Devil May Cry 5 – powrót w dobrym stylu [recenzja]

0
466

Devil May Cry 5 to kolejna odsłona serii słynnych slasherów japońskiego Capcomu. Tym razem opowieść zabiera nas do miasteczka Red Grave opanowanego przez hordy demonów pod wodzą potężnego Urizena. Nie należy się jednak bać walki z piekielnymi mocami – stajemy do niej uzbrojeni w miecze, strzelby, piły łańcuchowe i szalony humor.

Wprowadzenie

Na wstępie przyznam, że do Devil May Cry 5 podchodziłam z dużą dozą nieufności. Dlaczego? Problemem był fakt, że nie miałam okazji zagrać w poprzednie odsłony serii. „Piątka” był moim pierwszym zetknięciem się z tą marką Capcomu. Postanowiłam jednak sprawdzić, czy można potraktować tę część jako autonomiczną grę i odnajdywać się w fabule, nie znając poprzedzających ją wydarzeń.

Devil May Cry 5 zadebiutował 8 marca tego roku i obecnie dostępny jest na Xbox One, PlayStation 4 i PC. Gra jest klasycznym slasherem – nie mogłoby być inaczej, bo przecież to właśnie pierwsza część serii zapoczątkowała ten gatunek. Tytuł pozwala nam wcielić się w trzech bohaterów. Dwóch z nich można kojarzyć z poprzednich odsłon: mowa tutaj o łowcy demonów Dantem i jego koledze po fachu o imieniu Nero. Nową postacią jest tajemniczy V, który niespodziewanie do nich dołącza. Gra dzieli się na 20 liniowych rozdziałów – przejdziemy je  w około 12 godzin. W każdym z nich możemy grać tylko jednym członkiem naszej zabójczej trójcy. Najczęściej gra narzuca nam danego bohatera, chociaż w niektórych przypadkach jest opcja wyboru. Na drugim planie spotkamy znane z wcześniejszych części Trish i Lady. Akcja widziana jest z perspektywy trzeciej osoby.

Nie takie trudne początki

Prolog historii obserwujemy oczami Nero, który wspina się po korzeniach Klifota, czyli upiornego drzewa, które rozrosło się nad Red Grave. Idzie w górę, żeby dopaść Urizena. Jak to możliwe, że walka z królem demonów, czyli idealnym kandydatem na ostatniego bossa rozgrywa się na samym początku? Odpowiedzią jest zaburzona chronologia. Okoliczności poprzedzające to starcie poznamy później. Na szczęście nie zagubimy się w tym miszmaszu, gdyż każdy rozdział rozpoczyna się od dokładnej daty. Na samym początku gry twórcy również zadbali o mniej zorientowanych odbiorców i zamieścili krótkie streszczenie wydarzeń z poprzednich odsłon serii.

Devil May Cry 5 - Klifot
Korzenie Klifota znajdziemy w niemal każdej lokacji.

Prolog sygnalizuje to, co stanowi jeden z najważniejszych punktów Devil May Cry 5, czyli całą masę wartkiej akcji. Przestojów i spokojniejszych momentów jest w grze niewiele. Przez większość czasu przemierzamy na wpół zniszczone Red Grave lub wspinamy się na korzenie Klifota, walcząc po drodze z przeciwnikami różnej maści. Demony są zróżnicowane, choć większość atakuje tak samo –  głównie bezpośrednio, dążąc do zwarcia. Inaczej rzecz ma się z bossami. Występują w prawie każdym rozdziale i walą w nas wszystkim, co tylko mają. Stanowią najtrudniejszy element gry, choć nie zaszkodziło by, gdyby byli jeszcze bardziej wymagający. Dynamikę dodatkowo podkreśla energetyczna rockowa muzyka.

Zastrzeżeń nie można mieć do grafiki, która prezentuje się bardzo dobrze. Ostre tekstury i naturalna mimika postaci szczególnie cieszą oko. Pomysłowy jest też design przeciwników i broni, którymi przyjdzie nam walczyć. Warto zwrócić uwagę na mroczny, gotycki styl ubrań bohaterów.

Devil May Cry 5 - V
Nie da się być bardziej mrocznym niż V.

Więcej niż szczypta humoru

Jako Nero, a później też V i Dante, będziemy mieć do czynienia z bohaterką o imieniu Nico. U tej nieco szalonej i roztrzepanej dziewczyny można zaopatrzyć się w nowe rodzaje broni i kolejne umiejętności. Na linii Nero – Nico mamy sporą dawkę humoru i żartów, które nie są może najwyższych lotów, ale w gruncie rzeczy wypadają sympatycznie. Właściwie każdy z bohaterów od czasu do czasu rzuci czymś zabawnym, choć niekiedy przybiera to naprawdę absurdalne formy. Przykładem niech będzie ten krótki fragment, w którym Dante dostaje kapelusz z ukrytą bronią.

Dowcipy w Devil May Cry 5 częściej mnie żenowały niż bawiły, ale nie jest to wielki minus. Właściwie dobrze, że pojawiły się w takiej obfitości, bo przerysowanie tej gry nie obroniło by się na poważnie. Dziwnie byłoby rozjeżdżać przeciwników motocyklem z grobową miną… Lekka forma narracji sprawia, że można wiele zaakceptować i bez mrugnięcia okiem przyjąć takie rozwiązania jak boss połykający gruz dodatkową paszczą na brzuchu, by potem pluć nim w bohatera.

Poskramiaj demony

Nero ma do dyspozycji trzy rodzaje broni – Niebieską Różę, czyli rewolwer, miecz o nazwie Czerwona Królowa i poskramiacze demonów, czyli protezy ręki o zróżnicowanych mocach. Bohater nie ma prawej dłoni, ale ten fakt zupełnie nie przeszkadza mu w przerabianiu napotkanych demonów na miazgę. Najlepiej sprawdza się w tym Czerwona Królowa, która z czasem umożliwia nam stosowanie coraz bardziej efektownych combosów. Protezy też potrafią nieźle przetrzebić szeregi przeciwników – niektóre rażą ich prądem, a inne oplatają łańcuchami lub wysadzają w powietrze.

Nero
Walki Nero obfitują w efektowne momenty.

Z poskramiaczami trzeba jednak uważać. Jeśli podczas używania danej protezy otrzymamy obrażenia, utracimy ją i trzeba będzie się zaopatrzyć w nową. Irytowało mnie to, bo jeśli Nero dostanie serię mocnych ciosów i nie uda mu się odskoczyć na czas, można w kilka chwil pożegnać się z całym zapasem. Jest to jednak jedyna wada, bo granie tym bohaterem jest naprawdę przyjemne, zwłaszcza na późniejszych etapach, kiedy nauczymy się najlepszych sekwencji walki mieczem. Jakże satysfakcjonujące jest wycinanie w pień demonicznych najeźdźców Red Grave!

Cień, Gryf i Koszmar

Po kilku rozdziałach przechodzimy do V, który najbardziej z całej trójki przypadł mi do gustu dzięki oryginalnemu sposobowi walki. Bohater tylko dobija przeciwników i sam ich nie atakuje – robią to za niego jego demony, które pod postacią pumy i orła wyprowadzają ciosy. Cień i Gryf, bo takie noszą imiona, dysponują naprawdę ciekawymi umiejętnościami – mogą m.in. używać błyskawic czy tworzyć wydłużające się macki i kolce. Asem w rękawie V jest Koszmar, czyli potężny golem, którego można przywołać na kilkanaście sekund przy wysokim poziomie wskaźnika mocy, czyli Demonicznej Przemiany. V może naładować go podczas walki – wystarczy, że zacznie czytać księgę, którą stale nosi u swojego boku. Na początku wydało mi się to dość dziwnym pomysłem, ale jest  klimatyczne i w pewien sposób absurdalne, więc dobrze pasuje do całej wymowy gry.

Cień i Gryf
Cień i Gryf w akcji

Zwierzaki wymagają niezłej podzielności uwagi – walczymy przecież dwoma, a niekiedy nawet trzema na raz! Potyczki dodatkowo ubarwiają komentarze Gryfa, krwiożerczego ptaszyska z poczuciem humoru czarnym jak jego pióra. W przypadku większych wrogów pomocny okazuje się Koszmar, lecz nie warto używać go na grupy pomniejszych i szybkich demonów, bo nie jest w stanie za nimi nadążyć. Uczciwie muszę przyznać, że rozgrywka V jest najciekawsza, ale i najłatwiejsza. Niekiedy Cień i Gryf dostają w kość i wypadają z akcji, ale nie pozwalają swojemu panu zginąć. Fragmenty z udziałem V byłyby jeszcze ciekawsze, gdyby stanowiły większe wyzwanie.

