Rock of Ages, w reżyserii Jacka Mikołajczyka, zniewala intensywnością wrażeń. Jest bardzo śmiały, tętniący energią, dopracowany w najmniejszym szczególe; świetnie oddający klimat lat 80-tych i zachwycający zarówno pod względem muzycznym jak i aktorskim.
Muszę przyznać, że nie była to miłość od pierwszej sceny. Najpierw pojawiło się zaskoczenie i lekka obawa, że to nie będzie musical w moim guście. Jednak już za chwilę urzekł mnie charyzmatyczny Filip Cembala (Lonny) i całkowicie dałam się porwać temu niegrzecznemu musicalowi.
Akcja musicalu toczy się w Los Angeles w drugiej połowie lat 80-tych. Młoda, naiwna dziewczyna z prowincji, Sherrie (Dominika Guzek) opuszcza rodzinny dom z nadzieją spełnienia swojego marzenia o karierze aktorki. Trafia do klubu Burbon Room, znajdującego się w Sunset Strip. Tam z miejsca zakochuje się w niej Drew (Rafał Szatan), który chce zostać rockmanem. Klubowi grozi zburzenie, gdy w dzielnicy pojawia się deweloper Hertz (Piotr Siejka). Burbon Room próbuje ocalić właściciel Dennis (Tomasz Steciuk), organizując pożegnalny koncert zespołu Arsenal na czele z idolem tłumów – Stacee Jaxxem (Marcin Wortmann). Więcej nie zdradzę. Żeby dowiedzieć się, co będzie dalej, musicie wybrać się koniecznie do Teatru Syrena. Ponadto, na pewno możecie liczyć na nagłe zwroty akcji, sporą dawkę szaleństwa, sarkazmu, ciekawe rozwiązania sceniczne, interakcje z publicznością i dużo rewelacyjnej muzyki.
Rockowa energia i duch czasów sex, drugs and rock and roll
Musical wypełniony jest klasycznymi przebojami w polskiej wersji językowej (m.in. Anyway You Want It, Can’t Fight This Feeling, The Final Countdown, Here I Go Again, We Built This City, Don’t Stop Believin). Zgrabny przekład jest zasługą Jacka Mikołajczyka.
Najmocniejszą stroną Rock of Ages są fenomenalna obsada, zespół taneczny oraz muzyczny pod dyrekcją Tomasza Filipczaka. To dzięki nim ten musical aż pulsuje rockową energią, świetnie oddając ducha czasów sex, drugs and rock and roll. Widać ogrom włożonej pracy, zaangażowania, dbałość o szczegóły.
Trudno wyróżnić mi poszczególnych aktorów, gdyż wszyscy zagrali popisowo i należą im się słowa uznania. Nawet najmniejsze role zostały przekute w perełki. Sceny zbiorowe były dopracowane do perfekcji.
Absolutnie zachwycił mnie Filip Cembala w roli Lonnego. Pełnił on rolę narratora-kreatora rzeczywistości scenicznej, a jednocześnie uczestnika historii. Ponadto, grał lekko, łapiąc kontakt z publicznością i wywołując u niej salwy śmiechu.
Czarujący duet stanowili Dominika Guzek (Sherrie) i Rafał Szatan (Drew). Ich głosy pięknie ze sobą współgrały.
Wokalnie największe wrażenie zrobiła na mnie Marta Burdynowicz (Justice).
Podobała mi się scenografia stworzona przez Mariusza Napierałę. Mimo, że skromna to świetnie oddała atmosferę zadymionego klubu Burbon Room.
Wyróżnić trzeba też kostiumy Tomasza Jacykowa, które doskonale odzwierciedlały modę lat 80-tych.
Rock nie umarł!
Rock of Ages to żywy dowód na to, że rock nie umarł. Tym samym stare hity dostały nowe życie i niewątpliwie będą podbijać kolejne serca. Uważam, że warto wybrać się do Teatru Syrena i przenieść się w czasie, dając się porwać szalonej zabawie bez żadnych zahamowań. Muszę jednak ostrzec, że nagromadzenie wulgaryzmów może razić. Moim zdaniem granice dobrego smaku nie zostały przekroczone, jednak zdecydowanie nie jest to propozycja dla każdego.
Recenzja dotyczy spektaklu premierowego z dnia 15 września 2019 roku.