Mery Spolsky jest wokalistką, autorką tekstów, kompozytorką, producentką muzyczną i projektantką ubrań. Od niedawna można o niej mówić, że jest także… pisarką. W naszej rozmowie poruszyłyśmy temat jej debiutu literackiego.
Cześć! Bardzo się cieszę, że możemy porozmawiać.
Cześć, ja również!
To jak, zaczynamy?
Jestem gotowa.
Dlaczego akurat książka?
Marzyłam o napisaniu książki od dziecka. Jak byłam mała, to na przykład w przedszkolu albo w szkole, kiedy padało pytanie kim chciałabym zostać, kiedy będę dorosła, odpowiadałam, że pisarką. Czułam wówczas, że jest to dla mnie najlepsze „powołanie” i nawet intuicyjnie tak mówiłam. Mimo iż poszłam w muzykę i kiedy ją już zaczęłam robić, to też czułam, że teksty są dla mnie ważne. Chciałam z tym tekstem jeszcze bardziej się pobawić. Więcej napisać i przekazać. Ogólnie tworzę różne rzeczy, bo bawię się modą, lubię grać na instrumentach… a książka jest wyjściem poza „ramę muzyczną”. Nie oznacza to jednak, że chcę zrezygnować z muzyki! Ona jest numerem jeden.
Czyli książka to twój kolejny projekt.
Tak, dokładnie.
Czy coś ciebie zachęciło do tego, aby ją napisać? Może pandemia, w jakiś sposób, zmusiła?
Zupełnie przewrotnie zaczęłam pisać książkę przed pandemią, bo w grudniu 2019 roku. A jak już koronawirus przyszedł do Polski, to miałam po prostu więcej czasu na spełnienie mojego marzenia. Jest to chyba jedyna pozytywna rzecz, która się wydarzyła w trakcie pandemii. (śmiech)
Pomogło to tobie?
Tak, gdyż ten proces pisania dał mi dużą radość w radzeniu sobie ze smutkami, które miewałam. Mimo że na zewnątrz tego w ogóle nie widać. Była przecież płyta Dekalog Spolsky, mieliśmy wspaniałe koncerty… więc pisanie książki było także odskocznią od tego szalonego życia. Powróciłam do tego, co ja myślę, czuję. Pandemia zresztą też przyczyniła się do mroczniejszych refleksji w głowie.
Wobec tego, udało się tobie poruszyć każdy dla ciebie ważny temat zmieścić?
W mojej głowie wyglądało to tak, że chciałam napisać więcej tekstów i wybrać z nich takie, które najbardziej czuję na ten moment. Tak się też stało. Na przykład tutaj, w Kayaxie i z moimi znajomymi, przeprowadzałam „test”, które się najbardziej podobają. I zostało pięćdziesiąt parę tekstów z siedemdziesięciu. Taka skala była przy tej książce i czułam, że mam jeszcze o wiele więcej do napisania i podejrzewam, iż na tej jednej książce się nie skończy.
O, to odpowiedziałaś już na moje kolejne pytanie. (śmiech)
Cieszę się! (śmiech) Bardzo bym chciała. Nawet jeśli ta książka nie przypadnie do gustu, to i tak mnie to nie zniechęci do napisania kolejnych. Chciałabym kiedyś napisać… może fabularną opowieść? Jednak teraz czułam, że chciałam postawić kropkę i poczuć tematykę ludzkiej egzystencji. Dlatego musiałam to wszystko wylać na papier.
I nastąpiła współpraca z wydawnictwem Wielka Litera…
Mieliśmy duże szczęście w rozmawianiu i ogólnej współpracy z Wielką Literą, bo poszło nam bardzo szybko i przyjemnie. Przy finalizowaniu książki nie było żadnych problemów. Wręcz, praca poszła gładko i jestem niezwykle wdzięczna. Dzięki Wielkiej Literze mogłam poznać wspaniałą redaktorkę, Monikę Koch. I Berenikę Wilczyńską też. To były dwie panie redaktorki, które redagowały książkę. Poszło szybko, sprawnie, miło… i poczułam zrozumienie. Może dlatego, bo były to kobiety. (śmiech) Wiedziały, co mam na myśli. Często, przy pracy nad książką, słyszałam takie refleksje typu: „rozumiem o co tobie chodzi”. Jestem bardzo wdzięczna i dziękuję, że zgodzili się „współwydać”, gdyż wydawcą jest oczywiście także Kayax.
Co oznacza tytuł książki – Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj?
Tytuł jest cytatem z wiersza, który napisała moja mama dla mnie kiedyś. Tam właśnie był ten rym, że „jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj”. Moja mama mnie bardzo dobrze znała i wiedziała, że z jednej strony jestem szaloną oraz wesołą osobą, która lubi się uśmiechać. Ale z drugiej, potrafi się czasem rozpłakać przed lustrem ze względu na swoje kompleksy. Może być kapryśna, nieznośna. Mama często mi mówiła, że „w ogóle Mery nie doceniasz tego, co masz”. W kontekście naszej relacji była właśnie taka… wręcz rugająca więź, iż „mam się wziąć w garść i uwierzyć w siebie”. Dlatego jak się otwiera książkę to na pierwszej stronie jest dedykacja od mojej mamy.
Czyli tytuł wziął się z jej żartu?
Tak, aczkolwiek w głowie siedzą mi często czarne myśli i chciałam się z tym podzielić. Jest to mocne wyznanie i mam tego świadomość, ale wydaję mi się, że czytelnik zrozumie mój język. Język „spolsky”. Że to jest swego rodzaju konwencja i podpisanie się pod tym, że „ja też tak mam”. Że miewam podłe dni, momentami na skraju wytrzymania, a jednak staram się odnaleźć w życiu dobre rzeczy i stanąć na nowo na nogi. Wszystkim tego życzę, aby umieli tak zrobić, bo wiem, że nie jest to łatwe. Dzięki książce chciałabym zainspirować do cieszenia się życiem. Myślę, że tytuł jest dodatkowo przewrotny i namawia do radości życiowej.
A nie bałaś się kontrowersji, krytyki, hejtu? Bo w Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj otworzyłaś się, jest mnóstwo twojej szczerości i nie zabrakło przekleństw.
Bardziej boję się robienia czegoś, co jest okrojone, ocenzurowane, czegoś, co sprawia, że czuję się źle. A ja wypuściłam do ludzi coś, co czuję, co mnie wzrusza i co jest prawdziwe dla mnie. Jeśli te teksty kogoś urażą lub wywołają falę negatywnych komentarzy, to trudno. Najważniejsze, że jest to zgodne ze mną. Autentyczność jest dla mnie ważna. A zresztą, często słyszę, że ja jestem kontrowersyjna. Nie rozumiem dlaczego tak mówią, ale skoro tak, to chyba tak jest. Może ja się urodziłam w kontrowersyjnej postaci. (śmiech) Mówię to, co myślę i faktycznie używam dużo wulgaryzmów, lubię to. Kto tak czasem nie ma, niech rzuci kamieniem!
Planujesz może kolejne spotkania autorskie? Do tej pory było tylko jedno.
Tak, na pewno będą. Będę je promowała u siebie, czyli na portalach społecznościowych. Takie spotkania będą odbywać się na niektórych koncertach również. Będzie można wtedy kupić książki.
Czyli nie tylko w Warszawie?
Nie. Marzy mi się pojechać z tą książką wszędzie, gdzie się da. Zobaczymy, jakie będą możliwości i pandemiczne zasady, żeby móc takie spotkania organizować. Trzymajcie kciuki! Jak nie teraz, to na pewno kiedyś. Nie mogę odpuścić takich spotkań literackich! Założę garnitur i okulary. (śmiech)
Powiedział tobie ktoś, że piszesz jak Katarzyna Nosowska?
Nie…
To ja jestem pierwsza.
To duży komplement! Dziękuję! Dla mnie ona jest wielkim talentem, ikoną pisania i bycia. Zresztą, o niej jest taki mały fragment w mojej książce. Jej książki są inspiracją, lecz starałam się, aby moja książka nie była kopią i nie chcę tego. Jednak będzie mi bardzo miło, jeśli ktoś skojarzy to z jej światem. Ponieważ ja sama lubię świat Nosowskiej.
Dziękuję serdecznie za rozmowę i powodzenia!
Dzięki!