Pustostany, czyli how to live wg Doroty Kotas

0
272

W wolne popołudnie koniecznie odwiedźcie Pustostany Doroty Kotas. Te opuszczone przestrzenie paradoksalnie są bardzo pojemne. Znajdziecie tam dużo ładnych przedmiotów, błyskotek, ubrań, kotków. Są tam też ciekawe porady, jak żyć w świecie, który do tego nie zachęca.

A kto ma na to czas?

Idąc śladami Doroty Kotas weźcie sobie np. dzień wolnego od życia, aby przejść się po swojej okolicy. Przetrzymajcie dręczące obowiązki pod kluczem i pewnego razu po prostu nie zjawcie się w pracy, szkole. Bez pośpiechu przejdźcie na drugą stronę ulicy. Zakręćcie się tymi samymi uliczkami, żeby dojść do miejsc, których jeszcze nie widzieliście. Już Hłasko w Ósmym dniu tygodnia kpił z tego, że to niemożliwe. Umieścił swoich bohaterów w labiryncie z realnie przyziemnych powinności i surrealistycznej, popaździernikowej Warszawy. Atmosfera robiła się duszna, tym bardziej, że nie było gdzie uchylić okna. Młodzi błądzili wśród przelotnych spojrzeń, wydartych uścisków, pokątnych szeptów, licząc, że na końcu czeka ich jakaś lepsza rzeczywistość. Jakieś nieokreślone limbo, w którym tygodnie liczą sobie osiem dni, a tego ostatniego rzeczywistość zatrzymuje się, dając młodym przestrzeń do delektowania się barwami świata i sobą.

Ale tak w realu czy metaforycznie?

Taki dzień można wykorzystać jakkolwiek, ale co zrobić, kiedy doba wydłuża się do… całego życia? Dorota Kotas w swoim debiucie stwarza bohaterkę, którą odprawia w podróż z biletem w jedną stronę. Tytułowe Pustostany można traktować dwojako. Jako przestrzeń metaforyczną, wyzwoleńczą, daleką od zgiełku, pędu, stresu, pustą od reklam, zbędnych pakietów i ludzi, których trochę nie rozumiemy. Może oznaczać ona również całkiem realny, opuszczony budynek, w którym mogłyby powstać np. mieszkania socjalne, albo osiedlowy dom kultury. Pisarka z warszawskiego Mirowa, swoim godnym pozazdroszczenia debiutem, stawia odważne kroki w artystycznym świecie: zdobywa nagrody, zainteresowanie krytyków, udziela wywiadów, czyta recenzje i opada z sił, bo Pustostany można traktować jako opowieść na wpół biograficzną. Alter ego wychodzące spod pióra Kotas czasem staje się zbyt realne, zbyt podobne do oryginału, podkreślając wówczas autoteliczny charakter powieści. Jest to momentami książka o pisaniu książki, która mówi nam jak to jest być wschodzącą pisarką w sercu Warszawy.

Jak przeżyć rok za x złotych?

Na początku nie jest tak obiecująco, jakby się mogło wydawać. Warszawa jest wielką, dziką, brzęczącą magmą w ciągłym ruchu. Świat bohaterki Pustostanów zawęża się więc do starej kamienicy na Pradze-Południe blisko placu Szembeka. Wychodzenie z domu bez celu wydaje się dla niej największą perwersją. Tylko jeśli zmusi ją potrzeba, odwiedza pobliskie targowisko, na którym kupuje świeże owoce i warzywa od zaprzyjaźnionych kobiet w polarach. Skrycie marzy o wprawce do podobnej pracy, ale to plan na daleką przyszłość, bo aktualnie jest bezrobotna… i dobrze jej z tym. Karmi się wygranymi konkursami literackimi, natomiast inne potrzeby zaspokaja myszkując po opuszczonych mieszkaniach i piwnicy. Jej zmarli, najczęściej na raka, sąsiedzi pozostawili po sobie mnóstwo konserw, koców, ozdób i niemodnych ubrań, które, przy odrobinie starań, potrafią stworzyć niesamowicie świeży look. Taka rutyna stwarza bohaterce bezpieczne i sprzyjające warunki do napisania swojej pierwszej powieści. Tylko o czym?

