Teresa Teatru Barakah pełna jest zagadek, pytań i tajemnic. Czy w spektaklu uzyskamy na nie odpowiedzi? Szlakiem Kobiety, przez Mężczyznę, aż po muzykę, która tym razem nie łagodzi obyczajów, a skłania do komentarza.
Tajemnicza Kobieta, czyli Teresa?
Katarzyna Chlebny miała za zadanie odegranie ról świętych w spektaklu Teresa Teatru Barakah, które przejawiały się poprzez rozmowy z “Jezusem”, sposób kontemplacji, modlitwy i cierpienia. Zidentyfikowanie, której Teresy scena dotyczy, wymagało namysłu i dłuższego zastanowienia, ponieważ postać wydawała się anonimowa i dopiero połączenie wątków z żywota danej świętej podpowiadało nam, kim ona właściwie jest.
Myślę, że niejednemu z widzów narzuciło się pytanie, czy trzech biografii nie mogłyby odegrać trzy różne kobiety? Moim zdaniem przekaz stałby się jaśniejszy, a żadna ze świętych kościoła nie nikłaby w cieniu kolejnej, jednak reżyser przewidział spektakl na cztery osoby. Pomimo zawiłości kreacji, z jaką zmagała się aktorka, fenomenalnie ją obroniła poprzez umiejętności ruchowe oraz interpretacyjne. To od niej zależało, czy różnice życiorysów zostaną zauważone. Scenę obrazującą cierpienie, w której spina całe ciało, a nawet mięśnie twarzy, by ukazać ból duszy, choć długą, chce się oglądać, gdyż robi piorunujące wrażenie.
Kim jest Mężczyzna?
Nieodłączny towarzysz bohaterki to Łukasz Szczepanowski, kiedy nawołuje swoją służebnicę do wielbienia go, miłowania etc., wciela się w postać Jezusa, ale kogo gra pomiędzy tymi scenami? To kolejna zagadka, która nurtuje widza podczas całego spektaklu. Wbrew temu aktor udowodnił swoją wszechstronność. Podobnie jak główna bohaterka rusza się, interpretuje i śpiewa znakomicie; dodatkowo wzbogaca występ o grę na instrumentach perkusyjnych. Mężczyzna wybija skomplikowane rytmy, równocześnie zmieniając intencję wypowiedzi, od ujmującego tembru głosu, po taki, który wywołuje dreszcze na ciele. Para wczuwa się w swoją pracę, co niejednokrotnie obrazuje pot na ich skroniach.
Mocny punkt
Kolejny duet w przedstawieniu stanowią śpiewacy, czyli kobieta i mężczyzna. Oboje ubrani w czarne koszule i spodnie, większość przedstawienia spędzają nieruchomo. Zabierają głos, kiedy komentują coś swym śpiewem, co przypomina funkcję, jaką pełnił starożytny chór. Wykonania aranżują na dwa głosy w duchu średniowiecznej muzyki sakralnej; czasami śpiewają konkretne słowa, jednak częściej wokalizę na różne samogłoski. Rafał Piętka-Wodyński urozmaica spektakl dźwiękami akordeonu, a Anna Wodyńska-Piętka keyboardu. To również aktorzy, którzy wybraniają spektakl swoimi umiejętnościami, co pokazuje choćby wykonanie Ave Maria przez kobietę.
Kluczowy element przedstawienia to połączenie dwóch gatunków muzycznych: gitarowo-elektronicznego digital hardocore i industrial electro z muzyką sakralną rodem ze średniowiecza, co okazało się trafnym połączeniem. Jeśli chodzi o głośność prezentowanej muzyki w tak małej sali podczas spektaklu Teresa, zdania są podzielone. Zdecydowanie donośnie dźwięki wprawiały w osłupienie umysł, jak i ciało. Uważam, że był to zamierzony efekt reżysera i został odebrany przeze mnie pozytywnie.
Zagubiony tor
Scenariusz pełen był rozbudowanych metafor, które często przez dynamiczną akcję mogły nie zostać właściwie rozczytane. Oprócz tego powtarzało się wiele szablonowych zwrotów, które miały puentować odgrywaną sytuację, a pozostawiały publikę w konsternacji. Przez wiele zagadek w czasie spektaklu nie tylko trudno jest skupić się na odbiorze właściwego życiorysu, ale również kolejnego zamierzonego przekazu, a mianowicie kontrowersyjności wiary chrześcijańskiej w oparciu o poruszane żywoty. Podjęcie się takiego tematu to nie lada wyzwanie, które zasługuje na docenienie, choćby przez pryzmat zdobycia się na odwagę. Ze względu na dotkniętą problematykę sacrum oczekiwałam katharsis lub co najmniej odpowiedzi na nurtujące mnie problemy religii. Spektakl jednak zrodził we mnie jeszcze więcej pytań.
10 czerwca 2018 r. o godzinie 19:00 Teresa ukaże się po raz kolejny na deskach Teatru Barakah. Zachęcam do obejrzenia i refleksji nad własnymi odczuciami.