Nigdy nie zadajemy sobie pytania: dlaczego gramy w gry; zazwyczaj czujemy to podświadomie. Czasem gramy, żeby się zrelaksować, innym razem, aby poczuć się bohatersko, a jeszcze innym, żeby razem spędzić z kimś czas. Podczas zgłębiania tego zagadnienia natknąłem się na ciekawe badanie przeprowadzone w 2004 roku przez Nicole Lazzaro, założycielkę spółki XEODesign. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, dlaczego ja sam gram w gry.
Na pytanie dlaczego gramy w gry? odpowiedzieć jest trudno. Wystarczy popytać wśród swoich znajomych, aby przekonać się, jak różne i często niespójne odpowiedzi dostaniemy. Wydaje mi się jednak, że najczęstszym tekstem, który można usłyszeć jest jakiś polski odpowiednik angielskiego just want to have fun – po prostu chcę się dobrze bawić. Z tym, że nie posiadamy jeszcze w XXI wieku jednolitej definicji dobrej zabawy i nie ma takiej jednej rzeczy, która dogodziłaby wszystkim.
W tym momencie chciałbym odnieść się do badania, o którym wspomniałem. Oszczędzę tutaj szczegółów o całej metodologii badawczej – w skrócie badanie to miało na celu sklasyfikować czynniki, które wpływają na to, że dobrze się bawimy podczas grania. Produktem tego przedsięwzięcia są cztery klucze do dobrej zabawy. Zaznaczam, że moim celem nie jest szczegółowe przedstawienie i opisanie wyników tego badania, a raczej zachęcenie do własnych przemyśleń i poszukiwań. Zaczynajmy!
“The Player”: Wewnętrzne przeżycia
Okazało się, że jednym z wyróżnionych czynników jest to jak gra wpływa na samopoczucie gracza. Dla niektórych osób najważniejsze są emocje wykreowane przez samo doświadczenie grania. Weźmy na przykład dwie emocje, które zostały w tym badaniu określone jako najczęściej wspominane przez graczy – ekscytacja i ulga.
Kiedy widzę te słowa, pierwsze co przychodzi mi na myśl to szkolny turniej Counter-Strike 1.6, w którym brałem udział w liceum. Pierwsza runda finałowego meczu – cała moja drużyna została wyeliminowana, byłem tylko ja na czterech przeciwników. Teraz z perspektywy czasu wiem, że to, czy wygralibyśmy tę rundę, nie miało aż takiego znaczenia, ale wtedy nic nie liczyło się bardziej niż zwycięstwo. Po kolei pozbywałem się przeciwników, a z każdym kolejnym martwym wrogiem ręce trzęsły mi się coraz bardziej. Po oddaniu ostatniego strzału i zdaniu sobie sprawy, że to już koniec, po prostu wstałem od komputera i złapałem się za głowę. Ulga. Poczułem ogromną ulgę. Ręce trzęsły mi się jeszcze parę dobrych minut, zanim cała ta adrenalina i ekscytacja opuściła mój organizm. Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, czułem się kimś! W tym momencie zdałem sobie sprawę, że TO są właśnie chwile, dla których gram w gry. Te chwile niezapomnianej satysfakcji.
To był co prawda tylko mały, szkolny turniej. Nie graliśmy o pieniądze czy o sławę, ale dlatego, żeby się dobrze bawić. Takie emocje pojawiają się również podczas zwykłego, domowego grania. Często nie gramy po to, żeby być najlepszymi na świecie, tylko, żeby przejść jakiś poziom i poczuć się dobrze. Czujemy się dobrze, kiedy gra nam się na tyle przyjemnie, że udaje nam się uniknąć nudy. Czasem proste gry są tylko zabijaczem czasu i pozwalają nam poukładać sobie myśli w głowie. W tym kluczu liczy się to jak gra wpływa na to co czujemy w środku, cokolwiek by to nie było.
“Hard Fun”: Wyzwanie i strategia
Kolejną z odpowiedzi na pytanie dlaczego gramy w gry jest… żeby je przejść. Gracze często czerpią przyjemność z osiągnięcia założonego celu. Dodatkowo ważne jest, w jaki sposób ten cel osiągną, czyli jaką obiorą strategię. Głównymi emocjami występującymi przy graniu w produkcje korzystające z tego klucza są frustracja i uczucie triumfu nad grą. Innymi słowy, część z nas lubi grać w gry, które stawiają przed nami trudne przeszkody. Najważniejszym czynnikiem dostarczającym nam poczucia dobrej zabawy jest tutaj wpadnięcie na pomysł, jak daną przeszkodę pokonać, a potem wykonanie założeń planu.
Ja poznałem ten klucz na własnej skórze dzięki grze StarCraft II. Każdy rozegrany mecz był inny, każda mapa wprowadzała nowe przeszkody i ograniczenia. Pamiętam, że często już podczas ekranu ładowania, kiedy poznawałem rasę mojego oponenta i mapę na jakiej będziemy grać, obmyślałem strategię. “Wyprodukuję moje jednostki trochę później, to pozwoli mi na założenie drugiej bazy odrobinę wcześniej…” i tak dalej, i tak dalej. Oczywiście, nierzadko okazywało się już na początku, że mój plan skazany jest na porażkę i trzeba było go szybko zmieniać. Po dziesiątkach porażek i setkach różnych iteracji mojej strategii, w końcu dochodziłem do momentu, w którym udawało mi się wygrywać. Wtedy cała frustracja zbudowana na poprzednich doświadczeniach i na tym, że “coś nie działa jak powinno” ustępowała, a na jej miejsce pojawiał się triumf. Udało się! Nareszcie wymyśliłem jak pokonać gracza grającego rasą X na mapie Y! Potem zostawało już tylko dopracowanie wykonania, co samo w sobie jest materiałem na kolejny artykuł.
Kiedy udaje nam się coś, co uważaliśmy za niemożliwe, albo co przychodzi nam z dużym wysiłkiem, to cieszymy się podwójnie. Wyzwaniem może być nie tylko ewidentna przeszkoda podsuwana nam przez grę, może też na przykład system sterowania. Najbardziej transparentnym przykładem będą tutaj bijatyki. W momencie, w którym po raz pierwszy wykonamy bardzo skomplikowaną kombinację ciosów, czujemy jakbyśmy osiągnęli coś znaczącego. I ten klucz na tym właśnie polega, aby pokonywać cokolwiek uważamy w grze za wyzwanie.
“Easy Fun”: Immersja
Lubię słowo immersja, pomimo tego, że w języku polskim znaczy coś zupełnie innego niż w angielskim. Tutaj będę go używał wychodząc od ang. immersion, oznaczającego zanurzenie, albo pogrążenie się w czymś. A skoro już wiemy o czym mówimy, to możemy przejść do trzeciego klucza wyróżnionego przez Nicole Lazzaro. Najważniejsze dla gracza jest w tym przypadku oderwanie się od rzeczywistości i poznawanie świata przedstawionego w grze. Tak naprawdę to nawet nie tyle poznawanie świata, co immersja w samo doświadczenie grania – wrażenie, że jest się integralną częścią tego, co widzimy na ekranie, a nie tylko obserwatorem.
Chciałbym teraz wspomnieć o grze, która wywarła na mnie w tym aspekcie największe wrażenie – To The Moon. Niezależna gra z rodzaju przygodowych-RPG. Nie chcę w żaden sposób psuć nikomu przyjemności z przechodzenia tej gry, dlatego powiem tylko, że jest to jedna z niewielu gier, którą pochłonąłem za jednym zamachem. I na pewno nie będzie przesadą, jeśli powiem, że grając, doświadczyłem całej palety różnych emocji – od rzewnych łez aż do szerokiego uśmiechu nie schodzącego z twarzy. Przeżywałem grę tak jakbym sam był świadkiem zachodzących tam zdarzeń.
Bardzo cenię każdą grę, która jest w stanie tak mocno kogoś wciągnąć. Pokazuje to, że gry, tak samo jak książki czy filmy, są w stanie wejść do naszej głowy, pozwalając nam przeżywać sytuacje, których w żaden inny sposób nie bylibyśmy w stanie doświadczyć. Z niewielką pomocą wyobraźni jesteśmy w stanie stać się kim tylko chcemy, przeżywać wirtualne przygody i czasem nawet wyciągać z nich lekcje. Dla niektórych graczy właśnie to jest najważniejsze.
“Other Players”: Doświadczenie zbiorowe
Ostatnim kluczem, który wyjaśnia, dlaczego gramy w gry, jest czynnik, który śmiało można powiązać z dziedziną socjologii. Często traktujemy granie jako doświadczenie zbiorowe, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy wielu graczy posiada szybkie łącza internetowe, a gry wieloosobowe są bardziej popularne niż kiedykolwiek. Część osób traktuje granie z innymi ludźmi tak samo jak na przykład wyjście na kawę albo wspólne oglądanie filmu. Niezależnie od tego czy jest to LAN-party, gdzie wszyscy gracze spotykają się w jednym miejscu czy jest to gra przez internet, to ewidentnie następuje tutaj interakcja towarzyska. Można porozmawiać, pośmiać się, grać w trybie kooperacji i wspólnie rozwiązywać problemy, grać przeciwko sobie i wprowadzić element konkurencji. Jeśli spojrzymy na to w ten sposób to zobaczymy, że nie różni się to wiele od wspólnego wyjścia na kręgle.
Dla mnie osobiście ten klucz jest bardzo ważny. Posiadam grupę znajomych, z którymi regularnie gram przez internet i nie wyobrażam sobie, żeby kiedyś miało się to zmienić. Po latach wspólnego grania mam wrażenie, że wykształciła się między nami unikalna więź. Tak samo naturalne jest dla mnie powiedzenie “To jest moja koleżanka Paulina, pracujemy razem” jak i “To jest mój kolega Krzysiek, gramy razem w gry”. Co więcej, jestem pewien, że nawet jeśli każdy z tej grupy znajomych rozjedzie się kiedyś na inną stronę świata, to i tak będziemy się mogli spotkać; właśnie choćby wirtualnie.
Oprócz wspólnego doświadczenia grania możemy też doświadczyć tego poczucia zbiorowości jako widz. Można zauważyć to na przykładzie streamowania, gdzie jedna osoba transmituje rozgrywkę dla dziesiątek, setek, a nawet tysięcy osób! W ten sposób możemy doświadczyć gier mimo tego, że ich nie posiadamy albo nie lubimy w nie grać. Możemy poczuć się częścią zbiorowości, a przy okazji być świadkami tego, jak inni ludzie doświadczają gier. Zupełnie jakbyśmy oglądali mecz piłki nożnej, tylko obserwujemy wirtualne zmagania.
Nic nigdy nie jest czarno-białe
Jak zapewne zauważyliście podczas lektury tego artykułu – to nie jest tak, że każdy gracz przypisany jest do jednego klucza. Żeby odpowiedzieć na pytanie dlaczego gramy w gry trzeba spojrzeć na całokształt naszych doświadczeń i określić co jest dla nas najważniejsze. Specjalnie dzieliłem się z Wami moimi przeżyciami, aby podkreślić to, że wartościowanie tych kluczy zmienia się w zależności od sytuacji. Mam nadzieję, że takie spojrzenie na gry pozwoli nam wszystkim zobaczyć, iż kryją one w sobie o wiele więcej niż “prostą rozrywkę“. Zachęcam do poczytania na ten temat, bo w samym badaniu Nicole Lazzaro jest jeszcze dużo do odkrycia.