Trucizna w reżyserii Marka Gierszała to wrześniowa premiera Teatru STU. Ona i On – dwójka bezimiennych bohaterów, którzy szukają wyjścia z sytuacji bez wyjścia.
Sztuka Loty Vekemansa Trucizna porusza niesamowicie trudny temat, z którym niełatwo utożsamić się widzowi. Śmierć dziecka jest niewyobrażalnym zdarzeniem, którego nie da się do niczego porównać. Nikt nie jest gotowy na śmierć bliskiej osoby. Bezimienni bohaterowie Trucizny starają się odnaleźć swoje sposoby na poradzenie sobie ze stratą.
Minimalizm i ograniczenia
Uwagę przykuwa scenografia, a w zasadzie jej minimalizm – metalowe krzesła ustawione po środku sceny. To także jedyne rekwizyty, którymi posługują się aktorzy. Ogranicza ich również przestrzeń, ponieważ scenę z trzech stron otacza widownia. Bohaterowie nie mogą uciec z tej trudnej sytuacji, są pod stałą obserwacją i nie mogą nic ukryć. Bardzo pozytywie działa brak jakichkolwiek zbędnych efektów, wszystko co dzieje się na scenie jest w bohaterach. Jedynym wejściem na scenę są drzwi. Na początku trudno odgadnąć, w jakim miejscu toczy się akcja. W błąd może wprowadzać automat do napojów, który stoi tuż obok drzwi. Podczas jednej z rozmów bohaterów okazuje się, że jesteśmy na cmentarzu, na którym pochowano ich dziecko.
On
On nie chcąc trwać w żałobie, zostawia żonę i zakłada nową rodzinę. Nie potrafi jednak całkowicie odciąć się od swojej przeszłości. Pamięta o niej, rozlicza się z nią w swojej książce. Nie chce tracić władzy nad swoim życiem i nie dopuszcza, by tragedia warunkowała jego przyszłość. Dla widza to właśnie On od początku wydaje się być bliższym bohaterem, bo jego zachowanie jest racjonalne.
Ona
Ona – matka, trwa w żalu. To jej sposób na przeżywanie żałoby, który nie pozwala jej zapomnieć o swoim dziecku. Z biegiem czasu żałoba zamienia się w sposób życia.
Pomimo ogólnie pozytywnego wrażenia i refleksji jakie wywołała we mnie sztuka, niestety nie mogę się nie przyczepić do pewnej rzeczy. O ile Marii Seweryn – grającej matkę -wierzyłem od samego początku, to On, grany przez Marka Gierszała, potrafił wytrącić mnie ze skupienia i nie dawał mi zapomnieć, że to wszystko dzieje się tylko na niby, a to nie są prawdziwe postacie, a jedynie aktorzy.
Czym jest trucizna?
Pod tytułową Trucizną kryją się ogromne emocje, które nigdy nie znalazły właściwego ujścia, o ile w ogóle takie istnieje. Jest to sztuka, która nie wciąga widza w środek akcji, nie sprawia, że chce się być w centrum, brać udziału w wydarzeniach. Jest to przykry obraz ludzi przeżywających swoją życiową tragedię, z którą każdy z nich próbował uporać się samemu. Aż w końcu spotykają się razem nad grobem ich dziecka.
Truciznę w Teatrze STU zobaczyć będziemy można zobaczyć w lutym. Więcej informacji na stronie teatru.
Kacper Tokarz