Dziecko Rosemary znane jest szerszej widowni za sprawą wyreżyserowanej przez Romana Polańskiego adaptacji filmowej. Nakręcony w 1967 roku film zasłużył na Oscara i Złoty Glob. Mówi się, że cała produkcja filmu otoczona była iście „diaboliczną aurą”, jak przystało na ekranizację powieści, w której tak ważną rolę gra właśnie… diabeł.
Bramford
Młodemu małżeństwu udaje się wynająć apartament w starej, luksusowej kamienicy w Nowym Yorku. Bramford zachwyca swoim stylem i tajemniczością, ale jednocześnie niepokoi złą sławą. Przez lata mieszkali tam różni ludzie, a jednymi z najemców były siostry kanibalki i czarownik znany w kręgach kultu szatana. Mieszkańcy Bramford zaskakująco często popełniali też samobójstwa. Rosemary i Guy mimo wszystko decydują się dać szansę nowemu, pięknemu lokum. Poznają i szybko zaprzyjaźniają się z sąsiadami z tego samego piętra. Castevetowie wykazują jednak bardziej niż tylko sąsiedzkie zainteresowanie małżonkami.
Strefa zagrożenia
To, co wysuwa się na pierwszy plan w powieści to napięcie. Od samego początku wiemy, że coś jest z miejscem, do którego trafili nasi bohaterowie nie tak. Czujemy ich niepokój i z podejrzliwością przyglądamy się ich sąsiadom. Później zaczyna nas zastanawiać zachowanie poszczególnych postaci. Wszystko to sprawia, że sami zaczynamy czuć się jak Rosemary. Wydaje nam się, że może przesadzamy, popadamy w niepotrzebną paranoję. Książka z każdym rozdziałem sprawia, że jesteśmy tylko bardziej pewni tego, że lada moment coś się stanie. Oczekiwanie na najgorsze trwać będzie przez całą lekturę, bo sam autor w posłowiu przyznaje, że „największe napięcie w horrorach występuje nie wtedy, gdy dzieje się coś strasznego, tylko zanim to zacznie się dziać”. Jest to przepis na sukces, bo przez to Dziecko Rosemary ani nas nie nudzi, ani nie rozczarowuje, bo zarówno droga, jak i cel dla czytelnika jest bardzo interesujący.
Czarna kołyska
Dziecko Rosemary Iry Levina jest jedną z tych powieści grozy, którą każdy zna albo przynajmniej kojarzy, nawet jeśli nie jest fanem gatunku. I choć minęło ponad pięćdziesiąt lat od wydania, książkę nadal czyta się świetnie. Wzbudza ona wiele emocji. Od strachu, poprzez nienawiść do bohaterów aż po współczucie. Czasami ma się ochotę przewrócić oczami, czasami uderzyć się z otwartej dłoni prosto w czoło, a niekiedy nawet rzucić książką w ścianę. Emocje więc są. Groza? Jest. Suspens? Mistrzowsko zbudowany. Dziecko Rosemary udowadnia, że w pełni zasługuje na miano powieści kultowej, do której warto wracać
Zachęcamy do zapoznania się z recenzją książki Długa noc Wojciecha Chmielarza.