Demonicznie przemieniony

Kolejną postacią, która korzysta z Demonicznej Przemiany jest najmocniejszy zawodnik w stawce, czyli Dante. Z racji swojego pół – diabelskiego pochodzenia nasz łowca może się tymczasowo zmieniać w demona, co pozwala mu na samoistne regenerowanie zdrowia i zadawanie mocniejszych obrażeń. Poza tym dysponuje całym arsenałem broni, o której V i Nero mogą sobie tylko pomarzyć. W wyposażeniu Dantego znajdziemy m.in. dwie wersje wyrzutni rakiet, miecz, kastety, nunczako i motocykl, który można rozłączać na dwie zabójcze piły lub użyć do rozjeżdżania przeciwników. No i jak te biedne demony mają mieć z nim jakiekolwiek szanse?

Dante
Dni tych demonów są już policzone.

Jakieś tam mają, bo to właśnie ta postać trafia na najtrudniejszych wrogów. Jeśli jednak gracz ma skill na przyzwoitym poziomie, poradzi sobie bez większych problemów. Rozumiem, że Dante ma rangę legendarny łowca demonów, ale twórcy podarowali mu za dużo umiejętności i uzbrojenia w porównaniu do pozostałej dwójki, przez co tworzy się dysproporcja między rozdziałami. W dodatku takie dopakowanie postaci wywołuje właściwie klęskę urodzaju – nie wiadomo, czego najlepiej używać i jak w ogóle zapamiętać całą masę skomplikowanych sekwencji. W efekcie walki Dantego są nieźle zagmatwane, chociaż nie można im odmówić efektowności, zwłaszcza gdy bohater przybiera demoniczną postać.

Wady

Swoje mało zaszczytne miejsce znajdzie tutaj przede wszystkim fabuła. Co można było zepsuć w opowieści o zabijaniu demonów? Zdradzę wam w sekrecie, że to wszystko wcale tak nie wygląda. W drugiej części gry pojawiają się naiwne plot twisty, które zmieniają sens całej historii. Momentami można odnieść wrażenie, że ktoś w Capcomie za bardzo zapatrzył się na telenowele. Jest też bardzo przewidywalnie. Szybko domyślicie się prawdziwej tożsamości enigmatycznego V, zwłaszcza, jeśli znacie poprzednie części.

Kolejny zarzut stanowi poziom trudności. Jest po prostu za łatwo, zwłaszcza, że najwyższy level jest na starcie zablokowany. Do wyboru mamy łatwy lub normalny, lecz nawet ten drugi nie będzie wystarczający dla wymagającego gracza. Dodatkowym ułatwieniem są złote i czerwone kule, które pozwalają regenerować zdrowie i odnawiać zasoby mocy. Jeśli mamy ich choć kilka, każda walka jest do wygrania bez większego wysiłku. Najtrudniejszy poziom można odblokować dopiero po przejściu całości, więc jest to opcja tylko dla zapaleńców.

Devil May Cry 5 - Goliat
Oto Goliat, czyli jeden z pierwszych bossów.

Słabszą stroną Devil May Cry 5 są także monotonne lokacje. Poruszamy się po uliczkach miasta, kanałach, pnączach demonicznego drzewa. Byłoby o wiele ciekawiej, gdyby pojawiły się rozdziały osadzone w środowisku innym od miejskiego. Jeśli już o lokacjach mowa – jeśli w tej grze widzicie w jakimś miejscu coś, co można zebrać, lepiej zróbcie to od razu. Czasami jest tak, że układ danego miejsca nie pozwala już wrócić do pominiętej znajdźki. Nie raz doprowadziło mnie to do białej gorączki, zwłaszcza wtedy, gdy koło nosa przeszedł mi szczególnie wartościowy artefakt.

 Podsumowanie

Mimo kilku wad, Devil May Cry 5 jest dla mnie jedną z lepszych gier tego roku i plasuje się w mojej ścisłej czołówce slasherów. Gra ma wszystko to, czego można wymagać od przedstawiciela gatunku – hordy ciekawych przeciwników, różnorodne uzbrojenie i masę walki. Dodatkowo robotę robią tutaj klimat i tematyka umiejętnie przełamane absurdalnym humorem. Dante, V i Nero dają się lubić, a wciągająca i dynamiczna akcja sprawia, że śledzimy ich przygody z zainteresowaniem. Jeśli przymkniemy oko na kilka wad, Devil May Cry 5 będzie świetną zabawą i dostarczy nam masę frajdy. W fabule odnajdziemy się bez problemu, nawet bez znajomości poprzednich części. To jak, wchodzicie w to?

Devil May Cry Mobile – świeży zwiastun i sceptycyzm graczy

Devil May Cry Mobile – świeży zwiastun i sceptycyzm graczy

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments