Piękna, trudna, emocjonująca – Hyper Light Drifter [recenzja]

0
939
Hyper Light Drifter

W swoim polowaniu na soulslike’i dotarłem do Hyper Light Driftera (bo tak mi doradzał internet). Czas zdać Wam sprawozdanie ze swoich 13 godzin z tą trudną, emocjonującą i bez wątpienia nie soulslike’ową grą.

Jak zawsze zacznijmy od podstaw. Hyper Light Drifter zostało stworzone i wydane przez Heart Machine. Produkcja ukazała się w marcu 2016 roku na PC, w lipcu tego samego roku na konsolach PlayStation 4 i Xbox One, a 6 września 2018 roku ujrzała światło dzienne na konsoli Nintendo Switch. Gra została częściowo ufundowana na Kickstarterze, gdzie odniosła wielki sukces. Twórcy prosili o 27 tys. dolarów, a otrzymali od graczy ponad 670, co umożliwiło im realizację dodatkowych celów. Gatunkowo jest to pixelartowy RPG akcji z widokiem izometrycznym.

Świat po apokalipsie

Ciężko jednoznacznie w grze wypowiedzieć się o fabule. Ta, wzorem soulslike’ów (o czym dalej) jest enigmatyczna i podawana szczątkowo. Ba! Poza dwoma początkowymi poradnikami typu “przycisk X odpowiada za atak” w grze nie pada ani jedno słowo. Napotkane postaci wydają jedynie pomruki, a podczas rozmowy nie wyświetlają nam się ich słowa, a 2-3 obrazki mające oddać, co dana osoba chce nam powiedzieć.

Takie rozwiązanie sprawia, że świat jest bardzo otwarty na interpretację gracza. Aby zrozumieć, co się w grze dzieje, musimy oglądać przedmioty, zachowania przeciwników, jak również sam świat przedstawiony. Pojedyncze rozmowy mogą nam na całość rzucić nieco światła, ale i tak to nasza czujność będzie kluczem do zrozumienia historii.

Hyper Light Drifter
Nie dajcie się zwieść kolorowej oprawie. Hyper Light Drifter ma swoje bardzo brutalne i bezkompromisowe momenty.

W początkowym filmiku widzimy historię zwiedzanego świata, w której obserwujemy upadek tytanów. Następnie przedstawiana jest nam nasza postać, która cierpi na stopniowo zabijającą ją chorobę. We wszystkim przewija się także postać tajemniczego psa, którego tropem podążamy. Warto historię zbadać samemu, gdyż jej stopniowe poznawanie daje sporo satysfakcji.

Początek i zachwyty

Po wstępie fabularnym nasza postać budzi się w łóżku w swoim domu. Poznajemy tam cel naszej wędrówki: odnajdywanie specjalnych platform, w których ukryte są fragmenty pewnej układanki umieszczonej w środku miasta, które przyjdzie nam zwiedzać. Wszystko oczywiście przedstawione w minimalistycznej formie obrazkowej. Widzimy także naszego towarzysza: małego robota, który będzie wskazywał nam obiekty interaktywne i przypominał o leczeniu się, kiedy poziom życia spadnie. Po opuszczeniu domu naszym oczom ukazuje się miasto. Stanowi ono istny pokaz kunsztu pixelartu. Jest piękne, kolorowe, a jego zwiedzanie to uczta dla oczu. Poznajemy tutaj już na wstępie kilka historii okolicznych mieszkańców oraz sklepy do których będziemy wracać, by ulepszać naszego bohatera.

Hyper Light Drifter
Oprawa od pierwszych chwil powala wszystkich, których nie przeraża stylizacja na piksel łupany.

W centrum miasta stoi wspomniana układanka. Płaska makieta przedstawiająca 4 strony świata z miejscami na kryształki znajdowane we wszystkich 4 lokacjach, do których będziemy zmierzać. Początek gry pozwala nam wybrać, bowiem 3 z 4 kierunków są w pełni otwarte na naszą eksplorację i w razie, gdybyśmy gdzieś się zacięli, to zawsze możemy pójść w inne miejsce, żeby nieco się rozwinąć. Podążając w którąkolwiek stronę zaznamy kolejnych artystycznych pieszczot, bowiem każda z odwiedzanych krain (spowite śniegiem górskie szczyty, zalane miasto albo gęsty las pełen kryształów) zachwyca swoim wykonaniem.

Miłym akcentem dla fanów gier 8 i 16-bitowych jest cała oprawa przypominająca do złudzenia dopieszczone gry lat minionych. Fani retro odnajdą tu bez wątpienia coś dla siebie: także pod kątem projektowania rozgrywki (o czym dalej).

Hyper Light Drifter
A oto i wspomniane opowiadanie historii poprzez obrazki.

Walka

Po napotkaniu pierwszych przeciwników rozpoczynamy nasze starcie. Tutaj też poznajemy zasady towarzyszące zmaganiom. Twórcy już we wstępie gry polecają, aby grać na kontrolerze, dlatego właśnie tę wersję sterowania będę uwzględniał; sterowanie klawiaturą jest dużo bardziej skomplikowane. W walce używamy broni białej i palnej. Z białej do dyspozycji mamy tylko miecz. Atakuje on trzema prostymi cięciami. Nie ma ciosów silnych i słabych – jedynie proste ataki i ewentualne rozwijane umiejętności, które nieco poszerzają nasz wachlarz ciosów. W walce bardzo ważne jest pozycjonowanie. Hitboxy są dość precyzyjne, a przeciwnicy szybcy i zawzięci (choć rzecz jasna zależy to od tego, z kim walczymy. Na każdego przeciwnika należy przyjąć inną taktykę.).

W ustawianiu bohatera bardzo pomaga możliwość wykonania skoku, który również możemy ulepszać. Po broni białej jest on najważniejszą zdolnością bojową. Mamy także wspomnianą możliwość używania broni palnej. Ta ma kilka nabojów (w zależności od modelu), a po wystrzale ładujemy do niej amunicję atakując wręcz. Broń palna bywa przydatna, ale nie jest zbyt silna w stosunku do miecza.

Hyper Light Drifter

Życie nasze i przeciwników przedstawiają zielone segmenty. Mamy ich 5, a przeciwnicy różnie, w zależności od gabarytów (zazwyczaj około 3). Nasze ataki w zależności od typu redukują ich określoną ilość.

Miłośnicy gatunku soulslike zapewne spodziewają się, że walka zużywaja energię, a ataki mieczem należy wyprowadzać w oparciu o taktykę wroga. Otóż tak nie jest. Energia służy tylko do specjalnych umiejętności, a ataki zarówno bronią białą jak i palną następują chwilę po naciśnięciu. Jako że do gry przywarła łatka tego gatunku spodziewacie się pewnie też wielkich konsekwencji zgonu. I tutaj się mylicie. Śmierć nie jest w ogóle bolesna, bowiem nic nie tracimy, a w grze występuje system checkpointów, które zazwyczaj są blisko siebie (a nawet jeśli są daleko to wystarczy wyjść i wejść do lokacji, a zostaniemy zapisani).

Hyper Light Drifter
Zdziwilibyście się, jakie manto potrafią spuścić żaby!

Starcia i bossowie

Sami przeciwnicy to również gratka. W grze nie znajdziemy dwóch działających w ten sam sposób typów wrogów. Mamy więc ptaki, które wysyłają w naszym kierunku strumień zadający obrażenia po sekundzie, mamy snajperów, którzy są słabi, ale wystrzeliwują szybkie pociski, mamy agresywne i bardzo szybkie psy, czy ociężałe ale wytrzymałe kryształowe golemy atakujące obszarowo. Na każdego wroga musimy znaleźć odpowiednią taktykę, a kiedy gra jednocześnie miesza wiele typów w jednej walce, wyzwanie nabiera kolosalnych rozmiarów. Otóż to! W grze ginie się bardzo łatwo, ale zawsze ze swojej winy. Podobnie jak w Soulsach mamy świadomość własnych błędów i chcemy je poprawić, ponieważ projekt gry najzwyczajniej w świecie do tego zachęca.

Napotykamy tutaj też licznych i bardzo wymyślnych bossów, którzy są wyzwaniem niekiedy większym, a niekiedy równym falom szeregowych przeciwników. Nie obserwujemy tutaj znacznego skoku trudności, choć pewnie zależy to od preferencji. Bossowie mają specyficzny i o wiele bogatszy styl walki, dużo życia oraz różne fazy, w których atakują i napierają coraz bardziej. Dla mnie jednak okazali się dość prości, a to głównie dzięki doświadczenia wyniesionemu z Bloodborne’a, gdzie agresywny styl walki wymuszał na mnie bycie blisko adwersarza i ciągłe napieranie. Przez to czułem, że “szefowie” mają nieco zbyt mało życia, bo bywało, że kończyłem z nimi w niecałą minutę. Widać byli projektowani z myślą o graczu, który będzie uciekał i bardziej wyczekiwał okazji do ataku, niż nie dawał wrogowi chwili wytchnienia.

Hyper Light Drifter

Tak czy siak projekty przeciwników zachwycają tak artystycznie i wizualnie, jak również pod kątem złożoności, trudności w opanowaniu i wyuczeniu.

Znaleźć wszystkie apteczki, klucze, boostery

Tym, co zachwyci fanów bardzo starych produkcji 8 i 16-bitowych jest istne zatrzęsienie sekretów. Praktycznie w każdej lokacji znajdziemy kilka ukrytych ścieżek. Prowadzą nas one do apteczek, specjalnych kart, za które kupujemy ulepszenia, ale także do zupełnie nowych lokacji. Ba! Skala sekretów i sekrecików produkcji jest tak wielka, że ponad połowa gry to właśnie ukryte lokacje, bossowie, wyzwania. W każdej z krain musimy odnaleźć 4 wspomniane wyżej kryształki i specjalną platformę. Jeśli odblokujemy wszystkie 3, umożliwi nam to przejście do ostatniej, położonej na południu krainy. Ale poza tym w każdej krainie kryształków jest 8, a dodatkowo są specjalne przejścia dla tych z nas, który owe 8 kryształków odkryją. W ukrytych częściach lokacji są także specjalne klucze do zamkniętych drzwi kryjących kolejne sekrety, oraz specyficzne obeliski, których znaczenia nie będę zdradzał.

Hyper Light Drifter
Świat gry pełen jest takich oto reliktów przeszłości.

A jak gra ukrywa przed nami te precjoza? Czasami na planszy zobaczymy kawałek urwanej ścieżki, czasami gdzieś od boku widać małą skarpę, czasami po prostu najlepiej jest niszczyć wszystko i napierać na każdą ścianę. Znalezienie wszystkich sekretów nie jest łatwe i gdyby ktoś chciał to robić na własną rękę to mógłby spędzić w produkcji długie godziny (stąd też znaczne różnice w długości grania. Hyper Light Drifter można “złamać” w 8 oraz 30 godzin). Sekrety te są naprawdę fascynujące i wiem, że na pewno jeszcze do gry powrócę, aby odblokować ją na 100%. Mamy tutaj także dodatkowe wyzwania, jak luźna adaptacja gry w piłkę, wyzwania zręcznościowe i kilka innych. Słowem: dla chcącego jest co robić, a piękna oprawa, tajemniczy świat i satysfakcjonujący system walki do tego zachęcają.

To nie jest kolejny klon Dark Soulsa

Przejdźmy jednak w końcu do zapowiedzianego porównania gatunków. Ludzie od kilku lat nazywają wszystkie trudne i enigmatyczne gry soulslike’ami. Nie mam z tym problemu, bo to raczej skrót myślowy, ale chcę dla jasności powiedzieć: ta gra jest bardzo różna od Dark Soulsa i gier pokrewnych. Śmierć nie ma tutaj żadnego znaczenia, walka polega bardziej na pozycjonowaniu, niż pełnej znajomości timingu własnych ciosów, nie trzeba w niej aż tak dbać o energię, a rozwój postaci nie pozwala nam na profilowanie (każdy typ bohatera zmierza w Hyper Light Drifter w tym samym kierunku). Są tutaj pewne podobieństwa, ale nie tak wyraźne, jak w Salt and Security, Nioh, czy Death’s Gambit (którego recenzja tutaj). Jeśli ktoś uparcie chce tę grę nazywać soulslikiem, to mu nie zabronię. Sam jednak widzę w tym tyle sensu, co w nazywaniu Cupheada grą podobną Dark Soulsowi.

Hyper Light Drifter
Przez całą grę prześladuje nas taka oto tajemnicza istota.

Podsumowując: Hyper Light Drifter to enigmatyczna, piękna, szalenie grywalna i satysfakcjonująca produkcja na wiele godzin… Jeśli tylko lubicie lizać ściany i zgłębiać sekrety. Jej świat, założenia i fabuła potrafią skutecznie wciągnąć na długo. Jest jednak naprawdę trudna i chwilami frustrująca, dlatego polecam ją tylko tym, którzy lubią wyzwania narzucane przez grę. Nie powinniście się zawieść.

Grę do recenzji udostępnił GOG.com. Znajdziecie ją tutaj.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments