Emocje, drodzy czytelnicy, emocje nami targają i pragną być uzewnętrzniane. Jak? Najczęściej poprzez język, a dokładniej: użycie wulgaryzmów i emotikon. Jest to rzecz całkiem normalna, choć nieprzyzwoita, tolerowana na protestach, lecz niepolecana. A co z artykułami? Co z wpisami na blogach osobistych? A z powieściami? A z fan-fiction? Gdzie jest granica dobrego smaku i czy na pewno wulgaryzm przysporzy nam czytelników?
Niestety, poza nadmiarem emotikon w tekstach publicznych – specjalnie użyłam słowa publicznych – spotykamy się z wszędobylskimi wulgaryzmami i przekleństwami. Jest ich, o zgrozo, coraz więcej i coraz przychylniej się na nie patrzy. Przyzwyczajamy się do ich obecności w tekstach, a nawet niejednokrotnie posuwamy się do twierdzenia, że takie zabiegi przysporzą nam czytelników/zwolenników. Dlaczego? Czy używanie wulgaryzmów i emotikon w tekście jest naprawdę aż tak niezbędne?
Język mówiony jest po prostu spontaniczny
Zacznijmy od rozdzielenia dwóch kwestii; języka mówionego oraz języka pisanego. W pierwszym przypadku często nie sprawdza się powiedzenie pomyśl dwa razy, zanim coś powiesz. I tak oto, pod wpływem chwili, emocji, przyzwyczajenia czy nawyku wplatamy do codziennej, nieformalnej komunikacji wulgaryzmy i przekleństwa. Ile razy ja sama przeklęłam, choć teoretycznie nie lubię tego robić – wstyd się przyznać. Jednak gdy siadam do tekstu, tak jak teraz, nie odczuwam takiej potrzeby. Mam czas na zastanowienie się nad zdaniem, na poprawienie go dziesięć razy, wypicie kawy, sprawdzenie poczty, posprzątanie pokoju. Mam czas dobrać odpowiednie słowa do przekazu. Wiem, że nadmiar wulgaryzmów i emotikon mogę usunąć i/lub go zastąpić. Rozmawiając lub wymieniając szybkie wiadomości z kimś, nie mam tej możliwości. Mówię szybko, często posługując się skrótami myślowymi i reagując naturalnie, nie myśląc: aha! Teraz muszę powiedzieć *** i się roześmiać, żeby brzmieć wiarygodnie. Emotikony, na dobrą sprawę, też wpisuję spontanicznie.
Emotikony jako spontaniczne emocje
Pewnego dnia napisałam do koleżanki, udając złość: powiedz coś swojemu chłopakowi! On używa ZA MAŁO EMOTEK! Dlaczego to jest ważne? Dlaczego wiadomość prywatną – bo o tym mowa – uznajemy za mało czytelną (lub po prostu za poważną lub zbyt ponurą), jeśli rozmówca nie stosuje emotikon? Tekst pisany odbieramy jako poważniejszy i bardziej formalny. Mnie samą irytują wiadomości od znajomych, pozbawione jakichkolwiek oznak emocji. Przykład? Ale się uśmiałam kontra ale się uśmiałam xDD. Pierwszy przykład brzmi sarkastycznie i, znając siebie, od razu zaczęłabym się obawiać, że mój rozmówca się na mnie obraził. Drugi przykład sugeruje, że humor rozmówcy nie uległ pogorszeniu. Jest to taki zamiennik naszej ekspresji i mowy ciała. Sprawa ma się inaczej, jeżeli…
Nawtykamy wszędzie emotikon, bo czemu nie?
https://www.facebook.com/chodakowskaewa/photos/a.583791598361221.1073741854.186823701391348/1960701224003578/?type=3
Jeśli zerkniecie sobie na wpisy pani Ewy Chodakowskiej (i nie tylko jej), to zauważycie, że co chwilę natykamy się na szereg emotikon. Podejrzewam, że taki zabieg ma na celu uatrakcyjnienie posta, przyciągnięcie uwagi czytelnika do tekstu i utrzymanie tejże uwagi do samego końca wpisu. Moim zdaniem czytelnik zainteresowany przekazem – czy to przepis na zdrowe jedzenie, czy rady dotyczące rozpoczęcia związku, czy może opis adopcji zwierzaka – nie potrzebuje emotikon, by skończyć go czytać. Na mnie nadmiar emotikon w tekstach publicznych – czyli między innymi publicystycznych – działa odpychająco. To nie jest wiadomość od mojej dobrej znajomej, która pod wpływem emocji wrzuca szereg serduszek, bo nie wie, co więcej napisać. Być może jest to moje subiektywne odczucie, niemniej jednak chciałam się nim z Wami podzielić.
Gorszy od nadmiaru emotikon jest nadmiar przekleństw
O ile na niektórych serduszka i uśmiechnięte buźki w tekstach pisanych działają pozytywnie, to śmiem twierdzić, że sprawa jest nieco prostsza z wulgaryzmami i przekleństwami. Tutaj żadne serduszko nie pomoże. Wulgaryzm (będę teraz naprzemiennie stosować ten termin z przekleństwami) jest z założenia czymś negatywnym, obraźliwym. Jeśli jesteśmy wściekli, nie używamy zwykle emotikon – przynajmniej z takim podejściem spotkałam się u wielu osób. Stąd tekst bez emotikon sugeruje powagę i złe emocje. I o ile w tekstach prywatnych takim uzewnętrznieniem się będą wulgaryzmy, to w tekstach publicznych już zazwyczaj nie wypada ich używać. Niestety, nie według wszystkich.
Tu i tak nie jest źle. Kiedyś czytałam “Oczami mężczyzny“, ale szybko przestałam. Poza znienawidzonym przeze mnie wyrażeniem “prawdziwy mężczyzna”, odrzucały mnie przekleństwa wyskakujące co jakiś czas, a kompletnie zbędne i nie wnoszące nic do treści. Na pewno są ludzie, którym to nie przeszkadza, a wręcz może pomaga im się utożsamić z autorem, ale ja, niestety, do nich nie należę.
Chcesz przeklinać? Dobrze! A co z nami?
Jest też kwestia wykropkowania wulgaryzmów. Zajrzyjcie TU, co do powiedzenia na ten temat ma pan Szałkiewicz. Bardzo ważny wpis, moim skromnym zdaniem. Jeśli chcemy przeklinać, to nasza sprawa. To, co powiedziane, ulatuje, jedno słowo trwa niespełna sekundę. Jednak to, co jest zapisane, jest i nie zamierza zniknąć. Jeśli więc stwierdzamy, że chcemy przekląć w tekście, że nie ma innej opcji, to musimy się zastanowić, czy wstawić w wyraz kropki lub gwiazdki, czy nie. O ile dla nas to może nie mieć większego znaczenia, co w sytuacji, gdy czytelnikowi nie odpowiada tak dobitnie zapisany wulgaryzm? Co, jeśli czytelnik zechce nas zacytować, bo mimo wulgaryzmu, tekst jest świetny? Co z estetyką? Co z odebraniem autora przez otoczenie? Jeśli nie pamiętamy, czym jest synonim, to warto sprawdzić jego definicję i zastanowić się, czy nie lepiej zastąpić naszego wulgaryzmu słowem przyjemniejszym.
A może to ja się mylę?
Przyznaję, że tekst ten jest bardzo subiektywny. Nadużywanie wulgaryzmów i emotikon w co drugim wpisie na Facebooku mnie wyjątkowo zniesmacza. Jednak są to moje osobiste odczucia, moje obserwacje, to są rozmowy z moimi znajomymi, którzy owe zdanie podzielają. Ale ja i moje otoczenie to nie jest cały świat, więc być może nie mam racji? Być może powinniśmy co drugie/trzecie zdanie wrzucić ze trzy serduszka, pięć bicepsów i sporadycznie przerażoną buźkę? Jeśli okaże się, że istotnie, użycie wulgaryzmów i emotikon podnosi atrakcyjność tekstu według zdecydowanej większości, to chyba czeka mnie rozmowa z pozostałymi redaktorami i zaprowadzenie zmian w naszych wpisach. (Wyobraźcie tu sobie zamyśloną buźkę. A najlepiej trzy, żeby dobitniej wyrazić moje rozważanie tej sprawy). Co o tym sądzicie, drodzy czytelnicy? Zgadzacie się? Nie zgadzacie? Jak na Was działają emotikony? Przeszkadzają Wam wulgaryzmy we wpisach na mediach społecznościowych, czy wręcz wolicie takie rzucające się w oczy posty? Podzielcie się swoimi przemyśleniami na ten temat w komentarzach!