David Eddings – Belgariada [recenzja]

0
519

Zły bóg? Niszczycielski artefakt o wielkiej mocy? Prosty chłopak postawiony przed zadaniem wykraczającym poza jego rozumienie i siły? Starzec będący kopalnią barwnych opowieści? Czy to aby nie nazbyt sztampowe? Poszukajcie ze mną odpowiedzi na te nie do końca retoryczne pytanie. Oto recenzja cyklu Belgariada.

Powrót do dobrych czasów

Podtytuł ten, choć może i tendencyjny oraz mocno subiektywny, oddaje sedno moich odczuć względem Belgariady. A właściwie to je sumuje.

Jako młody chłopiec uwielbiałem telewizyjnego Conana, pełnego heroizmu i krztuszącego się Schwarzeneggera. Albo takie Ziemiomorze Ursuli Le Guin – niemalże baśń narzucającą czytelnikowi bogatą wizję świata przedstawionego.

Tego typu tytuły i produkcje, królujące szczególnie w latach 80. i 90. XX wieku, to uniwersa niezwykle podobne do tego, który poznamy dzięki Belgariadzie. Nie bagatela: oryginalnie wydanej w Polsce w latach 90.

Świat pod groźbą kataklizmu, silnie zarysowany motyw przeznaczenia, ucznia i mistrza, from zero to hero – wszystko jest na swoim miejscu.

I choć są to motywy powielone dziesiątki razy, to czy nie jest miło wrócić do tego, że się tak wyrażę, guilty pleasure na czas lektury? Może nie jest to najbardziej skomplikowana i ociekająca krwią historia, jakich na pęczki w 2017 roku, ale sposób jej poprowadzenia i kreacja świata są kompletne, przemyślane i łatwo w nie wsiąknąć.

Jak w ruchome piaski

Tomiszcze Belgariady robi wrażenie – tak na półce, jak i w ręku. Ciężkie, ponad 1000-stronicowe. Jest takich, a nie innych gabarytów, bo choć nie zawiera jakiejś pradawnej i zakazanej wiedzy, to jednak wewnątrz jego okładki znajdziemy wszystkie pięć tomów powieści. Nie musimy się więc martwić o kompletowanie kolejnych jej części, bo wszystkie mamy pod (nieco przygniecioną, ale jednak) ręką.

Równie pozytywny efekt wywołały we mnie: wyrównany poziom stylistyczny i objętościowy pomiędzy danymi częściami (a może – aktami, etapami podróży?). Trudno się zgubić także ze względu na liczne mapy okraszające każdy kolejny epizod.

Jeśli jesteście nieco znużeni nurtem, z jakim płynie nowożytna fantastyka, nowe wydanie Belgariady to dobra sposobność na powrót do korzeni, za którymi z pewnością nie tylko ja czasem tęsknię.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments