Casual gatunku w morzu pocisków – Enter the Gungeon [recenzja]

0
854

Obszerne, generowane proceduralnie lochy, szeroki wachlarz spluw i gadżetów bojowych, liczne skarby, pixel art, permadeath i morze ołowiu. Jak sprawdza się Enter the Gungeon dla żółtodzioba gatunku?

Przedmowa

Jak wspomniałem powyżej jestem całkowitym casualem gatunku rougelike i rougelite. Nigdy nie grałem w żadną z indyczych gier tego typu, ale śledziłem uważnie trendy. Kiedy przeczytałem o darmowej aktualizacji do Enter the Gungeon zatytułowanej Advanced Gungeons & Draguns pomyślałem “dlaczego by nie spróbować?” i tak właśnie zaczęła się moja przygoda z grą. Dlaczego tak wyraźnie to zaznaczam przed właściwą częścią recenzji? Ano dlatego, że bardzo mi zależy, byście wiedzieli, że nie mam żadnego doświadczenia z grami tego gatunku. Wobec tego recenzję polecam raczej osobom, które podobnie jak ja nigdy nie miały okazji spróbować się w tym gatunku. Razem sprawdzimy czy warto dać szansę grze, która z militariów, pocisków i spluw uczyniła fetysz.

Kto, co, kiedy?

Zacznijmy – jak zawsze – od okropnych podstaw. Enter the Gungeon został wydany 5 kwietnia 2016 roku na komputerach osobistych oraz konsoli PlayStation 4. Dokładnie rok później na konsoli Xbox One a 17 grudnia 2017 na konsoli Nintendo Switch. Za stworzenie gry i wszystkich jej portów odpowiada studio Dodge Roll, a za wydanie Devolver Digital. Gra należy do gatunku rougelike (czy rougelite dla dokładniejszych). Do tego jest strzelanką z elementami bullet hell z widokiem z góry.

Wejdźmy do spluwochu!

Po rozpoczęciu gry wita nas scenka przedstawiająca założenia fabularne. Otóż na stary zamek spadł meteor, który zamienił wszystkich jego mieszkańców w kreatury związane z militariami. Znajdziemy więc tam różnorodne biegające pociski, pistolety, magów ołowiu i czarnoprochowe bestie. Legendy mówią, że na ostatnim poziomie groźnych lochów znajduje się wielka nagroda. Broń tak potężna, że może zastrzelić przeszłość. Dlatego od lat wielu śmiałków wyrusza podróż, z której nikt nie wraca.

Jak nie trudno się domyśleć fabuła stanowi tutaj jedynie pretekst, tym niemniej spełnia swoje założenia, tłumaczy świat i na swój sposób ciekawi. Przed wejściem do podziemi możemy rozejrzeć się po hubie początkowym, pogadać z ludźmi, przejść samouczek i… wybrać jedną z czterech postaci. Te różnią się historią, umiejętnościami, parametrami i orężem startowym. Jeden bohater zaczyna z pancerzem i ma lepsze zdolności bojowe, inny ma niższe ceny u sprzedawców, a jeszcze inna bohatera rozpoczyna podróż z dwiema sztukami broni, a do lochu schodzi ze swoim pieskiem, który zbiera za nią loot. Postaci są różnorodne i w zależności od obranej taktyki każda sprawdza się nieco inaczej. Nie można im na pewno odmówić różnorodności.

Enter The Gungeon
Mówiłem Wam! 😀

Ale dość już tego rozprawiania, schodzimy do lochów!

Poznanie lochu

Po zjechaniu na pierwszy poziom lochu windą w kształcie pocisku (nie żartuję) rozpoczynamy rozgrywkę właściwą. Przetrząsamy kolejne korytarze i komnaty poziomu walcząc z przeciwnikami i szukając skarbów. Schemat zawsze jest prosty: wchodzimy do pomieszczenia, zabijamy wszystkich (jeśli tego nie zrobimy to drzwi się nie otworzą), zgarniamy łupy i idziemy dalej. Po drodze możemy napotkać handlarza, pokój ze skrzynią (którą otworzymy, jeśli mamy zdobyty lub kupiony klucz), albo inne generowane losowo atrakcje (o których dalej).

Przeciwnicy z Enter the Gungeon stanowią miszmasz fantazji na temat wykorzystania pocisków. Mamy tutaj niewielkie pociski z nóżkami, które strzelają z pistoletów, mamy większe pociski od strzelby, które (nie zgadniecie!) strzelają strzelbami. Mamy łuski poruszające się jak ryby zostawiające za sobą ikrę z pocisków i wiele wiele innych. Bestiariusz jest niebywale zróżnicowany i stanowi o jednej z największych zalet gry. Maszkar znajdziemy spokojnie ponad setkę, każdy jest opisany w bestiariuszu i ma własne mocne i słabe strony. Bardzo chwali się tak złożone i pieczołowite oddanie wrogów.

Enter The Gungeon
Polscy tłumacze odwalili kawał dobrej roboty. Pełno tutaj gier słownych i kontekstów zrozumiałych dla polaków.

Enter The Gungeon

Walczymy z nimi przy użyciu szerokiego wachlarza broni i gadżetów. Znajdziemy spluwy od klasycznych pistoletów, karabinów, wyrzutni granatów czy rakiet aż po wymyślne lasery, zamrażacze, czy miotacze jajek i skrzynek na listy. Gra operuje suchym, przyjemnym i nienachalnym humorem. Sama kreacja przeciwników i lokacji to jeden wielki powtarzający się żart na temat broni. Dzięki temu bardzo jasno kreowany jest charakter rozgrywki, a gra utrzymuje spójność nawet przy największych absurdach. Podobne rozwiązanie można było zobaczyć w grze Broforce, który nabijał się z klisz kina akcji i napakowanych, nadętych zbawców świata.

Taniec z pociskami

Po pierwszych minutach z grą zaczynamy powoli ogarniać zasady. W grze najlepiej pozostać w ciągłym ruchu i kontroli pola walki, bowiem bezustannie będą wokół nas wirować pociski. W Enter the Gungeon nie ma hitscanów – każdy wystrzelony przez nas lub wrogów pocisk to kula o różnej wielkości, szybkości i działaniu, która rzeczywiście znajduje się w świecie gry. Możemy ich unikać kopiąc stoły i czyniąc z nich tarczę, albo wykonując przewroty, które czynią nas chwilowo niewrażliwymi na obrażenia. To wszystko sprawia, że w grze istotne staje się wyczucie czasu, a ona sama zbliża się gatunkowo do zręcznościówki, czy może raczej…

… bullet hella. Grając w produkcję niejednokrotnie będziemy zasypywani gradem pocisków pozostających jedynie niewielkie wyrwy na unik. Nie jest to rzecz jasna poziom niektórych japońskich produkcji typu Mushihimesama Futari (serio… zobaczcie tego bossa), ale nadal gra nie należy do łatwych. Co prawda możemy kilka razy na poziom (w zależności od ilości znalezionych sztuk) użyć przedmiotu nazwanego “ślepak”, który unicestwia wszystkie wystrzelone pociski na mapie i uniemożliwia wrogom atak na kilka sekund. Nadal nie ułatwia to znacznie gry, co raczej pomaga wyjść z największej opresji. A te czekają nas nierzadko. Szczególnie, podczas walk z bossami.

Enter the Gungeon

Tych możemy spotkać pod koniec każdego poziomu. Są bardzo wymyślni, dobrze animowani, mają zróżnicowane ataki i wymagają od nas pełnego skupienia i zaangażowania. Możemy też za nich dostać specjalne przedmioty – tym więcej im lepiej nam z nimi poszło. Każdy poziom zawsze generuje losowego bossa z puli bossów dla danego poziomu. Dodatkowo każda postać ma swojego własnego bossa końcowego. Tak więc raz jeszcze: na brak różnorodności nie można narzekać.

Enter The Gungeon
Nazwy bossów, broni czy przeciwników są genialne w swej wymyślności.

Progresja?

Jako się rzekło gra jest rougelitem, co oznacz, że mamy tutaj do czynienia z permadeath, ale możemy także wnieść coś nowego do kolejnych rozgrywek. Jak więc możemy zmieniać Enter the Gungeon wraz z postępami? Z jednej strony bardzo, ale z drugiej nieznacznie. Zależy na czym się skupić. Za zdobytą walutę uniwersalną możemy dokupować nowe bronie i przedmioty, które będą pojawiać się w skrzyniach podczas gry. Zwiększamy w ten sposób pulę lootu, a nie własne uzbrojenie na start.

Możemy także zmodyfikować windę tak, by docelowo wiozła nas na dalsze piętro, ale do tego potrzeba trochę wysiłku. Możemy także uwalniać z więzień różne osoby, które potem spotkane w lochach będą miały dla nas wyzwania, albo trafią do huba, skąd będziemy mogli korzystać z ich rozmaitych usług (jak sprzedaż etc).

Enter The Gungeon
Szkoda, że takiej broni nie importuje się do Afryki…

Aspekt audio-wizualny i pomniejsze plusy

Tytuł utrzymuje wyjątkowo przyjemną oprawę. Stylizowany i kolorowy pixel art wyjątkowo dobrze się broni i pasuje do przyjętej konwencji. Również nieinwazyjna muzyka przypadła mi do gustu. Dobrze się jej słucha, jest przyjemna dla ucha i co może stanowić dobrą rekompensatę: zapamiętałem z niej bardzo wiele.

W Enter the Gungeon dostępny jest także lokalny tryb kooperacji, który zezwala jednemu graczowi wcielenie się w jednego z 4 bohaterów, a drugiemu w specjalnie przygotowaną do coopa postać. Granie wspólnie z kolegą było dla mnie jednak nieco zbyt chaotyczne. Nie wiedziałem których pocisków unikać (szczególnie, że jeden z nas grał na klawiaturze, a drugi na padzie, więc ciągle patrzyłem na jego celownik, zamiast skupiać się na polu rozgrywki). Co w takim razie z sytuacją, kiedy jeden z graczy padnie? Wciela się wówczas w duszka, który choć nie odżywa, to może odpychać przeciwników, kiedy się do nich zbliży zadając minimalne obrażenia. Nie ma wielkiego wpływu na rozgrywkę, ale przynajmniej nie siedzi obserwując jedynie, jak druga osoba gra. Bardzo dobre rozwiązanie.

Enter The Gungeon
Nekrolog wyświetlany po śmierci.

Dodatkowo gra idealnie nadaje się na krótkie posiedzenia. Zgaduję, że właśnie to jest główną siłą tego typu gier i ich swoistą przewagą nad rozbudowanymi RPGami. Przyjemną była myśl, że mogę usiąść do gry na 30-40 minut i całkowicie domknąć jej wątki po zginięciu lub pokonaniu bossa (gra oferuje opcję save and quit miedzy poziomami). Zgaduję, ze to świetny tytuł dla osób, które na granie mają niewiele czasu. Dodatkowo już z pozycji pierwszych powiadomień o wydawcy, deweloperze itd. jest opcja “quick play”, która od razu przenosi nas do lochu ostatnio wybraną postacią. Super sprawa.

Zaletą jest także ciągły rozwój gry. Niedawno miała miejsce wspomniana aktualizacja Advanced Gungeons & Draguns, która udostępniona została całkowicie za darmo i wprowadza szereg nowych przeciwników, broni, przedmiotów i rozwiązań.

Wady?

W zasadzie jedynym minusem gry, który udało mi się zauważyć było zbyt długie drganie pada. Czasami wibrował on przez kilka sekund po zakończeniu walki. Używałem kontrolera do PS4, który gra domyślnie obsługuje (i to nawet z dobrze przypisanymi przyciskami), więc definitywnie jest o jakiś bug. Poza tym nie udało mi się nic grze zarzucić. Spełnia ona idealnie to, co sobie zakłada.

Enter The Gungeon
Bardzo zdolna…

Podsumowując: Enter the Gungeon to spójna, przemyślana i dopracowana produkcja. Oferuje wysoki poziom trudności, zabawę na setki godzin i satysfakcję tym, którzy lubią takie produkcje. Pomimo mojego całego szacunku dla tej gry mnie do siebie nie przekonała. Nie lubię tytułów z silnymi elementami bullet hell (ledwo przetrawiłem to w Furi), ale mam świadomość, że to moje własne przekonanie i nie ma tu nic do rzeczy, bo to kwestia gustu. Tym bardziej, że wiedziałem po jaki gatunek sięgam i celowo się na niego wystawiłem, aby przekonać się, czy rzeczywiście nie mogę się w nim odnaleźć. To raczej nie dla mnie, ale polecam gorąco wszystkim z Was, którym takie elementy nie przeszkadzają. Wykonanie jest świetne i nawet ja znalazłem tutaj pole do zabawy na wiele godzin.

Grę do recenzji udostępnił GOG.com. Znajdziecie ją tutaj.

Mafia 3 i Dead by Daylight w sierpniowym PlayStation Plus

Mafia 3 i Dead by Daylight w sierpniowym PlayStation Plus

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments