Ona jest wybrana przez bogów. On ma być jej strażnikiem. Obydwoje są wojownikami. I obydwoje złamią zasady, których nie powinni… Jennifer L. Armentrout , Krew i popiół: Recenzja
W królestwie Solis dochodzi do zagadkowych zabójstw. Podejrzanymi są Descendenci – sympatycy Mrocznego, księcia, który uważa się za prawdziwego następcę tronu i reprezentującego wszystko, co złe, oraz Atlanci – dzikie bestie, przypominające wampiry i jeszcze bardziej niebezpieczne od Descendentów. W kontrze do nich mamy zwolenników króla i królowej, czyli Ascendentów. To właśnie do nich ma wkrótce należeć Panna Wybrana, czyli Penellaphe, a jeszcze inaczej Poppy. Dziewczyna jest obdarzona darem od bogów, jednak jej życie pełne jest samotności i zakazów. Nikt nie może jej dotknąć, a grono osób, które mogą z nią rozmawiać, jest bardzo wąskie. Pewnego dnia dziewczyna wymyka się z pałacu i idzie do Czerwonej Perły – lokalu, do którego zdecydowanie nie powinna się udawać. Tam spotyka Hawke’a, żołnierza strzegącego Zapory. Kiedy okaże się, że ma on strzec również Wybraną, nic już nie będzie takie samo…
Kto jest zabójcą? Czy Poppy przejdzie Ascendencję? Co się z nią stanie, kiedy zostanie Ascendentką? Czy lord Mazeen i książę odpowiedzą za krzywdy, których Wybrana doznała z ich ręki? Jak rozwinie się relacja jej i Hawke’a? Czy Poppy naprawdę może ufać Hawke’owi?
Patriarchat w high fantasy
Jennifer L. Armentrout przedstawia nam w Krwi i popiele świat high fantasy, gdzie rządzą magia i religia. I patriarchat. Przejawia się to nie tylko w tym, że Poppy więcej nie wolno niż wolno, ale też w tym, jak traktuje ją książę i lord Mazeen. Dziewczyna doznaje z ich strony przemocy fizycznej, psychicznej, jak również seksualnej. Jest traktowana jak przedmiot, nie jak człowiek. Niektóre sceny takiego traktowania mogą być triggerujące dla wielu osób – dla mnie były. Czytając je, chciałam znaleźć się tam, gdzie Poppy ze swoimi oprawcami i trzasnąć ich tą książką w twarz. Nie jest to zbyt eleganckie określenie, ale tak było! Z jednej strony rozumiem, że w średniowieczu (a na tamte czasy stylizowany jest świat Krwi i popiołu) była taka, a nie inna mentalność, jednak moja feministyczna natura nie mogła tego znieść!
O co chodzi?
Innym minusem tej powieści był brak szczegółów o tym, czym jest Ascendencja i na czym w ogóle polega bycie Panną. Nawet jeżeli autorka celowo tego nie tłumaczyła, wolałabym wiedzieć, po co jest to wszystko. Bohaterowie cały czas mówią o Ascendencji, o Rytuale i o wybraniu przez bogów, ale ja jako czytelnik nie wiem, dlaczego bycie Panną jest takie ważne i po co właściwie Poppy ma zostać Ascendentką. Wiem z grubsza, kim są sysuni, Atlanci, Descendenci i Ascendenci, którzy są źli, a którzy dobrze… I nic poza tym.
Czytając tę powieść, porównywałam ją do Zakonu Drzewa Pomarańczy. Tam Samantha Shannon opowiada swoją historię z bardzo małą ilością ekspozycji – zostajemy „wrzuceni” do tego świata i właściwie przez pierwsze 200 stron nie wiadomo, o co chodzi. Jednak koniec końców czytelnik wie i rozumie, jakimi zasadami rządzi ten świat, w którym mamy dwa kontynenty, dwie religie i dwie kulturowości… W Krwi i Popiele autorka nie wytłumaczyła nam reguł stworzonego przez siebie świata i dlatego, między innymi, ta powieść straciła na potencjale.
Kilka słów o warsztacie
Następną wadą tej książki jest tempo. Otwarcie jest bardzo dobre, bo poznajemy Poppy w Czerwonej Perle, kiedy łamie zakaz wychodzenia z pałacu, i to bez eskorty. Poznajemy też, razem z Poppy, Hawke’a po raz pierwszy. Pierwsze niecałe 40 stron faktycznie jest intrygujących i czytelnik chce wiedzieć, co dalej. Jednak tempo akcji jest bardzo powolne – mało się dzieje, a jeśli już się dzieje, to, przez to, że nie wiemy w zasadzie nic o tym świecie, nie czuje się zainteresowania tą historią. Niestety…
Kreacje bohaterów
Jednak nie mogę powiedzieć, żeby ta powieść była całkowicie dla mnie skreślona, ponieważ mamy jeszcze Poppy i Hawke’a. I tutaj muszę autorce oddać, że ich postacie bardzo jej się udały. Relacja między tym dwojgiem również była super, ale o tym za chwilę…
Zacznijmy od Poppy. To nie jest dziewczyna, która będzie czekać, aż ktoś jej pomoże lub powie, co robić. To jest wojowniczka, która posługuje się bronią i chodzi w miejsca, w które nie powinna, przez co często pakuje się w kłopoty. Łamie zasady, które ktoś jej narzucił i próbuje „przeżyć” jak najwięcej, zanim dostąpi Ascendencji. To jest dziewczyna z motywacjami, w które się wierzy, która będzie bronić swoich bliskich i sama oberwie, ale zniesie to lepiej niż niejeden facet. Polubiłam ją już od pierwszego rozdziału!
Tak samo było z Hawkiem. On nie jest postacią zero-jedynkową. Z jednej strony dostajemy informacje, że Poppy może mu ufać, z drugiej – że nie powinna. Jest wojownikiem i ma ją chronić. Powinien trzymać dziewczynę na dystans, ale on się tym nie przejmuje i na właściwie każdym kroku daje Penellaphe do zrozumienia, że mu się podoba. Prawi jej komplementy i jednoznacznie sygnalizuje, że między innymi mogłoby coś być. Jednak, kiedy czytelnik sądzi, że Hawke jest całkowicie pozytywną postacią, okazuje się, że nie do końca… Podoba mi się w nim to, że ma swoje zasady i poczucie humoru, a do tego jest bardzo intrygujący. Nawet mimo jego drugiej natury, nie przestałam go lubić! On i Poppy są najlepszym, co się zadziało w tej powieści!
Świetne love story?
Relacja tych dwojga również – tak jak Hawke – jest bardzo niejednoznaczna. Jest tu dużo napięcia i słownych potyczek. Jest jasne niemal od razu, że między tym dwojgiem będzie iskrzyć! Zaczynamy od ich przypadkowego spotkania w Czerwonej Perle, później widzimy, jak ich relacja rozwija się, kiedy Hawke zostaje strażnikiem Poppy, aż do końca książki, kiedy… No, właśnie! Prawdę mówiąc, czytałam tę powieść przede wszystkim ze względu na tę dwójkę. Chciałam wiedzieć, jak się rozwinie ta relacja. To jest najmocniejszy punkt Krwi i popiołu.
Dużym plusem, związanym z relacją Penellaphe i Hawke’a, są też sceny erotyczne. Są takie jakie mają być: podniecające. To nie są sceny wulgarne, prostackie, ociekające płynami ustrojowymi. Oczywiście, mamy bardzo sugestywny opis tego, co się dzieje między tym dwojgiem, jednak autorka opisała to w taki sposób, że czytamy te sceny z wypiekami na twarzy. Tutaj jest gorąco – i to bardzo! Może Jennifer L. Armentrout powinna przerzucić się na romanse, zamiast próbować pisać fantastykę…?
Podsumowując…
Przy Krwi i popiele miałam podobny problem, co przy Królestwie Nikczemnych. Mianowicie – pomysł był rewelacyjny, ale wykonanie kulało ze względu na warsztat Kerri Maniscalco. Tutaj było podobnie – Jennifer L. Armentrout przedstawia nam powieść, gdzie jest pełno magii, religii, przemocy, ale i niedociągnięć warsztatowych. Wątek Poppy i Hawke’a jest moim ulubionym, ale reszta kulała. Tak jak wspomniałam, nie uważam tej książki za słabą. Sądzę jednak, że gdyby za ten pomysł wziął się ktoś, kto ma lepszy warsztat, efekt końcowy mógłby być piorunujący!
Czy czekam na drugi tom? Raczej nie. Z jednej strony chcę wiedzieć, co dalej z Poppy i Hawkem, ale z drugiej – zniechęca mnie pióro Armentrout: słabe tempo akcji, brak szczegółów dotyczących wykreowanego świata i w efekcie zmarnowany potencjał całej historii. Szkoda…