Clive Barker’s Undying – rodzina z piekła rodem [Retro Time]

0
702

Altruizm nie zawsze popłaca. Patrick Galloway, podróżnik i badacz spraw nadprzyrodzonych przekonał się o tym na własnej skórze. Chęć pomocy staremu przyjacielowi przywiodła go prosto w otchłań mroku, szaleństwa i pradawnych rytuałów. Poznajcie Clive Barker’s Undying – jeden z najlepszych wirtualnych horrorów, w jakie miałem przyjemność zagrać.

Słowem wstępu

Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak rzadko dochodzi do współpracy pisarzy horrorów z branżą wirtualnej rozrywki. Wszak gry wideo są wręcz idealnym medium do wywoływania stanów przedzawałowych oraz przedwczesnego siwienia, czego świadectwo dają takie serie jak Silent Hill, Fatal Frame, Penumbra oraz wiele innych. Tymczasem autorzy papierowych dreszczowców zdają się uparcie nie zauważać naszej branży. Weźmy chociażby twórczość takiego Stephena Kinga, w której znajdziemy mnóstwo książek świetnie nadających się do zaadaptowania (jak choćby Lśnienie czy Łowca Snów). Tymczasem jedyną godną uwagi grą na podstawie prozy tego autora jest przygodówka The Dark Half, która miała swoją premierę tak dawno, że najstarsze duchy tego nie pamiętają.

Na szczęście nie wszyscy pisarze powieści grozy ignorują branżę gier. Brytyjski autor Clive Barker, znany z takich dzieł jak Księga Krwi czy filmowy Hellraiser w toku swojej kariery kilkakrotnie brał udział w różnych wirtualnych projektach. Pierwszy raz nastąpiło to niecałe 20 lat temu, kiedy pisarz nawiązał współpracę ze studiem DreamWorks Interactive. Tym sposobem 21 lutego 2001 roku na pecetach ukazał się Clive Barker’s Undying – rewelacyjny wirtualny horror zasługujący w moim mniemaniu na miejsce wśród najlepszych przedstawicieli gatunku. Historia Patricka Gallowaya, badacza okultyzmu, który rusza na pomoc przyjacielowi nękanemu przez zmarłych członków swojej rodziny nawet po niespełna dwudziestu latach ujmuje sugestywnym klimatem, któremu towarzyszy dopracowana, wciągająca rozgrywka.

Undying

Horror? Tak. Survival? Niekoniecznie

Clive Barker’s Undying jest mrocznym, brutalnym FPS-em nawiązującym swoim stylem i rozgrywką do takich klasyków jak Hexen, Blood czy Heretic. Przemierzamy więc kolejne, dość skomplikowane poziomy w mniej lub bardziej odrealnionych sceneriach w poszukiwaniu kluczy lub artefaktów potrzebnych do otwarcia kolejnej sekcji mapy. Na drodze stają nam piekielne szeregi najróżniejszych bestii, które nafaszerujemy prochem strzelniczym lub jednym z kilku dostępnych zaklęć.

Muszę jednak zaznaczyć, że choć Undying pod względem opowieści i klimatu jest rasowym horrorem, to fani przedrostka survival raczej się rozczarują. Gra ma wprawdzie niepokojącą atmosferę, nie brakuje w niej mocnych scen godnych najlepszych momentów w twórczości pisarza, zaś bestiariusz wydaje się wyrwany wprost z koszmarów naszprycowanego mocnymi lekami szaleńca. Trudno jednak czuć prawdziwy strach wobec tych wszystkich anomalii oraz kreatur będąc uzbrojonym po zęby w rozmaite narzędzia zagłady. Nie oczekujcie więc nerwowego liczenia naboi niczym w Resident Evil lub chowania się po kątach jak w Alien: Isolation. W Undying rzadko kiedy dochodzi do sytuacji, w których brakuje amunicji, a nawet wtedy mamy na podorędziu zabójcze zaklęcia lub broń białą. Uczucie niepokoju i strachu gra kreuje nie poprzez warstwę rozgrywki, tylko za pomocą opowieści i atmosfery. A robi to wzorowo, o czym opowiem nieco później.

Na tropie rodzinnej tragedii

Undying opowiada historię Patricka Gallowaya – weterana I wojny światowej, podróżnika oraz pasjonata wszystkiego, co dziwne, straszne i niewyjaśnione. To taki Indiana Jones, który zamiast tropić Arkę Przymierza wolałby raczej odszukać Necronomicon. Bohater otrzymuje list od swojego starego przyjaciela, Jeremiaha Covenanta, któremu, delikatnie rzecz ujmując, nie powodzi się najlepiej. Nie dość, że niemal wszyscy członkowie jego rodziny zmarli w tajemniczych okolicznościach, to jeszcze zamiast leżeć w grobach powrócili pod postacią upiorów i bestii błąkających się pośród ścian i pokoi rodowej siedziby. Wiedziony ciekawością oraz chęcią pomocy staremu druhowi Patrick przybywa do monumentalnej posiadłości rodu Covenant nie zdając sobie sprawy ze skali grozy, która czyha za jej murami.

Opowieść w Undying powinna spodobać się każdemu miłośnikowi nie tylko prozy Barkera, lecz również klasycznych opowieści grozy z przełomu XIX i XX wieku. Sam pisarz przyznał się do inspiracji twórczością H.P Lovecrafta oraz Edgara Allana Poe. Poznamy więc tragiczną historię zamożnej rodziny, którą pradawna klątwa napędzana chciwością oraz przesadną ambicją przywiodła przed bramy samych piekieł. W toku rozwoju fabuły poznajemy zależności pomiędzy poszczególnymi członkami rodziny, ich zamiatane pod dywan sekrety oraz knute po kątach spiski. Karty odkrywane są stopniowo, krok po kroku przybliżając nas do rozwikłania tajemnicy zagłady rodu Covenant. Nie chcę zdradzać czegokolwiek ze szczegółów fabuły, gdyż jest ona jednym z najmocniejszych punktów gry. Zapewniam jednak, że niektóre wątki, takie jak relacja bliźniąt Bethany i Aarona oraz rozwikłanie zagadki śmierci tego ostatniego zostaną w waszych głowach na długo po zakończeniu tej około 12-godzinnej przygody.

Undying

Nieumarłe rodzeństwo

Siłą napędową historii stanowi właśnie rodzina Covenant. Upiorne rodzeństwo Jeremiaha towarzyszy nam niemal od samego początku rozgrywki, nękając i szczując swoimi piekielnymi sługami. Okrutna Lizbeth powróciła zza grobu jako krwiożercza krzyżówka wilkołaka z wampirem, która tylko czeka na to, by nakarmić nami swoje demoniczne psy. Z kolei szalony, widmowy Aaaron woli bardziej finezyjne podejście, takie jak poruszanie przedmiotami (najczęściej ostrymi, jak noże kuchenne) i wyskakiwanie zza rogów w najmniej spodziewanych momentach. Każde z rodzeństwa otrzymuje odpowiednią ilość “czasu ekranowego”, zaś ich osobiste historie oraz sposób ich zakończenia nie raz was zaskoczą.

W ramach ciekawostki warto wspomnieć, że podobny motyw upiornej, nadprzyrodzonej rodziny dręczącej głównego bohatera został lata później wykorzystany w Resident Evil 7. Grając w tę pozycję czuć wyraźnie, że deweloperzy z Capcom mocno inspirowali się Undyingiem. W moim odczuciu jednak DreamWorks Interactive poradziło sobie z tym motywem znacznie lepiej.

Undying
Dręczenie Patricka jest ulubioną rozrywką Aarona

Czego oczy nie widzą…

Klimat. To właśnie główna siła Undying, cecha, dzięki której tytuł ten zapadł mi w pamięci na całe lata. Minęły prawie dwie dekady od premiery, a ja wciąż na palcach jednej ręki mogę policzyć gry z równie wspaniałą, sugestywną atmosferą. Duża w tym zasługa niepozornego zaklęcia, którym Patrick dysponuje od samego początku rozgrywki – scrye.

Czar jest taką jakby duchową odmianą noktowizji z tą różnicą, że zamiast widzieć w ciemności scrye pozwala na dostrzeganie ukrytych rzeczy ze świata spektralnego. Tym sposobem zwyczajna latarnia po aktywacji zaklęcia okazuje się miejscem kaźni wisielca, niepozorny portret rodzinny nagle ukazuje jej członków w ich prawdziwym, upiornym wydaniu, natomiast dziwaczny, groteskowy posąg rozrywa sobie klatkę piersiową i prosi nas, byśmy strzelili w jego bijące serce… Odkrywanie tych wszystkich mrocznych sekretów, śledzenie błąkających się duchów i szukanie widmowych wskazówek stanowi wręcz swego rodzaju meta grę, która ekscytuje z każdym kolejnym odkryciem.

Undying
Scrye odkrywa przed graczem wiele sekretów.

Atmosferę w genialny sposób buduje również oprawa dźwiękowa, co świetnie ilustruje przykład howlerów. Niemal każde starcie z watahą tych wynaturzonych bestii poprzedzone jest ich odległym wyciem odbijającym się echem po okolicy. Za każdym razem, kiedy słyszałem ten dźwięk, serce nagle przyspieszało, a wzrok błądził we wszystkie strony w oczekiwaniu na zbliżających się wrogów. Podczas powolnych wędrówek po korytarzach posiadłości oraz innych lokacji towarzyszy nam z kolei szepczący głos natrętnie namawiający do użycia scrye, by ukazać naszym oczom kolejną potworność. Rewelacyjne są również dźwięki wydawane przez wszystkie napotkane potwory – obrzydliwe, głębokie i przepełnione pierwotnym głodem.

Groza spoza świata

Przemierzając monumentalną willę rodu Covenant i jej okolice można poczuć się niczym bohater powieści Brama Stokera. Tutaj niemal każdy kąt i pomieszczenie skrywają jeżącą włosy na głowie niespodziankę w postaci niespodziewanego ataku Aaarona, przyczajonej na ścianie bestii czy błąkających się widm.

Budowla jest zaledwie pierwszym z wielu upiornych przystanków. Patrick trafi również do pozornie opustoszałego górskiego klasztoru, który zwiedzi na dwóch płaszczyznach czasowych, przemierzy zawieszone w innym wymiarze miasto Oneiros będące domeną potężnego maga i podległych mu istot, by wreszcie trafić do dzikiej krainy zamieszkałej przez dwa wojujące ze sobą plemiona nie całkiem ludzkich tubylców. Klimat odwiedzanych miejsc potęgują liczne smaczki, takie jak zasłony w długim, ciemnym korytarzu poruszane magiczną energią do wtóru niepokojących odgłosów, czy mistyczny wręcz widok odległej latarni morskiej, z której szczytu wydobywa się tajemnicze, nienaturalne światło. W pamięci zapadły mi też pewne podziemia, w których przez szczelinę w murze dostrzegłem uwieszone na haku zwłoki. Ich sekret odkryłem dopiero kilka godzin później przy okazji powtórnej wizyty w tym miejscu. Każdy z takich momentów jest wyjątkowy, a wszystkie razem składają się na przeżycie jedyne w swoim rodzaju, które wywołuje równie duże wrażenie dzisiaj, jak dwie dekady temu.

Piekielna menażeria

Bestiariusz w Undying stanowi doskonałe paliwo dla sennych koszmarów. Napotkane bestie nie tylko wzbudzają grozę i respekt swoim wyglądem, lecz również wymuszają stosowanie odmiennych taktyk. Wspomniane wcześniej howlery niczym wilki atakują zawsze w stadzie, poruszając się zwinnie po podłodze, ścianach i suficie zmuszają gracza do pozostawania w ustawicznym ruchu. Groteskowe, jaszczurowate scarrow wydają się dość niemrawe, jednak nie wolno ich lekceważyć – w najmniej spodziewanym momencie mogą splunać kwasem prosto w twarz lub spróbować wciągnąć ofiarę pod ziemię. W walce z nimi konieczne jest więc zachowanie odpowiedniego dystansu. Im dalej w las, tym bardziej pokręcone istoty staną na naszej drodze, zaś każde starcie na długo zapada w pamięci (dosłownie – pierwsze spotkanie z wielkim, latającym potworem o imieniu Monto’Shonoi zostało w mojej głowie na całe lata. Głównie dlatego, że bestia naprawdę potrafiła dać w kość, a ja zapisałem grę w bardzo niefortunnym momencie. Długa historia).

Undying
Walka z tą bestią śniła mi się po nocach.

Magia i rewolwer

Na szczęście Patrick nie jest bezbronny wobec całej tej demonicznej menażerii. Mówimy wszak o zaprawionym w bojach żołnierzu z ciągotami do sztuki tajemnej. Zgromadzone przez lata doświadczenie pozwala bohaterowi na sprawne posługiwanie się strzelbą, rewolwerem i dynamitem, zaś wiedza tajemna owocuje znajomością czarów, których coraz potężniejsze wersje poznajemy w toku przygody. Początkowo bohater dysponuje marnymi, przypominającymi tanie fajerwerki duchowymi pociskami, które wywołują jedynie uśmiech politowania na pyskach napotkanych stworów. Później robi się znacznie ciekawiej. Patrick uczy się m.in. tworzyć tarczę chroniącą przed obrażeniami oraz wyczarowywać piekielną czaszkę, która z opętańczym śmiechem pędzi na spotkanie wrogów, by wreszcie z hukiem wybuchnąć im prosto w zębate paszcze. Ta ostatnia jest w mojej ocenie jedną z najlepszych broni wymyślonych na potrzeby gier wideo, zajmując zaszczytne miejsce tuż obok Ostrzy Chaosu z serii God of War i karabinu Lancer znanego z Gears of War. Zresztą sami zobaczcie, jak działa to cudo:

Używanie broni palnej naprzemiennie z magicznymi sztuczkami zapewnia sporą elastyczność w trakcie walk, co w połączeniu z dużą różnorodnością przeciwników nigdy nie pozwala się nudzić. Choć sam model strzelania wydaje się dzisiaj już nieco sztywny, właśnie ów bogaty wybór dostępnych środków zagłady sprawia, że Undying wciąż jest niezwykle grywalny.

Rewelacyjny horror za niską cenę

Clive Barker’s Undying nadal zachwyca równie mocno, jak przed laty. Wysoka grywalność, znakomita, niemal książkowa fabuła oraz dopracowane w najdrobniejszych szczegółach lokacje skutecznie maskują niedzisiejszą oprawę graficzną (która może się zresztą podobać, jeśli przymknie się oko na charakterystyczną dla ówczesnych gier kanciastość) i nieco skostniały model walki.

Choć Undying nigdy nie doczekał się kontynuacji, echa dzieła studia DreamWorks Interactive dają się odczuć w innych, późniejszych produkcjach. Motyw paranormalnej rodziny w roli antagonistów wykorzystał wspomniany już Resident Evil 7, natomiast naprzemienne używanie broni palnej i zdolności nadprzyrodzonych z powodzeniem zaadoptowała seria Bioshock. Warto jednak pamiętać o tej znakomitej, kultowej w pewnych kręgach produkcji. Jeżeli jeszcze w nią nie graliście, bardzo łatwo to nadrobić – Undying bez trudu kupicie za niewielkie pieniądze poprzez serwis GOG.

Sequel idealny? Wracamy do Resident Evil 2 [1998]

Sequel idealny? Wracamy do Resident Evil 2 [1998]

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments