Generacja P – Wiktora Pielewina scenariusz dla kraju

0
620

Moja walka z czytadłami męczącymi nareszcie dobiegła końca, przynajmniej na razie! Koniec złej passy! W końcu parę razy z rzędu wpadają w me łapki naprawdę dobre twory! W ten oto sposób chciałabym przywitać się z Tobą oraz jakże przerażającą perspektywą pochwały kolejnego dzieła, mam nadzieję – skutkującą równie nakręcającą spiralą możliwości zaczytywania w kolejnych cudach. Oto Generacja P.

Generacja P – wyznawcy Pepsi

Wartościowanie Generacji P Wiktora Pielewina jako dzieła z najwyższej półki to między innymi manifestacja docenianych obecnie wśród fetyszystów słowa potrzeb demaskowania ciemnoty ludzkiej przez pryzmat absurdu, czarnego humoru i błyskotliwych pstryczków w nos – samego czytelnika. Oczywiście wszystko okraszone dobrym stylem, hipertekstowością, znajomością modnej problematyki doprowadzającej forumowiczów internetowych do białej gorączki, jednym słowem: postmodernistyczna onanizacja do własnego intelektualnego upodlenia.

Generacja P to również wydana w 1999 roku powieść Wiktora Pielewina, uznawanego przez New Yorker za jednego z sześciu najlepszych, młodych pisarzy europejskich. Jego debiut. I jak sam to określił – scenariusz dla kraju na najbliższe lata, za który politycy powinni mu zapłacić. Sama traktuję ów książkę jako pierwszą randkę z moim nowym literackim obiektem westchnień – mam nadzieję jednak , że pozostanę w sferze obserwacji na odległość. Bowiem twórczość Wiktora Pielewina nie należy do tych, którymi bez konsekwencji można karmić się na co dzień.

Główny bohater Generacji P, Wawa Tatarski, jako klasyczny everyman, o którym można byłoby powiedzieć w zasadzie: zdolny copywriter – wprowadza nas już na samym początku w tajemnicze kręgi speców od reklamy. Młody, lotny, student Instytutu Literatury. Życia towarzyskiego, większych ambicji i światopoglądowego ustosunkowania się do rzeczywistości – brak. Wawa w swej umiejętności błyskawicznego wspinania się po szczeblach kariery oraz tworzenia chwytliwego contentu przypomina kalkulator zdolny do wykonywania skomplikowanych obliczeń i ograniczający swą funkcjonalność właściwie tylko do tego. Skracając, W. Tatarski jest wzorowym przedstawicielem Generacji P – generacji, która wybrała pepsi, a nie colę.

Bogini Reklama

Osnowa fabularna nawiązuje nie bez konsekwencji do jednej z najsłynniejszych antyutopii, czyli roku 1984 Orwella. Reklama niczym Wielki Brat patrzy z ekranu telewizora. To ona kreuje twoje potrzeby, twój światopogląd, twoje ambicje. Ona mówi ci, czy lepsza jest pepsi, czy cola. To ona rządzi sferą polityczną, kulturą, rynkiem konsumenckim i dyktuje, jakim człowiekiem powinieneś się stać, żeby w ogóle ktoś nazwał cię człowiekiem.

W związku z tym kreacja świata przedstawionego pozbawiona jest nadających mu realności szczegółów. W zamian za to podkręca te absurdy dzisiejszego pędu ku konsumpcji, które pewnie niejedną osobę zaniosły z survivalowym plecakiem w siną dal – z cichym „składam rezygnację ze świata” na ustach. Czy słusznie? Demonizacja tendencji Zachodniej cywilizacji do zakupoholizmu i pozoranctwa jest tak samo przemyślanym zabiegiem, jak antagonizujące ją „zarzutki” marketingowe. Wynika bowiem zarówno z przemian społecznych, jak i funkcjonalnych potrzeb obniżenia ilości produkowanych dóbr. Promowanie ekologii, bycia fit i czy wręcz wege – tak samo jak bycie minimalistą, wnoszą nową jakość i kształtują kierunki rozwoju społeczeństwa. Ludzie palą czym popadnie i blokują autami ruch? Wtłoczmy im do głowy, że rower oraz zieleń to wartości nadrzędne, które powinni stawiać ponad lenistwo i wygodę! Zwiększa się procent obywateli otyłych i chorych na cukrzycę? Wypromujmy aktywny styl życia i świadome żywienie jako charakterystyczne dla ludzi sukcesu, zadowolonych z siebie!

Zrozumienie więc drugiego dna sensu ów treści pomaga je również dwojako wartościować – zarówno jako osobistą manifestację autora, jak i powidok emocjonalny, jaki książka zostawia z punktu widzenia inżynierii społecznej.

Generacja P z pewnością wstrząsa, nie tylko poprzez możliwość obserwacji zza kulis życia stereotypowego twórcy serwowanych nam praktycznie całą dobę treści. (Ale, przyznaję, to jest również mocne – zupełnie jak odcinki Kuchennych rewolucji dla sceptyków jadania na mieście). Najbardziej uderzające w zmysł krytyczny czytelnika zdają się scenariusze reklam napisane „odręcznie” przez głównego bohatera wraz w wszystkimi adnotacjami, niedelikatnie sugerującymi zamierzony efekt. Adekwatnie oddziałujące są również ni to felietonowe, ni to popularnonaukowe fragmenty materiałów edukacyjnych, z których Wawa uczy się, jak skutecznie prać ludziom mózgi.

Pogański taniec Żółtych Skakanek

Dość nietypowe, a jednocześnie wybitnie wykorzystane w powieści wątki magiczne, mistyczne oraz zahaczające o posthumanizm – postawiły według mnie kropkę nad „i”. Prosty przekaz – głupi ludzie łykają jeszcze głupsze treści. Może trochę głębiej: jak ludzie potrafią ogłupić się do tego stopnia, że w pewnym momencie nie wiedzą, że się ogłupiają. A jeśli dodam także: co się dzieje, gdy ludzkość z jednej strony chełpi się racjonalizmem, a z drugiej żyje w większej ciemnocie i zmitologizowaniu, niż niejedne dzikie plemiona w rezerwatach?

Na co dzień wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak normalne dla nas rytuały, wartości oraz potrzeby w dużej mierze zdeterminowane są wpływom wieloletniej spuścizny kulturowo-obyczajowej, w której nie brak mentalnego folkloru*. Pielewin zdaje się to wszystko dostrzegać i podsuwać czytelnikowi pod nos jako drażniący smrodek. Zakupowa orgia przypominającą atawistyczno-transcendentalną siłę witalną. Telewizyjne reklamy – psychotyczne lub narkotyczne rojenia. Struktura korporacji na wzór lóż masońskich, ze smaczkami typu: rytuały wtajemniczania, zbiorowe hologramy oraz – UWAGA SPOJLER – mordowanie niewygodnych pracowników żółtymi skakankami. I alkohol, dużo alkoholu. Dragi. Freudowskie żarty o genitaliach.

Jesteśmy w domu.

Tego typu książki kojarzą mi się z pożywką dla łaknących linczu na czymś mas  – nie wiedzących do końca, dlaczego żyje się źle oraz kogo o to obwiniać, ale chcących ukarać i wyżyć się na czymkolwiek – mogą być i marketingowcy, dziennikarze, politycy, czemu nie. Nie umniejsza to oczywiście kunsztowi, z jakim zawoalowano naprawdę wiele głębokich wątków, okraszonych wspaniałym dowcipem. Moim faworytem jest dobieranie opisu działania produktu w zależności od poglądów religijnych nabywcy. Podsumowując, gdy zapragnę zakupić w ramach rekreacji frisbee – muszę się poważnie zastanowić, czy chcę oddać w ten sposób pokłon Allahowi, czy zastąpić kilka godzin medytacji zen.

Ty też to przemyśl, nie zwlekaj i kup dziś!

 

* Folklor umysłu to określenie stworzone przez prof. Włodzisława Ducha określające różnorodne przejawy myślenia magicznego.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments