzę, że jestem po prostu dobrym obserwatorem. Lubię słuchać ludzi i wypytywać ich o najdrobniejsze szczegóły, zapewniając dyskrecję. W gronie znajomych uchodzę za osobę dociekliwą, która potrafi wydobyć z innych najgłębsze sekrety (śmiech). Zauważyłem też, że często budzę zaufanie zupełnie obcych ludzi. Pamiętam sytuację z jednego z pubów. Podszedłem wtedy spontanicznie do siedzącej przy stoliku kobiety w średnim wieku, której towarzysz udał się do toalety. Nie słyszałem, o czym rozmawiali, ale odniosłem wrażenie, że panował między nimi chłód. Usiadłem obok i spytałem ją, czy lubi seks. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłem (śmiech). Nieznajoma uniosła brwi, a potem… przez kilkadziesiąt minut opowiadała mi przy piwie o swoich najdzikszych fantazjach! Okazało się, że bardzo brakowało jej kogoś, z kim mogłaby o tym porozmawiać. Idealnie ją zatem „wyczułem”.

Faktycznie 🙂 A jak w ogóle wygląda Pański sposób pracy nad powieścią?

Zawsze siadam do pisania z rozplanowaną fabułą. Nie lubię pisać bez planu, bo po pierwsze – intrygi w moich książkach są zawsze bardzo zawiłe i nie chcę ryzykować, że „wysypię się” gdzieś po drodze pod względem logiki, a po drugie – zwyczajnie nie lubię tracić czasu na siedzenie przed komputerem i zastanawianie się, w jakim kierunku powinienem poprowadzić historię. Świadomość, że wiem, dokąd zmierzam, dodaje mi pewności i zwiększa komfort pracy. 

Zadebiutował Pan w 2019 roku. Dzisiaj ma Pan na koncie 14 książek, a 15. – Nasz pierwszy rok – ukaże się już 26 października. To imponujący wynik – czy wynika on z pozytywnych opinii Pana czytelników, że po prostu chce Pan pisać dla nich, czy wynika to ze zwykłej przyjemności tworzenia historii?

Nie ukrywam, że widok kolejnych książek lądujących na mojej półce, sprawia mi ogromną przyjemność. Jeszcze kilka lat temu nie sądziłem, że uda mi się spełnić nastoletnie marzenie. Prawdę mówiąc, zadowoliłbym się nawet jedną wydaną książką. Dziś mam na koncie kilkanaście bestsellerów, co poniekąd dowodzi, że czasem upór i ciężka praca dają oczekiwane efekty. Jednak najważniejsi są dla mnie moi czytelnicy. Bez nich nie ma Marcela Mossa.

Spodziewał się Pan takiej popularności? Setki tysięcy sprzedanych egzemplarzy, kilkanaście książek w niecałe 3 lata?

To niesamowite, że moja twórczość jest dla kogoś tak ważna, że regularnie nabywa każdą moją powieść – zwłaszcza, że na rynku panuje ogromna konkurencja, a wielu autorów z pewnością przewyższa mnie pod względem umiejętności. Mało tego, podczas czerwcowych targów książki w Warszawie usłyszałem chyba więcej miłych słów na swój temat niż przez całe życie (śmiech). Jestem za to bardzo wdzięczny czytelnikom. 

Która książka była dla Pana największym wyzwaniem?

Wydaje mi się, że Furia, a wpłynęły na to dwie kwestie. Po pierwsze – książkę pisałem w zeszłym roku, gdy nieustannie walczyłem z męczącymi infekcjami i najchętniej nie wychodziłbym z łóżka. Trudno było mi znaleźć motywację do spędzania wielu godzin dziennie przed komputerem i pisania w pełnym skupieniu. Po drugie zaś – powieść wymagała ode mnie ogromnego researchu. Czytałem bardzo dużo na temat realiów pracy w policji, panującej tam hierarchii, sposobów prowadzenia śledztwa, przeprowadzania sekcji zwłok czy oględzin miejsc zbrodni, a także przesłuchań. Zależało mi na tym, by powieść była jak najbardziej wiarygodna pod kątem merytorycznym. Z pewnością nie udało mi się usatysfakcjonować wszystkich, ale jedna z moich wiernych czytelniczek, która jest z zawodu policjantką, była Furią zachwycona. Podobno paru jej kolegów po fachu też z przyjemnością przeczytało moją powieść.

A prywatnie po jaki gatunek Pan sięga?

Nie ukrywam, że rzadko czytam, bo ze względu na swój charakter nie należę do osób, które chętnie spędzają wieczory, owijając się kocem i oddając lekturze. Zdecydowanie wolę się spotkać z przyjaciółmi lub pójść do kina. Poza tym nie chcę się nikim podświadomie inspirować. Zależy mi na tym, by mieć swój literacki styl i się go trzymać. Jeśli już jednak nabieram ochoty na czytanie, to sięgam po szybkie, wciągające thrillery psychologiczne lub sensację. Bardzo lubię m.in. powieści Dana Browna, Gillian Flynn i B.A. Paris.

Jest Pan obecny na Facebooku, na Instagramie i na TikToku. Czym dla Pana są media społecznościowe?

Social media stanowią dziś jedno z najważniejszych narzędzi promocyjnych autorów. Każdy przykłada dużą wagę do budowania internetowej więzi ze swoimi czytelnikami. W moim przypadku jest to całkowicie naturalny proces – prywatnie jestem wielkim fanem aplikacji Instagram czy TikTok, toteż przygotowywanie materiałów na nie sprawia mi wielką przyjemność. Uważam też, że te platformy idealnie współgrają z profilem wiekowym moich czytelników – nie da się bowiem ukryć, że mam znacznie młodszą grupę odbiorców niż inni twórcy kryminałów. Cieszę się poza tym, że moja praca jest zauważana i pozytywnie odbierana nie tylko przez czytelników, ale i zaprzyjaźnionych autorów.

Pytam, bo w Pokaż mi porusza Pan kwestię tego, że obecnie nie mamy prywatności w sieci – między innymi za sprawą aplikacji takich jak właśnie FB, IG czy TikTok. Pana zdaniem, można być anonimowym w dzisiejszych czasach?

Internet to narzędzie, które stwarza wiele możliwości, jeśli tylko się z niego mądrze korzysta. Myślę, że wszystko zależy od tego, na ile jesteśmy gotowi pozwolić wszelakim portalom i aplikacjom „obedrzeć się” z prywatności. Osobiście wychodzę z założenia, że dając coś internetowi od siebie, otrzymuję w zamian wiele cennych usług, które ułatwiają mi codzienne życie. Rozumiem natomiast, jeśli ktoś ma inne podejście. 

Może Pan zdradzić, co planuje Pan dla czytelników oprócz kontynuacji Mojego ostatniego miesiąca?

W przyszłym roku z pewnością powrócą Igi i Sandra z agencji ECHO oraz licealiści z Freuda. Cała reszta to niespodzianka.

Czego mogę Panu życzyć?

Przede wszystkim zdrowia, bym mógł w spokoju skupiać się na pisaniu kolejnych książek. Jak wspominałem wcześniej – pomysłów mi bowiem nie brakuje.

To tego Panu życzę 🙂 Bardzo dziękuję za wywiad 🙂

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments