Marta Gajewska i Anna Bartłomiejczyk od 4 lat prowadzą kanał w serwisie YouTube – Bestselerki. Recenzują, niekiedy szczerze do bólu, książki, podejmują challenge, prowadzą dyskusje. Mają niemal 34 tysięcy subskrybentów, a ich debiutancka powieść – Ostatnia godzina ukazała się wiosną tego roku. Mnie udało się porozmawiać z Martą i Anną i zapytać je o pracę w duecie, inspiracje i nie tylko. Zapraszam!
Prowadzicie kanał już 4 lata, ponadto prowadzicie profil na Instagramie i grupę na Facebooku. Czego nauczyła Was działalność w Internecie?
MARTA GAJEWSKA: Na pewno tego, że w Internecie obowiązują nieco inne zasady niż w realnym życiu. Dużo łatwiej jest zostać źle zrozumianym, trzeba więc mieć duży dystans do wszystkiego, co dzieje się w sieci. Z drugiej strony jednak, sfera w której działamy pełna jest wspaniałych osób. Dzięki naszej pracy poznałyśmy swoich najlepszych przyjaciół, przeżyłyśmy mnóstwo wspaniałych chwil i mamy szansę się rozwijać.
Czy prowadzenie kanału i spowodowany tym faktem, że jesteście rozpoznawalne, pomógł Wam przy okazji wydania książki?
MG: Czy przy samym wydaniu, tego nie jesteśmy w stanie stwierdzić, tutaj należałoby zapytać wydawcy. Na pewno prowadzenie kanału pomogło nam przy promocji, ponieważ miałyśmy już pewne grono potencjalnych odbiorców Ostatniej Godziny.
Macie niemal 34 tysiące subskrypcji, a Ostatnia godzina stała się bestsellerem – w przedsprzedaży zamówiło ją ponad 800 osób. Spodziewałyście się takiego sukcesu?
MG: Tak i nie. Wiedziałyśmy, że nasi widzowie są ciekawi naszej twórczości – dzięki nim wpadłyśmy na pomysł, by pisać razem, jednak kiedy już wszystko miało być jasne, a wiadomość o wydaniu Ostatniej godziny miała dotrzeć do odbiorców pojawiła się chwila zwątpienia. Naturalnie obawiałyśmy się odbioru i zbliżającej się oceny, z czasem jednak ilość komentarzy i niesamowicie ciepły odbiór przedsprzedaży zdecydowanie podniosły nas na duchu.
ANNA BARTŁOMIEJCZYK: Ja podchodzę bardzo ostrożnie do kwestii tego typu. Z jednej strony byłam dość spokojna, bo wiedziałam, że dałyśmy z siebie wszystko w procesie redakcji, gdy starałyśmy się bardzo krytycznie podchodzić do swojej pracy. Z drugiej jednak bardzo stresuje mnie moment, w którym mój – w tym przypadku nasz – tekst trafia do kogoś obcego. Ostatecznie okazało się, że Ostatnia godzina zaliczyła bardzo „zdrowy” debiut – byli bardzo zadowoleni lekturą czytelnicy, byli też tacy, którzy się rozczarowali.
Jak Wam się pracuje we dwójkę?
AB: Są takie etapy pracy, kiedy pisanie we dwójkę jest o wiele łatwiejsze. Kiedy któraś nas zauważy jakąś dziurę fabularną lub błąd logiczny w historii, udaje się je naprawić szybciej niż, gdyby pracowało się samemu. W momencie, w którym mamy już wszystko zaplanowane i przechodzimy do pisania musimy jedynie pamiętać o komunikacji. Nie mamy z tym jednak problemu, bo regularnie opowiadamy sobie o tym, co już udało się nam zrobić i do czego zamierzamy przejść w najbliższych dniach.
MG: Na tym etapie naszej przyjaźni bardzo dobrze. Znamy się na tyle, by wiedzieć, jaki styl pracy ma druga z nas, przez co jesteśmy w stanie dogadać się i zgrać tak, żeby powstała jedna całość.
Miejscem akcji jest Amsterdam – dlaczego zdecydowałyście się właśnie na to miasto?
MG: Szukałyśmy miejsca, które będzie pasowało do stworzonej przez nas wizji. Zależało nam na okolicy, która pasowałaby do kilku wymyślonych już scen, w których kluczowe były pewne aspekty konkretnych lokalizacji. Po długim researchu padło właśnie na Amsterdam – okazało się, że idealnie wpisuje się w fabułę, a do tego jest to miasto, które zawsze chciałyśmy odwiedzić.
Wasi bohaterowie nie mają polskich imion. Mamy Mercy, Gillesa, Joanne, Alexandra… Czy za tymi imionami kryje się jakaś historia, czy też jest to przypadek?
MG: Zazwyczaj wybierając imiona naszych bohaterów kierujemy się intuicją. Wiele imion po prostu wpada nam w oko, jakoś podświadomie pasuje do postaci, która ma je nosić. Potem zabieramy się za sprawdzenie znaczenia danego imienia i jeśli to również zgadza się konceptem na charakter – mamy już wszystko. Tak tez było w przypadku Ostatniej godziny.
AB: Zgadzam się, obie intuicyjnie dobieramy imiona bohaterom. Z reguły trochę niespodziewanie pojawiają się w naszych głowach. W przypadku Mercy było tak, że kiedy już mniej więcej wiedziałam, jaką bohaterkę chciałabym stworzyć, imię przyszło samo. Już od dawna pragnęłam je wykorzystać w jakiejś historii, a tu pasowało idealnie.
Mercy jest lekarką, konkretniej psychiatrą. Któraś z Was interesuje się psychiatrią?
AB: Mercy jest od początku do końca moją postacią. Miałam przyjemność prowadzić jej historię przez całą powieść, więc wszystkie rozdziały pisane z jej punktu widzenia wyszły spod mojej ręki. Lubię powtarzać, że w innym życiu kończę psychiatrię, a nie dziennikarstwo i filologię polską. Kwestie psychologiczne i psychiatryczne interesują mnie już od dawna. Nie mam jednakże na ten temat jakiejś wielkiej wiedzy. Żeby móc pisać Mercy, zrobiłam dodatkowy research, który pozwoliłby mi stworzyć wiarygodną postać.
Pomysły dotyczące postaci, wydarzeń, czy też ogólnie mówiąc – Waszych historii czerpiecie z książek, z filmów czy też życie dostarcza Wam inspiracji?
MG: Inspiracja zawsze płynęła do nas zewsząd. Czy był to film, książka, piosenka – staramy się czerpać z każdego możliwego źródła, także z życia codziennego.
AB: Wiele czerpię z klasycznych motywów, które często pojawiają się w legendach czy baśniach. Obie lubimy się pochylać nad powszechnie znanymi schematami, które można obrócić i wykorzystać tak, by te same ich elementy ukazać w zupełnie innym świetle.
Zmieniłybyście coś w Ostatniej godzinie? Czy jesteście zadowolone z ostatecznego efektu?
AB: Wydaje mi się, że na to jeszcze za wcześnie. Zapewne za jakiś czas spojrzymy na tę historię raz jeszcze i pojawi się w naszych głowach myśl, że coś można było zrobić inaczej. Ja jestem z nas dumna – pracowałyśmy ciężko, byłyśmy konsekwentne i dokładne. Praca nad Ostatnią godziną dużo nam dała.
MG: Raczej o tym nie myślimy. Traktujemy Ostatnią godzinę jako zamknięty rozdział, całość, której nie ma sensu poprawiać. Na etapie pracy nad nią dałyśmy z siebie tyle, ile tylko mogłyśmy. Aktualnie jesteśmy bardziej skoncentrowane na planowaniu przyszłych projektów.
Jak wygląda proces pisania u Was? Siadacie wspólnie i piszecie jednocześnie, czy osobno?
MG: Piszemy osobno, choć czasami zdarza nam się spotkać, by przedyskutować pewne kluczowe kwestie i wtedy tworzymy na gorąco. Na co dzień jednak każda z nas ma swój fragment i na nim się skupia. Cały czas jesteśmy jednak w kontakcie i wzajemnie sobie pomagamy.
Czy trudno Wam motywować się do pisania?
MG: W tej kwestii bardzo się różnimy. Począwszy od tego, w jakich porach dnia pisze nam się najlepiej, a kończąc właśnie na tym, której z nas łatwiej się zmotywować. Anna pisze systematycznie, ja czekam na odpowiedni moment i napływ weny.
AB: Obie jesteśmy pisarkami planującymi. Zanim otworzymy na komputerze nowy plik, musimy mieć przed sobą rozpiskę tego, jak historia, nad którą pracujemy będzie się zaczynać, do czego będzie dążyć i co mniej więcej powinno stać się po drodze. Oczywiście w trakcie pisania różne rzeczy się zmieniają, bo okazuje się, że na pierwszy rzut oka dane rozwiązanie wydawało się logiczne, a w praktyce nie ma to najmniejszego sensu. Kiedy mam już taki plan, zaczyna się u mnie etap pracy, w którym nastawienie rzemieślnicze do pewnego stopnia przeważa nad twórczym. Bo codzienne siadanie do pisania kolejnych fragmentów, sprawdzanie poprzednich rozdziałów, robienie notatek w trakcie edycji wymaga bardzo dużo samozaparcia i takiego właśnie rzemieślniczego, konsekwentnego podejścia.
Ukończyłyście studia dziennikarskie, Anna ponadto ma tytuł magistra polonistyki. Czy takie wykształcenie pomaga Wam w pisaniu?
MG: Dziennikarstwo na pewno pomaga w researchu. Znacznie łatwiej jest odszukać potrzebne informacje, wiedząc jak i gdzie można je znaleźć. Polonistyka z drugiej strony pomaga lepiej konstruować fabułę, ubierać ją w odpowiednie słowa i poddawać korekcie.
AB: Studia polonistyczne na pewno uwrażliwiły mnie na pewne kwestie. Nie mówię tylko o sprawach stricte edytorskich. Mam przede wszystkim na myśli konstrukcję oraz język. Choć to może wydawać się paradoksalne, filologia nauczyła mnie używania języka o wiele prostszego niż dotychczas i chyba dobrze mi z tym.
A Waszym zdaniem, na jakim poziomie jest współczesne dziennikarstwo?
AB Dziennikarz dziennikarzowi nierówny, gazeta gazecie nierówna, o stronach internetowych nie mówiąc. Mam wrażenie, że ciężko jest obecnie odpowiedzieć na to pytanie. Na przestrzeni ostatnich kilku lat dziennikarstwo bardzo się zmieniło. Między innymi dlatego, że dziennikarz nie jest teraz już osobą, która jest odpowiedzialna wyłącznie za pisanie tekstu do gazety, radia czy telewizji. Jest researcherem, człowiekiem od reklamy i montażu, musi wiedzieć, jak operować głosem, z której strony pokazać się kamerze, od czasu do czasu przeprowadzić z kimś wywiad, a to wymaga odpowiednich umiejętności. Rozpowszechnienie się Internetu całkowicie zmieniło ten zawód, wprowadzając na rynek wiele osób, które część „starej gwardii” nazywa amatorami. Z drugiej strony popularne są studia dziennikarskie, które całkiem nieźle przygotowują młodych ludzi do pracy w tym zawodzie. Jest tu więc bardzo dużo zmiennych, które należałoby przeanalizować.
Nie jest tajemnicą, że podczas pisania słuchacie dużo muzyki. Zdradzicie, jacy wykonawcy znajdują się na Waszych playlistach? Oprócz oczywiście BTS… 😉
MG: Na pewno soundtracki z filmów i seriali m.in. The Crown, Penny Dreadful, Władca Pierśceni czy Gra o tron. Poza tym na play listach do pisania znajdą się Hozier, Florence and The Machine czy Agnes Obel.
AB: Z reguły piszę w ciszy. Wtedy jestem najbardziej skupiona. Ale jeśli już coś ma lecieć w słuchawkach podczas pracy to tylko muzyka instrumentalna. Jednakże tak jak mówi Marta, mamy też playlisty z utworami „śpiewanymi”, które są taką paczką inspiracji wprowadzającą nas w odpowiedni klimat.
Obecnie pracujecie nad tzw. „fagą santasy”. Opowiedzcie, proszę, czym ona jest?
MG: To nowy projekt inspirowany wielkimi sagami fantasy, stąd też ten przewrotny pseudonim, którym pieszczotliwie go nazywamy. Jest więc magia, są bitwy, całkiem nowy świat i historia rozpisana na przestrzeni co najmniej kilku tomów.
AB: To duży projekt, nad którym pracujemy wspólnie od kilku lat. Na szczęście udało nam się odpowiednio przygotować do tej historii. Myślę, że w końcu jesteśmy gotowe, żeby przedstawić tę historię od początku do końca.
A kiedy możemy się spodziewać wyników Waszej pracy?
MG: Na razie nie możemy nic zdradzić…
AB: Ale za to możemy powiedzieć, że pracujemy właściwie cały czas od kilku miesięcy. To trochę jeszcze potrwa, ale wszystko wskazuje na to, że jeszcze trochę i powieść będzie gotowa.
Czego mogę Wam życzyć?
MG: Wytrwałości i inspiracji!
AB: I cierpliwości. Do samych siebie, swoich tekstów i bohaterów. Bo czasem robią takie rzeczy, że łapiemy się obie za głowę.
Bardzo dziękuję za Wasz czas 🙂