Zombicide: Broń w dłoń [recenzja]

0
11

Jakiś czas temu na sklepowych półkach pojawiło się wyjątkowo małe pudełko z serii Zombicide. Tym razem bez plastikowych figurek, a suchościeralnymi markerami. Zapraszam do recenzji gry Zombicide: Broń w dłoń.

Zombicide to jedna z najpopularniejszych serii gier planszowych na Świecie. O popularności świadczą nie tylko jej kolejne wersje i dodatki, ale też wysokie kwoty zbierane podczas kampanii crowdfundingowych. Ewidentnie rozwalanie hord zombiaków stało się jednym z ulubionych zajęć planszówkowych hobbystów. Każdą grę z serii charakteryzowały pięknie wykonane i robiące wrażenie figurki, których ilość potrafiła przytłoczyć. Wydawnictwo CMON postanowiło przeprowadzić pewien eksperyment – wydanie wersji wykreślanej. Nie znajdziemy tu żadnej figurki, planszy oraz scenariuszy. Czy takie podejście do tej uznanej marki miało sens?

W kompaktowym pudełeczku znajdziemy 6 kart ocalałych, 6 dwustronnych zombie-bossów, 6 suchościeralnych markerów oraz karty zombie i karty namnażania. Co ciekawe, broń jest tu przypisana do konkretnego bohatera i każda ma swoje własne możliwości ulepszenia. Ocalali mają o wiele więcej punktów życia w porównaniu do klasycznych Zombicide. Nie oznacza to jednak, że łatwiej tutaj odnieść zwycięstwo. Gra w dalszym ciągu jest bardzo wymagająca, a wszyscy przeciwnicy zadają dużo więcej ran. Otrzymujemy też karty zwykłych i mocniejszych zombie. Nieumarli będą nas atakować, ale gdy ich pokonamy, otrzymamy bonus w postaci ulepszenia broni. Plansze i karty związane z zombie i bohaterami są suchościeralne, bo na nich zaznaczamy obrażenia, utratę życia i bonusy, a karty pomocy, rund i namnażania to już zwykłe kartoniki. Wykonania stoi na bardzo wysokim poziomie.

Rozgrywkę charakteryzują bardzo proste zasady – bohaterowie mają obok siebie trzy pola, na których umieszczają „namnożone” karty zombie. Po odkryciu karty tury dowiadujemy się, jakiej broni można użyć oraz którzy nieumarli będą się poruszać – ikonografia jest prosta i czytelna. Raczej nie wzbudzi żadnych wątpliwości. Nowe zombiaki umieszczane są w górnym polu i z każdym ruchem schodzą w dół – jeśli znajdą się na samym dole, atakują i zadają tyle ran, ile ma nieskreślonych pól Obrażeń.

Aby pokonać niemilca, należy skreślić wszystkie jego pola życia, co wcale nie będzie prostym zadaniem. Atakować będziemy tetrisowymi kształtami, w zależności od tego jaką bronią zaatakujemy. Jeśli nie możemy wstrzelić się dokładnie pełnym wzorem, możemy zamalować tylko jedno pole. Na szczęście będą pojawiały się sytuacje, gdy otrzymamy jakąś dodatkową amunicję lub tarczę. Generalnie jednak mamy tutaj feeling braku czasu i braku możliwości pełnej realizacji planu. Po dziewięciu turach pierwszej rundy przychodzi czas na turę drugą, w której jest mniej wrogów, ale za to pojawia się mega-silny boss i trzeba jak najszybciej poskreślać wszystkie pola z jego karty, bo – albo czas się skończy, albo ktoś otrzyma zbyt wiele obrażeń i drużyna przegrywa. Tak bo tutaj też wystarczy śmierć jednego z ocalałych, żeby przegrać całą rozgrywkę.

Zombicide: Broń w dłoń to zaskakująco przyjemna gra, której małe wymiary mogą wprowadzić w błąd. To bardzo dobrze przemyślana wykreślanka, z której bije klimat pierwowzoru. Ogromnym plusem jest czas rozgrywki, która spokojnie można ukończyć w 30 minut. To gra w której nie da się uniknąć obrażeń, a głównym zadaniem jest dobrze obranie celu. O dziwo w tym niewielkim pudełeczku dostajemy sporo planowania i strategicznego podejścia do zabijania zombie. Na pewno nie jest to gra, która zdetronizuje duże pudełka serii, ale jest to przyjemne odświeżenie serii, a z racji na zdecydowanie mniejszą ilość komponentów – cena jest bardziej przystępna dla bardziej musicalowych graczy. Mimo, że nie jestem specjalnym fanem gier wykreślanych – Broń w dłoń mi się spodobało i z dumą zajmuje miejsce obok dużych pudełek z linii Zombicide. Polecam sprawdzić i wyrobić swoja własną opinię. Ja bawiłem się bardzo dobrze!

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments