Emitowany od 2002 roku serial The Wire (polskie tłumaczenie: Prawo ulicy) kryje w sobie dużo więcej niż klasyczne kryminały, w których policja chce złapać bandziorów. Mimo postępu technologii nawet po ponad 20 latach od premiery nie traci on na jakości. Czy jest to produkcja ponadczasowa?
Klasyczna forma, pełna akcji
Pozytywne opinie o The Wire słyszałem od dawna. Jednak dopiero na początku roku zabrałem się za oglądanie tej produkcji. Serial dostępny jest na HBO i ma 5 sezonów. Może to właśnie jego długość była elementem, który długo powstrzymywał mnie przed rozpoczęciem tej przygody. Jak się okazało fabuła jest na tyle wciągająca, że zarywałem nocki, żeby poznać dalsze losy bohaterów.
Serial z pozoru opowiada o dobrze znanym nam schemacie. Poznajemy policjantów z wydziału zabójstw i narkotykowego w Baltimore, którzy na co dzień zmagają się z dilerami na ulicach. Zadanie nie jest jednak łatwe bo gangsterzy dobrze wiedzą jak nie dać się złapać. Mają oni świetnie rozplanowaną strukturę działań. Najniżej są „płotkami”, czyli zazwyczaj młodymi, czarnoskórymi chłopakami, którzy stoją na rogach i sprzedają towar. Wyżej są więksi i starsi dilerzy, którzy czuwają nad ich działaniami. Na czele całej organizacji stoi Avon Barksdale (Wood Harris), który dowodzi całym towarzystwem. Sam szef i jego prawa ręka Stringer Bell (Idris Elba) nigdy nie dotykają narkotyków. Trzymają oni rękę na wielkich pieniądzach, które pozwalają im przekupywać skorumpowanych polityków i prawników. Dzięki temu czują się oni bezkarni. Ci dwaj są właśnie głównym celem policjantów z Baltimore. Serial obfituje w sceny pełne akcji i brutalności. Nie zabraknie także politycznych rozgrywek i manipulacji, często nawet pomiędzy najlepszymi przyjaciółmi.
Aktorstwo najwyższej klasy
Co oprócz scen akcji od razu przyciąga nas do The Wire, to zdecydowanie bohaterowie. Są oni nie tylko bardzo dobrze zagrani, ale także fantastycznie zarysowane są ich osobowości. Szybko zyskują sympatię i ciekawość widza. Dzieje się tak również z postaciami z przestępczego półświatka. Z czasem zauważamy, że to co dzieje się między policjantami, a kryminalistami to po prostu gra, w której tak naprawdę obie strony mają dużo na sumieniu.
Tym, co wyróżnia Prawo Ulicy jest to, że żadna postać nie została tutaj potraktowana po macoszemu. Nawet bohaterom drugoplanowym czy epizodycznym poświęcono sporo czasu. Poznajemy ich historię i charakter. Dzięki temu w trakcie śledzenia głównej osi fabularnej, oczekujemy również na pojawienie się tych mniejszych postaci. To utrzymuje nasze zainteresowanie serialem.
Wielowymiarowe postacie
Jimmy McNulty (Dominic West) to policjant z wydziału zabójstw. Nie można odmówić mu wielkiego zapału do pracy, kocha on policyjną robotę. Niestety w sposób momentami autodestrukcyjny, który kosztuje go sporo nerwów. Wieczorami upija się on do nieprzytomności, zdradza swoją żonę i prowadzi samochód pod wpływem. Jest on zmorą swoich szefów, ponieważ jego pomysły często nie przypadają do gustu dowództwu, dla którego najważniejsze są statystyki. W ostatnim sezonie Jimmy robi coś, co moralnie wydaje się niedopuszczalne. Robi on to, według niego, dla większego dobra. Obserwując z szokiem jego poczynania pojawiło się we mnie sporo rozmyślań nad etyką i tym, że nie wszystko jest czarno-białe. McNulty jest zdecydowanie postacią kontrowersyjną, która wzbudza spore emocje. Na zmianę kibicujemy jego działaniom i bulwersujemy się wobec nich.
Kolejna barwna postać to zdecydowanie Omar Little (Michael K. Williams). Postrach ulic, który jest istnym Robin Hoodem Baltimore. Chodzi z wielkim shotgunem i okrada dilerów z pieniędzy i narkotyków. Mimo, że ma na koncie wiele zabójstw i ciężko nazwać go pozytywnym bohaterem, to mimowolnie zaczynami z nim sympatyzować. Kieruje się on swoimi zasadami, nie zabija cywilów i ludzi „spoza gry”. Oprócz tego jest on bardzo sprytny i mimo że zazwyczaj działa w pojedynkę lub z małym zespołem, to zawsze wie, w którym miejscu i o której godzinie się znaleźć, by jego plan się powiódł.
Najwięcej mojej sympatii zdobył jednak Bubbles (Andre Royo). Bezdomny narkoman, którego jedynym celem jest zarobienie pieniędzy na narkotyki. Robi to jednak w nieinwazyjny sposób. Co jakiś czas śledzimy jego przygody, które bywają zabawne, ale także dramatyczne.
Rasizm, klasizm, homofobia i wiele istotnych wątków
Baltimore, w którym toczy się akcja The Wire, to miasto w USA w stanie Maryland. Większość z jego mieszkańców to osoby czarnoskóre, nierzadko też biedne. Przedstawione w serialu problemy takie jak narkomania, ubóstwo i życie na ulicach pełnych przemocy i morderstw zostało przedstawione w realistyczny i ambitny sposób. Tematy te nie zostały spłycone.
Pokazano m.in. jak nauczyciele próbują znaleźć wspólny język z dziećmi wychowanymi w patologii i pomóc im w zmianie życia. Cały czas żywy jest w tym serialu temat rasizmu i różnic klasowych. Pokazano nam przypadki osób, które mimo trudnego startu poradziły sobie i wyszły na prostą. Są to jednak wyjątki, większość z dzieciaków, które od małego znają tylko dilerkę i przestępstwa, zostaje w tym świecie i umiera lub w najlepszym przypadku kończy za kratami.
Zdziwiło mnie, że w serialu z 2003 roku poruszony został temat homoseksualizmu. Zostało to w dodatku pokazane w sposób niestereotypowy. Wspomniany wcześniej Omar, silny i niebezpieczny facet, jest gejem. Dziwi mnie więc, że w obecnych czasach takie wątki w serialach (np. The last of us) wzbudzają kontrowersję.
Najlepszy serial wszech czasów?
Podsumowując, Prawo ulicy w ogóle się nie zestarzało. Oglądając ten serial ponad 20 lat po premierze bawiłem się wybitnie. Nie czuć praktycznie wcale różnicy dekad i postępu technologicznego. Twórcy serialu dopięli wszystko na ostatni guzik. Od scenariusza, po aktorstwo, fabułę i reżyserię. Produkcja ta wciąga i zaskakuje swoim niebanalnym i wyważonym podejściem do wielu istotnych tematów. The wire utrzymuje równy poziom przez całe 5 sezonów. Zakończenie mimo, że pozostawia niedosyt, nie zostało zepsute, a przy tak długiej fabule to nie lada wyczyn. Nie wiem, czy jest to najlepszy serial jaki widziałem, ale zdecydowanie umieściłbym go w moim top 5 wszech czasów.
Polecam serdecznie, 9,5/10
Spoko recenzja, nienachalna i wyważona. Można jeszcze było wspomnieć o polskich wątkach w filmie, bardzo ciekawe. Serial na wysokim poziomie. Pozdrawiam