Sławomir Nieściur – Ostatniego zeżrą psy [recenzja]

0
355

Jeszcze nie tak dawno Sławomir Nieściur częstował swych stalkerów ołowiem proporcjonalnie wręcz „Wedle zasług”. Teraz z kolei mamy okazję dowiedzieć się, którego to „Ostatniego zeżrą psy”. Kto jest ostatni, jakie psy? O czym właściwie mowa? Zapraszam do recenzji.

 

 

Powrót do Zony bywa podły,

a niejeden wytrawny stalker mawia, iż trudniejszy byłby dlań jedynie powrót w objęcia swej żony.

Wracamy więc, wraz z bohaterami debiutu autora („Wedle zasług”), do chaosu kontrolowanego w strefie znanej i nieznanej zarazem. Akcja powieści rozgrywa się na kilka lat w przód w stosunku do części pierwszej. Zonie ten ząb czasu wystarczył, by wyhodować potężne kły – i już nie kąsa, a gryzie. Ta konotacja ewolucyjna dobrze oddaje naturę omawianego tytułu.

Nad ogółem perypetii barwnej, na ile pozwalają odcienie szarości, gromady głównych bohaterów, po obu stronach barykady czyha niewypowiedziana groza świata dobrze znanego fanom S.T.AL.K.E.R-a. Oczywiście wciąż pozostaje to książka przede wszystkim o relacjach międzyludzkich – gdzie szaleństwa, cuda i dziwy Zony stanowią tylko katalizator i punkt zapalny do pewnego ciągu zdarzeń. Czuć jednak fascynację autora tajemniczą aurą strefy czarnobylskiej.

Czyta się szybko, książka wręcz prosi się o wydanie w przyszłości wraz z tomem pierwszym pod osłoną jednej okładki. Atutem tytułu jest również jego elastyczność względem odbiorcy. Fani uniwersum od razu zrozumieją pewne nawiązania czy nazwy zjawisk.

Te znajdują jednak swoje plastyczne opisy, w sam raz dla osób mających styczność z Zoną po raz pierwszy (lub drugi, zważywszy, że mowa o kontynuacji części pierwszej). Język jest wyważony, żywy. Umiejętnie oscyluje pomiędzy brutalnością, wulgarnością, a swoistym post-apokaliptycznym romantyzmem świata opuszczonego przez Boga. Oczywiście Gołkowskiego klimatem Nieściur nie zdetronizuje, ale „Ostatniego…” czyta się z przyjemnością. Czuć, że autor znalazł swoją niszę, styl prowadzenia fabuły, po którym można poznać od razu, kto książkę pisze.

Jako osobnik regularnie molestujący literaturę stalkerską (stalkerską – bo czy można ją nazwać post-apokalipsą? Może trafniej – mikro-post-apokalipsą, bo jej świat przedstawiony jest co prawda szarobury niczym wydzielina chorego robaka, lecz w małej skali? Sporo się gromadzi tych przedrostków. Mikro-post-quasi-sub-post-apokalipsa), umiejscowiłbym obie części historii w ścisłej czołówce dzieł, które wyszły spod ręki polskich autorów brodzących w tym nurcie.

Warto dodać, że w najbliższym czasie udamy się z autorem do Strefy po raz trzeci – o czym możecie zresztą przeczytać na łamach wywiadu dla naszej redakcji.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments