Co powstanie, kiedy połączymy Hollywood, wątek zbrodni sprzed lat i mnóstwo muzyki? Tamtej nocy w LA, autorstwa Igi Karst!
Nina jest dyrektorem w korporacji jubilerskiej. Przez zupełny przypadek poznaje aktorkę Wandę Fabiańską. Kobieta najpierw podbiła Hollywood, a w 1969 roku w tajemniczych okolicznościach wróciła do Polski i wycofała się z życia publicznego. Aktorka staje się jedną z twarzy kampanii jubileuszowej firmy, w której pracuje Nina. Kobiety jadą do Los Angeles, aby zrealizować sesję zdjęciową. Na miejscu do głosu dochodzą tajemnice sprzed lat, a także prywatne tęsknoty Niny…
W jakich okolicznościach zginęła Carrie – żona Alana Lucasa, aktora, z którym Wandę łączyło coś znacznie więcej niż miłość na ekranie? Czy między Niną a siostrzeńcem Alana, Tomem pojawi się coś więcej niż przyjaźń? Czy spełniona zawodowo Nina znajdzie szczęście także w życiu prywatnym? Jak zakończy się ta historia?
Muzyka w Hollywood
Na początku warto powiedzieć, że Tamtej nocy w LA jest dosłownie naszpikowane muzyką. I mimo iż w tej historii chodzi zarówno o zamknięcie sprawy kryminalnej sprzed lat, jak i o relację między Tomem a Niną, muzyka jest w Tamtej nocy… bardzo ważna. Szczególnie jazz, który jest nieodłączną częścią historii Niny. Fragmenty dotyczące jej życia jako córki wybitnej pianistki i marynarza aka muzyka z Nowego Orleanu były dla mnie równie interesujące jak wątek zbrodni. Jednak nie pasowała mi długość fragmentów dotyczących muzyki. Rozumiem, że jest to kluczowe dla życia Niny i jej rodziców, ale rozpisywanie się o płytach i utworach na nieraz całą stronę było moim zdaniem niepotrzebne. Można było umieścić krótsze fragmenty i efekt byłby lepszy. Co do opisów dzieciństwa i dorastania Niny, relacji między jej rodzicami, amatorskiego śledztwa Niny i Toma, a także opisów samego Los Angeles są one bardzo barwne i plastyczne. Autorka bardzo sprawnie przedstawia bohaterów i wydarzenia, które się rozgrywają w tej powieści. Sama historia, którą Iga Karst nam przedstawia jest bardzo interesująca – czytelnik chce wiedzieć, co będzie dalej, nawet jeśli tempo książki nie jest zawrotne.
A propos… Drugą rzeczą, która mi nie podpasowała, jest fakt, że pierwsze 170 stron nie czyta się tak płynnie, jak pozostałą część. Ostatnie 100 stron mija jak za pstryknięciem palców – tempo jest dużo szybsze, a akcja jest bardziej wartka. W moim odczuciu zakończenie było dużo lepsze niż początek i środek, ponieważ wywołało mętlik w mojej głowie. Przez pierwsze strony miałam takie „Okej, fajnie się zapowiada. Czytam dalej”, później czytałam dosyć bezrefleksyjnie, żeby doznać szoku z powodu ostatnich stron, na których poznajemy sprawcę. Rozwiązanie tej zagadki jest bardzo nieoczywiste – myślę, że nawet najwięksi wyjadacze kryminałów nie będą się spodziewać takiego obrotu spraw!
Podsumowując…
Plastyczne opisy wydarzeń i historii Niny, ciekawy wątek zbrodni i zakończenie, którego nikt się nie spodziewa… To są powody, dla których warto przeczytać Tamtej nocy w LA!