Pełnometrażowy debiut Mariusza Wilczyńskiego z 2020 roku. Animowany film, który zabiera nas w oniryczną podróż pełną refleksji.
Zabij to i wyjedź z tego miasta to animowany, psychologiczny film, który jest dziełem życia Mariusza Wilczyńskiego. Prace nad nim trwały aż 14 lat. Za animacje odpowiada sam Wilczyński, a scenariusz napisał on wraz z Agnieszką Ścibor. Swoich głosów zdążyli użyczyć do niego nie żyjący już Andrzej Wajda, Gustaw Holubek czy Tadeusz Nelepa. Pozwoliło to reżyserowi symbolicznie pożegnać swoich dawnych idoli. Film ten swoją światową premierę miał 22 lutego 2020, jednak z powodu epidemii koronawirusa w Polsce mogliśmy go zobaczyć dopiero 5 marca 2021. Obecnie dostępny jest on m.in. na HBO Max.
Trudna fabuła
Opisanie fabuły przypadku Zabij to i wyjedź z tego miasta jest dość problematyczne. Ale nie to jest tutaj najważniejsze. Oglądając ten film skupiałem się głownie na emocjach jakie dostarczał mi seans. Czerpałem z nich i starałem się interpretować to co się dzieje na ekranie i w moim układzie limbicznym. Skupienie się na tym obrazku gwarantuje kinową hipnozę, pod warunkiem, że widza nie odrzuci specyficzna animacja.
Spróbuję jednak streścić przedstawianą historię. Główny bohater – Janek (dubbing – Maja Ostaszewska), po stracie bliskich ucieka w krainę wspomnień, gdzie czas stoi w miejscu, a wszyscy z rodziny żyją. Potem kraina zaczyna się rozrastać dzięki wyobraźni bohatera i wracają jego wspomnienia, co pozwala przejść mu po osi życia aż do starości. Pojawiają się tam także jego dawni idole, którzy już się zestarzeli. Porusza to nim i popycha do wielu przemyśleń. Jest to nostalgiczna i skłaniająca do refleksji nad przemijaniem podróż, niczym z zasnutego mgłą marzenia sennego lub filmu Lyncha. Śmierć staje w tym filmie oko w oko z widzem. W niektórych miejscach klasyfikowany on jest jako horror. Potrafię to zrozumieć bo rzeczy z których zdajemy sobie sprawę podczas oglądania są przerażające. Mi jednak bardziej towarzyszyło uczucie przybicia i przytłoczenia.
Oniryczna podróż
Musze przyznać, że seans był wręcz przeżyciem duchowym. Ilość symboliki i różnych odniesień jakie kryją się za poszczególnymi scenami jest niemożliwa do całkowitego wyłapania za pierwszym razem. Sam reżyser mówił, że jest to dla niego bardzo intymny i osobisty film. Ważną rolę gra tutaj jego rodzinne miasto – Łódź. Wilczyński wraca do swojego dzieciństwa i wielu bolesnych spraw. Klimat idealnie uzupełniała nostalgiczna muzyka Tadeusza Nalepy, który jak wspominałem dubbinguje jedną postać, a właściwie samego siebie. Jest to swoisty hołd reżysera dla dawnego dobrego przyjaciela, który zmarł. Ze stwierdzeniem tym kłóciłby się jednak twórca filmu. Jego postać bowiem także ma tutaj swoją krótką rolę i w pewnym momencie przemawia on tymi słowami: Nie wierzę w śmierć, oni nie umarli, żyją za to w mojej wyobraźni. Tekst ten jest właśnie kwintesencją Zabij mnie i wyjedź z tego miasta. Dosłownie co chwilę podawany nam jest cytat lub scena, która porusza coś w głębi nas i przynosi ciekawe, choć często smutne przemyślenia.
Myślę, że emocje jakie wzbudził we mnie ten film są najlepszą rekomendacją. Oczywiście jeśli lubisz kino, które cię zaangażuje, jest niejednoznaczne i rozbije cię na kawałki. Film ten ma wyrwać widza z jego strefy komfortu i zmusić do zastanowienia się nad kruchością życia i jego sensem. Świat wykreowany przez reżysera intryguje widza od początku. Niedokładna, luźna kreska, spowolnione tempo, dziwne twarze, ogólnie rzecz biorąc brzydota. Film jest mroczny, pełen niepokojących zdarzeń i osób. Pochłonął mnie on całkowicie i przez parę dni nie mogłem wyrzucić go z głowy.
10/10