Zespół Hedone poznałam przez przypadek odkrywając pewien utwór, to było jakieś… pięć lat temu. Kiedy dowiedziałam się, że lider, Maciej Werk, po piętnastu latach powrócił do muzyki – bardzo się ucieszyłam. I właśnie przez moją radość, nasze drogi się połączyły.
Jagoda Dobrzyńska: Spotykamy się z niesamowitego powodu… bo na powrót zespołu Hedone czekaliśmy piętnaście lat, mimo że były okazyjne koncerty. Dlaczego tak dużo czasu musiało minąć?
Maciej Werk: Nie wiem jak to jest wrócić do zespołu, bo to ja zawsze wszystkich wyrzucałem… Hedone to tak naprawdę projekt jednoosobowy plus ludzie, którzy mnie wspomagali na różnych etapach, w bardzo różny sposób. Od bycia na scenie po wspólne kompozycje, prace w studio… Natomiast to co się dzieje teraz to jest powrót Hedone do chwilowo składu jednoosobowego.
Na koncertach również?
Nie, pewnie koncertowo wspierać mnie będzie kilku muzyków. Natomiast powrót trwał tak długo, bo jestem bardzo leniwy z jednej strony… a z drugiej bardzo pracowity, co się wzajemnie wyklucza. Ale ja bardzo lubię deadline’y, terminy – ponieważ od dłuższego już czasu granie muzyki to jest pewnego rodzaju hobby…
Hobby…
Właściwie zupełnie bez kokieterii mogę powiedzieć, że to co robię – robię całkowicie dla siebie. Tylko i wyłącznie dla siebie.
A oprócz muzyki?
Miałem mnóstwo innych zajęć, które powodowały, że nie do końca miałem czas się za to zabrać. Ta sytuacja… paradoksalna, „lockdownowa”… spowodowała, że trochę się poluźniła linia czasu. W sumie ona zupełnie zaginęła. No więc szybko się zmobilizowałem!
Jak?
Sam na siebie narzuciłem terminy, gdyż nikt inny tego za mnie by nie zrobił. Nie przyjechał żaden producent ani wydawca na białym koniu, nie dał mi kontraktu… na co, oczywiście, czekałem wiele lat! Sam sobie ten kontrakt, w pewien sposób, podałem.
I rozpoczęły się prace!
Tak, tak się stało, że zacząłem robić płytę Hedone. W tej chwili jest ona na bardzo zaawansowanym poziomie.. Pojawili się goście, nowe pomysły… Świetnie i bardzo szybko to idzie. Zgodnie z zasadą: „chcieć to móc”!
Czy ciężko jest wrócić z zespołem po tylu latach do bycia, ponownie, „obecnym” w polskim przemyśle muzycznym? A może wręcz przeciwnie, nie było i nie ma żadnych problemów?
Trudno powiedzieć czy ciężko jest wrócić po tylu latach… Ja nagrałem międzyczasie płytę pod szyldem Werki już wtedy to troszeczkę inaczej wyglądało w kontekście rynku. Z jednej strony mamy możliwości takie, że w ciągu kilkunastu sekund od ukończenia utworu można go… zaprezentować od razu światu. A z drugiej strony ta „wolność” spowodowała też, iż… jest tego bardzo dużo.
A jacy goście? Bo przecież Hedone miewał kilka duetów, między innymi z Renatą Przemyk [Zapach – przyp. red], Joanną Prykowską [To tylko miłość – przyp.red.]…
Aktualnie nie przewiduję specjalnie wielu gości na nowej płycie – jeśli już, to bardziej w formie chórków. Jest na przykład Stephanie, czarnoskóra wokalistka z Pittsburgha – która wspomoże mnie wokalnie w kilku utworach. Pewnie na bębnach zagra Łukasz Klaus, który wróci też do składu koncertowego. Marzy mi się też dokończenie pomysłów, które zaczęliśmy realizować z Asią Prykowską.
Tak?
Namawiam Asię od wielu lat, żebyśmy dokończyli nasze stare szkice.. Bo są tam co najmniej trzy petardy, które myślę, że może by stylistycznie nawet wpasowały się w ten nowy album, chociaż one są jednak trochę elektronicznie lżejsze
Trzymam kciuki!
Przy okazji, myślę, że luksusem w tych czasach jest posiadanie stałej grupy odbiorców, publiczności. Tak trochę wracając do poprzedniego tematu.