Ciekawa książka bez wychodzenia z domu

Przez soczewkę bacznie obserwujących oczu bohaterki wyłania się patchworkowy obraz Polski. Z jednej strony pochłaniającego wszystko molocha, potwora skonstruowanego z betonu, banków, wielkich biurowców, a w nich duże i małe przedsiębiorstwa. Z drugiej strony ulicy wyzierają wykwity transformacji – urwane, niedziałające szyldy, kioski, pasaże, pchle targi, cinkciarze i handlarze. Pośród tej rozmaitości bohaterka codziennie wydeptuje swoje własne, znajome ścieżki. Jej uwagę przykuwają zwierzątka, najbardziej kotki, muzyka, kolory ubrań, najlepiej jakieś babcine, pastelowe, struktura materiałów, najchętniej zmechacone, rozciągnięte dzianiny, zasłyszane przelotem rozmowy z warszawskich blokowisk. Jej przestrzeń ugina się pod ciężarem przedmiotów, od których niteczki luźnych skojarzeń prowadzą do ciasnego kokona myśli o tym jak się czuje i dlaczego tak źle.

Wariatka? Krętaczka? Geniusz? Leń?

Bohaterka Pustostanów to everyman, a właściwie everywoman, z którą po trosze mogą utożsamić się wszyscy. Rozpoczyna dorosłe życie, na swoim, za swoje. Nie jest łatwo i nikt tego nie upraszcza. W sercu tętniącego miasta wije sobie gniazdo, w którym mogłaby poczuć choć trochę bezpieczeństwa. Tu stawia swoje ulubione świeczki, tu kładzie kocyk, który daje jej ukojenie. Próbuje żyć tak, aby przeżyć. Bez pośpiechu, bez stresu, bez korporacyjnego dress code’u. Zupełny plan minimum. Wie, że wyżej postawionej poprzeczce nie sprosta, skoro już nie spełnia trzech pierwszych wymagań z przeglądanych ogłoszeń o pracę. Uśmiechnięta, pewna siebie, miła dziewczyna? To nie ona. Nie jest leniwa, jest zmęczona. Nie przekroczyła trzeciej dekady życia, a swoją karierę zawodową mogłaby rozpisać na co najmniej trzech stronach a4. Zawsze dostępna, zawsze uśmiechnięta, pod telefonem, komunikatywna, punktualna, szybko przyswajająca wiedzę w prężnie rozwijającym się zespole. Mówi wreszcie dość. Znajduje w pustostanach bezpieczną przystań, w której mogłaby skupić się na pisaniu, bo jak przyznaje, teraz zawodowo chciałaby skupić się tylko na tym.

Chcemy całego życia!

Chciałaby też po prostu korzystać z życia w jego najpełniejszym wymiarze. Ciężko tego dokonać pracując na ośmiogodzinnej zmianie, z obowiązkowymi, niepłatnymi nadgodzinami… To opowieść odważna, można się pokusić o przyznanie, że na polskim gruncie wręcz rewolucyjna. Zbierająca głos całego pokolenia zmęczonych trybików, które we wczesnym etapie swojego życia doszły pod ścianę i nie są w stanie brać udziału w dalszym wyścigu. Drżą w strachu o to gdzie jutro będą mieszkać, co jeść i czy w ogóle, mimo skończonych szkół i długiego stażu w gastronomii. Opadają z sił wykonując cztery samodzielne zawody na jednej umowie za jedną pensję. Już dawno zdali sobie sprawę z tego, że nie są już tak zdolni, przewrotni, odkrywczy i mądrzy, jak świat zwykł zapewniać jeszcze parę lat temu.

Na miarę ambicji każdego

To przede wszystkim książka dla każdego. Dorota Kotas bardzo chce się spodobać wszystkim. I ta opowieść jest naprawdę miła. Na 160 stronach, które z powodzeniem przeczyta szybko każdy, nawet najbardziej zapracowany, znajdziecie: małe kotki, kolorowe ubrania, głośne i pstrokate targowiska, pyszne jedzenie. To książka, którą warto, aby przeczytali wszyscy, zarówno młodzi, jak i ich rodzice oraz dziadkowie. Ci pierwsi na pewno znajdą w niej pocieszenie, że nie tylko oni mają wrażenie o swojej niewystarczalności. Natomiast ci drudzy może zrozumieją specyficzną sytuację młodego pokolenia i zadając niewygodne pytania przy świątecznym stole uprzednio ugryzą się w język.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments