Twoją kreskę mógłbym rozpoznać z daleka. Styl ten przyszedł sam z siebie, z czasem, czy może na jego kształt wpłynęła twórczość innych artystów, którzy cię zainspirowali?
Jak ja bym chciała, żeby przychodziło samo z siebie. Aktualna forma mojej kreski to wynik zawziętego chcę żeby było tak, nie inaczej. Praca, dużo pracy. Na studiach znacząco odstawałam poziomem od większości grupy, fakt ten ściągnął na mnie sporo frustracji, ale i nauczył doceniać lekcje rysunku. Chyba właśnie w tamtym czasie zaczęłam kształtować swój aktualny styl. Wiedziałam, co chciałabym osiągnąć, a dobry nauczyciel pomógł ogarnąć braki w podstawach bez narzucania mi jakiejkolwiek maniery. Chyba miałam szczęście. No, byłam też uparta.
Pomiędzy posiedzeniami nad nowymi własnymi realizacjami lubię popatrzeć między innymi na prace Phobs, Any Godis, Jakuba Rebelki czy Josana Gonzaleza.
Phobs przekonała mnie, że opowiadanie historii, choćby przez szybkie szkice, ma sens. Obserwując jej poczynania, zarówno komiksy jak i mniej zobowiązujące projekty, czułam się stale zmotywowana. I chociaż nigdy nie podjęłam próby naśladowania jej warsztatu, wciąż mnie inspiruje – emocją, lekkością, kolorem.
Pozostała trójka zdecydowanie wpłynęła na moje podejście do ilustracji. Nie wiem jak lepiej to określić niż stwierdzeniem, że fascynuje mnie ich sposób prowadzenia kreski, choć u każdego zupełnie odmienny. I znów – narracja. Nawet bez poznania pełnego kontekstu, sceny i kompozycje budowane przez tych artystów wciągają mnie bez reszty.
Co ci się jako artystce najbardziej marzy – jaki jest cel, do którego dążysz?
Nie chcę się ograniczać. Pomimo popularnego myślenia nie da się być od wszystkiego, chciałabym pozostać przy swoich dodatkowych hobby, jakimi są pisanie, dźwięk i RPG. Zdaje mi się zatem, że dążę do wymieszania wspomnianych elementów z digitalem oraz osiągnięcia w odpowiadających im dziedzinach sensownego, satysfakcjonującego mnie poziomu. Końcowy produkt może przemawiać przez różne formy, które pozostaną spójne dla danego projektu. I to właśnie mi się marzy – przedstawić kiedyś świat, w którym będzie można zanurzyć się na wiele sposobów, świat oferujący nie tylko odbiór wizualny, ale i pewną możliwość interakcji. Uważam, że warto o to powalczyć, kiedy ma się własne pomysły i otrzymuje się sygnały, że ludzi to interesuje.
Jak zaczęła się twoja przygoda z tworzeniem? I nie pytam tu tylko o digital, a o twórczość jako-taką. I dlaczego postanowiłaś sięgnąć do digitalu?
Jestem pod tym względem leciutko uwarunkowana rodzinnie. Moja mama skończyła ceramikę, bawiła się też trochę grafiką. Zajęcia około plastyczne były ważną składową mojego okresu szczenięcego, chyba nawet nie wiedziałam, że można się tym nie interesować. Z uporem maniaka rysowałam wymyślonych bohaterów i kreatury. Nikt mnie do niczego nie zmuszał, tak po prostu wyszło. RPG również stosunkowo szybko pojawiło się, a potem ewoluowało w mojej codzienności i towarzystwie, a wiadomo, postacie same się nie narysują. W digitalu rozkręciłam się po nagłym i niespodziewanym o ja cię, koleżanka dostała tablet graficzny, ja nawet nie wiedziałam, że tak się da. Zaczęło się odkładanie pieniędzy na pierwszy sprzęt. W tamtym czasie spędzałam sporo czasu przy monitorze, równie dobrze mogłam zacząć przy nim rysować. Potem poszło już z górki. Chyba najpóźniej do zajęć twórczych dołączyło tworzenie kostiumów.
Jaki był twój dotychczas najbardziej przełomowy, wgryzający się w pamięć moment w działalności artystycznej, taki, w którym poczułaś, że to jest to?
To zabawne, ale nie jestem w stanie przywołać takiego momentu. A przynajmniej nie taki, w którym pomyślałabym sobie to jest to. Od samego początku, od dzieciństwa, podchodziłam do tych spraw bardzo spontanicznie i emocjonalnie. Do czasu studiów nie było w moim działaniu za wiele świadomych decyzji. Pamiętam natomiast momenty, w których moja praca artystyczna dała mi najwięcej szczęścia. Wzruszenia, najczęściej. Za każdym razem, gdy obrazem uda mi się wzbudzić w kimś zainteresowanie lub jakiekolwiek inne uczucia, przekonuję się bardziej i bardziej, że chcę robić to dalej. Nie doświadczyłam zatem żadnego przełomu, miałam po prostu swoją dziwną, emocjonalną drogę.