To prawda. A jak otoczenie zareagowało na informację o powrocie Hedone? Oprócz fanów, oczywiście, którzy bardzo się ucieszyli…
Bardzo dobrze! Zaskakująco dobrze. I to nie tylko starzy znajomi.
Obudził się sentyment?
Owszem. Taka fala, właśnie sentymentu, jest czymś co powoduje, że zespoły powracają po latach. Niektóre powracają z lepszym rezultatem, niektóre z gorszym. Ja mam nadzieję, że Hedone powróci z… tym lepszym.
Ja również!
Chociaż… powróci zupełnie innym… Hmmm… W tym momencie powracam do takich korzeni mocniejszych. Rzecz jasna, nie jestem w stanie nagrać teraz płyty, która będzie brzmiała jak krążek Werkwydana w 1994 roku – bo nie jest możliwe cofnąć koła ani linii czasu do takiego momentu, w którym nie miało się pewnych ograniczeń i zahamowań.
Teraz, niestety, są te ograniczenia… Może nie każdy je widzi, ale są.
Życie powoduje większą świadomość i ona powinna powodować też łatwość pracy, a wydaję mi się, że jednak z wiekiem jest coraz trudniej.
No, u mnie z tym wiekiem to tak samo. Wróćmy jeszcze raz do ludzi. Bo chyba chciałbyś jeszcze coś dodać, a jest tyle tych tematów, że co chwilę zmieniamy…
Tak… Mówiłem o otoczeniu. Środowisko muzyczne… ja myślę, że to jest trochę tak, że… wiesz, ja znam tych wszystkich ludzi od stu lat, więc… (śmiech) Niespecjalnie oni [osoby z tego środowiska – przyp. red.] kiedykolwiek klepią kogoś innego po plecach. Moim zdaniem to się bardzo rzadko zdarza, aczkolwiek ja dostałem takie sygnały od kolegów po fachu, że fajnie, że w końcu wracam.
Mieli, pewnie, na myśli pierwszy singiel – What Dickens Says About Loneliness.
Ten utwór i teledysk jest bardzo dobry. Myślę, że ciężko go będzie trochę przebić, chociaż już mam wizję płyty, która – jak wspomniałem wcześniej – w tej chwili się układa. Ta piosenka nie będzie najbardziej reprezentacyjna dla całego albumu, bo ona jest jest jednak inna. Zresztą. To jest też utwór, który kiedyś ewoluował jako szkic i dość szybko został skończony – łącznie z teledyskiem. Szykujemy też teraz dwunastocalowy singiel z dwoma remiksami i z nowym teledyskiem właśnie do jednego z remiksów.
Wow! Brzmi super!
Dzięki! Historia zabawna jest w tym [nowym – przyp. red.] teledysku taka, że występuje w nim ja i mój starszy syn.
Będzie wesoło, rodzinny biznes. Dlaczego jednak, pragnę się dowiedzieć, What Dickens Says About Loneliness to pierwszy wybór?
Po prostu… był pierwszy i wyszedł jako naturalna kontynuacja elektronicznego brzmienia i piosenki zarazem. Ogólnie mam od lat duży problem, bo jestem multifunkcjonalną sroką, której się podoba zbyt dużo rzeczy.
Nie tylko ty jesteś sroką!
Ja chciałbym grać piosenki, „ambient”, country, z jednej strony jestem wyznania liverpoolskiego, z drugiej słucham dużo dubu. To wszystko ciężko jest połączyć w jednym, własnym projekcie. Być może dlatego tak długo szukam różnych rozwiązań muzycznych, a one mi się średnio udają. Jak napisał ktoś ostatnio w zespole Hedone – że to taki „kameleon” jest. Że mieliśmy płytę hiperindustrialną, która mocno… napierdzielała. A przecież mamy też piosenkę To tylko miłość, zaś w teledysku są króliczki i biały kotek…
… szaleństwo?
Może tak… nie wiem… nie czuję się jakoś z tym bardzo źle.
Jaki tytuł będzie miała płyta?
Nowy album będzie zatytułowany 2020i myślę, że to będzie rok bardzo przełomowy dla wielu osób, dla tych, którzy ten rok jakoś z godnością przetrwają… na co, oczywiście, liczę i czego – szczerze – wszystkim życzę.
Dobrze, a po polsku będziesz śpiewał? Czy nie bardzo?
Jest planowany utwór z polskim tekstem, który bardzo, bardzo dawno temu powstał na jednej z prób zespołu. Tego ostatniego składu z płyty Playboy. Tytuł… Wstydi teraz ten tekst zaczął mi pasować oraz leżeć, choć mam pewien problem z rozwiązaniem dwóch fragmentów. Spróbuję może pójść po pomoc do „guru” i największej wyroczni tekstowej jaka zaszczyciła swoją obecnością matkę Ziemię… Mówię tu o Lechu Janerce. Aczkolwiek on jeszcze nie wie, że chciałbym go poprosić o pomoc w znalezieniu dwóch, sprawnych słów, których mi brakuje…
Zaskoczyłeś mnie. Ale taki duet… mógłby wypalić.
Jeśli to się uda, byłoby to dla mnie wielkim zaszczytem.
Trzymam kciuki! Opowiesz mi jak to wygląda „od kuchni”? Cały ten proces tworzenia, produkcji, wydania…
Jasne! Pomysł na wydawnictwo i wydanie płyty to jest zawsze największy problem. Szczególnie w tych czasach, tak jak mówiłem, kiedy muzykę można nagrać szybko i łatwo – a już trafić do kogoś, kto to wprowadzi w obieg i stworzy z tego… (chwila namysłu) coś co się znajdzie w sklepach. Nie lubię słowa „produkt”, bo to słowo mnie irytuje.
Dlaczego „produkt” ciebie irytuje? Od jak dawna?
Zaczęło mnie irytować w dziewięćdziesiątych latach, bo… Najpierw się nagrywało płyty i ta wybrana płyta była właśnie czymś co było nazywane „płytą”. Potem ta „płyta” zaczęła być nazywana „produktem”… i tak też podchodzono do muzyki. Przez wiele lat. Oczywiście, sprzedawało się to, bardzo dobrze w tamtych czasach! Teraz przestało. Myślę, że słowo adekwatne to jest „album”. Nie wiem… to jest dzieło sztuki na swój sposób.
Jak to pięknie nazwałeś…
Ale różne te dzieła bywają, jednak powiedzmy, że „album” brzmi… dumnie. Więc, żeby sobie ten album wydać, zamiast chodzić po różnych znajomych i mniej znajomych oraz prosić o wydanie płyty – pomyślałem, że trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Znów.
Znów?
Tak. Kiedyś miałem epizod z wydawaniem płyt pod własnym szyldem… ale nie swoich. Miałem wytwórnię płytową „Love Industry”. Wydała ona między innymi 19 Wiosen, Kosmowskiego z Muńkiem… Planowała była też reedycja pierwszej płyty Hedone, ale nigdy do tego nie doszło.
Wybacz, że przerwę twoją wypowiedź, ale muszę, póki pamiętam. (śmiech) Czy wytwórnia płytowa „Love Industry” istnieje dalej?
Nie istnieje od dawna. Upadła z przyczyn ekonomicznych. To właściwie długa i smutna historia… aczkolwiek przygoda była ciekawa.
Okej, wróćmy do tematu.
Teraz dogadałem się z człowiekiem, u którego decyzyjność i skuteczność jest wielka – nazywa się Michał Wilczyński, który ma wytwórnię „GAD Records”. Tam będą ukazywać się reedycje. W tej chwili zaczynamy od płyty z rarytasami. Zatytułowana będzie Rare 92-20, bo będzie zawierać utwory nigdy niepublikowane, nigdy nie wydane od pierwszego, w ogóle!, nagrania zespołu Hedone. Ja to odnalazłem na kasecie magnetofonowej.
Kasety… to było coś…
Z roku 1992!
O!
Od taśmy z roku 1992 aż po What Dickens Says About Loneliness w wersji video, bo dodam, że na nowej płycie będzie trochę inaczej zagrane i zmiksowane.
A poczekaj, poczekaj. Ty chyba prowadziłeś lub dalej prowadzisz swoją audycję w łódzkim radiu. Może powiesz mi co nieco na ten temat?
No to jest ciekawsza historia. Nie wiem już ile lat pracuję i jak długo prowadzę swój program autorski… W Radiu Łódź, ale również w Studenckim Radiu Żak Politechniki Łódzkiej, bo tam przeniósł się program „Tutti Frutti Werk Show”. Jest to wielkie, fantastyczne przeżycie. Za każdym razem, kiedy otwieram usta i chcę coś powiedzieć w radiu to… wyobrażam sobie, że słucha mnie milion pięknych kobiet.
Ahaaa… Okej. Ale wszyscy wiemy, iż zajmowałeś się produkcją i remiksowaniem! Wyprodukowałeś remiksy między innymi dla Ich Troje, Hey, Myslovitz, O.N.A., Renaty Przemyk czy Rezerwatu. Jak do tego doszło?
Zacząłem robić remiksy jako jedna z pierwszych w Polsce osób, chyba w roku 1994. Zacząłem od remiksowania siebie czyli zespołu Hedone, potem poszła cała fala dla wytwórni MJM Music, ponieważ, należy dodać, co jest bardzo istotne, że wtedy w Polsce istniał rynek singli… i wytwórnie dość szybko sobie uświadomiły, iż „wzorem świata” nie wystarczy wrzucić dwa utwory na ten jeden singiel. Tylko dobrze byłoby jeszcze „czymś” dopchać, żeby miał charakter – zarówno handlowy, jak i klubowy, bo ten aspekt też zaczął się pojawiać. Niektóre utwory… to były dwa, podwójne życia!
Na przykład?
Zespół Hey. Grali rockową, koncertową muzykę, a równocześnie w klubach muzycznych były puszczane wersje taneczne – remiksowane mojego autorstwa. I one zaistniały na tak zwanym parkiecie. No i tych remiksów było całe mnóstwo, tak jak mówisz, od O.N.A. przez Myslovitz, a nawet Ich Troje…
To dobrze!
Ja bardzo lubię ten remiks A wszystko to, bo Ciebie kocham! Nadal dobrze brzmi. Uwielbiałem większość tych remiksów, ponieważ to była zabawa. Odkrywanie na nowo czegoś, czego nie odkrył artysta w wersji oryginalnej, pierwotnej. Czasami to było, oczywiście, męczące. Często one były na zamówienie, nie zawsze to były remiksy z wyboru.
A chciałbyś do tego wrócić?
Bardzo! Rynek [singlowy – przyp. red.] trochę zniknął, a remiksy stały się tak oczywiste i oklepane jak… #Hot16Challenge. Myślę, że… w tym momencie na nikim nie robi już wrażenia, ale kiedyś było inaczej. Hedone – jako pierwszy w Polsce zespół – pozyskał remiksy od znakomitych, zagranicznych twórców. Chociażby od zespołu Laibach!
O rety!
Dokładnie!
Jesteś też dyrektorem i pomysłodawcą Międzynarodowego Festiwalu Producentów Muzycznych Soundedit. Proszę, wypowiedz się też i o tym.
Ten festiwal od roku 2009 dzieje się w Łodzi. Jest to mój pomysł i właściwie moje „dziecko artystyczne”, numer… no… dwa, powiedzmy. Ale to nie znaczy, że drugie dziecko jest gorsze od pierwszego!
Nie no, logiczne, oczywiście!
W życiu prywatnym moje drugie dziecko jest również równoległe z moim pierwszym, więc…
Wierzę.
Soundedit to impreza marzeń, tak naprawdę. Zawsze zbierałem płyty, zawsze patrzyłem na to kto te płyty produkował… wielbiłem tych ludzi, którzy produkowali… Można tak wymieniać jak na przykład Garetha Jones’a czy Adriana Sherwood’a… Ci goście przyjechali [na festiwal – przyp. red.] i stali się moimi znajomymi, przyjaciółmi. Wielu ich gościłem w Łodzi przez ostatnie jedenaście lat.
Długo…
Tak, wszyscy chcieli wracać. Jedni grali koncerty, drudzy spotykali się z publicznością… Absolutnie cudowne wydarzenie, które w ogóle mi się nie nudzi. Cały czas nabiera rozpędu i idzie w zupełnie nowe strony.
Ale w tym roku raczej…
Wiadomo, jest trudniej. Cięcia budżetowe dotknęły i mnie, trudna sytuacja i wielka niewiadoma dla nas wszystkich w branży muzycznej, artystycznej… Ale myślę, że jednak uda nam się jakoś tę dwunastą edycję „zgrabnie” i z honorem, w październiku, przeżyć.
Oby! Mocno czujesz tę imprezę.
Bardzo ją lubię. Ona jest robiona przez grupę przyjaciół, którzy lubią muzykę, a przy okazji przyjeżdżają do nas różni, znakomici goście i czują tę atmosferę. No i od czasu do czasu grają koncerty! Cały ten biznesowy schemat, mam wrażenie, że jest drugoplanowy – co nie znaczy, że nie jesteśmy profesjonalną ekipą. Jesteśmy skrajnie profesjonalną, natomiast praca przy Soundedit ma dla nas zupełnie inny niż tylko stricte komercyjny wymiar.
A co do płyty… Planowana jest większa liczba wydanych singli?
Tak, będę je planował. Jestem kolekcjonerem płytowym i uważam, że wydawanie płyt na nośnikach i w formatach, i teledysków, i super-bonusów, dodatków, remiksów… to jest to po co właściwie się to wszystko robi!
Koncerty będą?
Teraz jest doskonały moment na to, żeby zacząć planować trasę koncertową. Jeśli kluby będą mogły przyjąć takie ilości jak 150 czy 200 osób to myślę, że… jest to optymistyczny wariant – na ten moment – na świadomość zespołu na rynku. I mam taką nadzieję!
Tylko trzeba zacząć od prób.
Pewnie, niebawem chciałbym rozpocząć próby, na pewno, z perkusistą, który grał już w Hedone i deklaruje chęć powrotu. Jedyny i niepowtarzalny Łukasz Klaus. A kto jeszcze do nas dołączy? Jeszcze nie wiem. Nie wiem też jaka będzie formuła muzyczna… chciałbym, aby była na tyle skondensowana i skomasowana, żeby z jednej strony był mocny przekaz dźwięku, a z drugiej: pewnego rodzaju mobilność, która pozwoli jednak funkcjonować temu zespołowi w warunkach… adekwatnych.
A coś więcej?
Będziemy chcieli zrobić wizualizację, którą robiliśmy, w sumie, od zawsze.
Wizualizację?
W 1993 i 1994 roku graliśmy z projektorem slajdów. Wszyscy byli mocno zdziwieni, że mamy slajdy, które puszczamy… Wtedy to był jakiś kosmos. Teraz właściwie każdy zespół gra jakieś koncerty z elementami wizualnymi, a ponieważ w naszej ekipie pojawił się Wojtek Bryndel, który zrobił teledysk do What Dickens Says About Loneliness i również wyraża chęć obrazowania różnych innych działań grupy… to fantastycznie jest mieć człowieka, który jest reżyserem i operatorem w załodze! Zwłaszcza, że Wojciech zaczął robić zdjęcia do filmu dokumentalnego o Hedone, którego premiera zostanie to połączona płyty.
Zrobisz mi wyjątek i powiesz troszeczkę o filmie dokumentalnym?
Ha, właśnie dzisiaj kręciłem pewne zdjęcia z „opowieścią” o historii zespołu…
To pogadajmy o Wojtku.
O tak. To mój przyjaciel, który pojawił się w moim życiu dzięki festiwalowi Soundedit… najpierw został wolontariuszem, potem okazało się, że mamy dużo wspólnych tematów i jeszcze później wydało się, iż jest bardzo zdolnym filmowcem, który pracuje w łódzkiej szkole filmowej. No i to wszystko nas połączyło, bo było tego na tyle dużo, że… Był miłośnikiem zespołu, co pomaga.
Proszę, proszę!
Raczej nawet dalej jest. Podobno z tego się nie wyrasta.
Potwierdzam.
Sama widzisz! Powiedział do mnie kiedyś: „Słuchaj, zrobię film dokumentalny o tobie!” – on to tak powiedział trochę jako żart, a ja pomyślałem, że to dobra zabawa. Wyreżyserował najnowszy teledysk i drugi do remiksu… ciągle pracuje przy festiwalu od wielu lat… Więc mu powiedziałem: „To nie jest taki głupi pomysł”.
Fenomenalny pomysł!
Tym bardziej, że to wszystko się dzieje – czyli przez ostatnie miesiące – gdy jakakolwiek forma działalności artystycznej i próby robienia czegokolwiek powoduje, iż pozornie… wydaje mi się… mam nad czymś kontrolę. W przeciwieństwie do całej reszty rzeczy, nad którymi tej kontroli nie mam… Ten film jakoś tak nam się zaczyna układać! Ja odnalazłem materiały archiwalne, zarówno audio, jak i wideo. Wycinki, listy od fanów… Same cuda!
Najpiękniejsze.
I my chcemy to pokazać. Zobaczymy jak to dalej będzie wyglądać. W międzyczasie wydarzyła się jeszcze jedna, super sprawa…
Jaka?
Wydział kultury Urzędu Miasta Łodzi, w takim małym konkursie, postanowił dofinansować nasz film!
Okej. Kiedy premiera?
Film z płytą? Końcówka tego roku.
Czyli, reasumując – praca na pełnych obrotach z wieloma niespodziankami. Życzę powodzenia i czekam na nowości!
DziękI!
Jestem tobie wdzięczna za rozmowę, było świetnie.
To ja dziękuję!