Najlepsze gry z dzieciństwa według redaktorów Kulturalnych Mediów

0
19131

Krystian Broniek – Deluxe Ski Jump 2.1

Niedzielny obiad, miło spędzony czas z rodziną, oraz oczekiwanie na kolejny konkurs Pucharu Świata w skokach narciarskich, na fali wszechobecnej wówczas małyszomani. Tak kiedyś wyglądał u mnie prawie każdy siódmy dzień tygodnia. No i do tego wszystkiego oczywiście dochodziła obowiązkowa gierka w Deluxe Ski Jump 2.1. Dokładnie pamiętam te popołudnia kiedy w oczekiwaniu „jak Małysz będzie skakał” razem z bratem zagrywaliśmy się w tę grę. Nie była szczególnie grywalna, czy realistyczna, ale dawała niesamowitą frajdę i przede wszystkim element rywalizacji. Do tego wszystko dochodziła jeszcze wcześniej wspomniana małyszomania.

Gry z dzieciństwa - deluxe ski jump 2.1
Źródło: YouTube

W skoki grał każdy w okolicy. Ba, każdy miał nawet swój własny styl. Jedni woleli lecieć ostrożnie, inni agresywnie, a jeszcze inni opierali swój skok na mocnym wybiciu. Niektórzy lepiej skakali na małych skoczniach, inni na dużych. Pewnych zależności oraz zróżnicowanych umiejętności i stylów wśród graczy do dzisiaj nie potrafię wytłumaczyć, biorąc pod uwagę prostotę tej gry. Pamiętam jedną sytuację, kiedy przy okazji właśnie takiej niedzielnej rozgrywki, brat jakże perfidnie, pod moją chwilową nieobecność, wyjął kulkę ze starej myszy kulkowej. Ta myszka i bez tego nie działa najlepiej, ale jakież było moje zdziwienie, gdy po wybiciu, nawet nie dane było mi się odpowiednio ustawić do lotu. Niech złodzieje kulek w starych myszkach pozostaną puentą. Tylku uczciwa rywalizacja! No chyba, że chodzi o krzyknięcie komuś do ucha podczas wybicia, żeby zepsuł skok. Czy tylko ja tak robiłem? W DSJ 2.1 czasami grywam do dzisiaj.

Krystian Broiek – ToonCar

ToonCar dał mi dokładnie to, czego oczekiwałem od gier będąc jeszcze we wczesnej podstawówce – rywalizacja! Ściganie się na podzielonym ekranie to było to! Co to były za wyścigi. Kolorowe, szybkie i zwariowane. Oczywiście fizyka i tego typu przyziemne rzeczy kompletnie nie miały tutaj znaczenia. Chodziło o to, żeby było jak najszybciej, jak najgłośniej  i wymagało jak najwięcej refleksu. Te nerwy, kiedy samochodzik obracał się kilkukrotnie w powietrzu po postrzale rakietą.

Gry z dzieciństwa - ToonCar
Źródło: YouTube

Były oczywiście także chmurki burzowe do nasyłania na przeciwników za nami czy też miny. Jednak najgorsza z najgorszych była rakieta naprowadzana na aktualnie prowadzącego. Można by powiedzieć, że ToonCar uczył taktyki, bo zwyczajnie nie opłacało się prowadzić od początku, narażając się tym samym na szybki odstrzał. Do dzisiaj pamiętam dziwacznie nakręcony i pozytywny głos spikera krzyczącego co chwilę teksty w stylu „ostatnie okrążenie!” czy też „został ci tylko jeden pachołek!”. Skoro już jesteśmy przy pachołkach. W ToonCar, aby odblokować nowe mistrzostwa, musieliśmy zdobywać na nie licencje. Zdobywanie takowej polegało właśnie na strącaniu pachołków na czas. Niektóre z nich lubiły uciekać. Dosyć ciekawy sposób na tworzenie ścieżki postępu w grze. Chcesz się ścigać w mistrzostwach? Nie ma problemu, tylko wyrób sobie licencję! Dla mnie wielki klasyk i jedne z pierwszych wyścigów w jakie grałem.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments