Aktor musi grać! [wywiad]

0
587

35 lat na deskach Teatru Bagatela w Krakowie, setki zagranych spektakli, głównie komediowych – o tym, czym jest ludzi bawić i czy to satysfakcjonujące, opowiedział Krzysztof Bochenek.

Katarzyna Zając: Gdyby musiał Pan wybrać pomiędzy graniem przez całe życie wyłącznie głównych ról komediowych a graniem epizodów w spektaklach dramatycznych, to co by Pan wybrał?

Krzysztof Bochenek: Zdecydowanie role komediowe. Aktor, moim zdaniem, musi grać. Zresztą nie tylko moim zdaniem. Zdaniem większości kolegów i koleżanek. Uprawianie tego zawodu, wiąże się z aktywnością. Jeżeli ktoś nie jest aktywny, bądź gra tylko epizody, to niestety cofa się w czasie. Dlatego ja z dumą mówię o swojej pracy w moim teatrze BAGATELA, gdzie gram główne role, głównie w spektaklach komediowych, a nawet farsowych, chociaż nie tylko. Ale ja na tej scenie jestem od 35 lat. W tym roku będę obchodził jubileusz pracy. I gdybym w tym czasie miał siedzieć np. w Teatrze Starym, bo mam takich kolegów, którzy prosto po studiach poszli grać do Starego i grywają tam, owszem, ale raz na rok, a czasem raz na dwa czy trzy lata role drugo i trzecioplanowe, to na pewno bym się z nimi nie zamienił. Dużo bardziej wolę grać w teatrze, w którym się gra komedie, bo to też jest ludziom potrzebne.

Łatwiej ludzi bawić czy wzruszać?

Następne trudne pytanie… Jedno i drugie nie jest łatwe, bo wymaga innych środków artystycznych. Na pewno śmieszyć jest trudno. To znaczy chodzi mi o śmiech bardziej zbliżony do Kabaretu Starszych Panów, a nie do takiej żenady kabaretowej, którą się nieraz uprawia w telewizji. Również spektakle komediowe i farsowe muszą być bardzo dobrze zagrane i wyreżyserowane, bo tam jest cienka, czerwona linia, którą jest bardzo łatwo przekroczyć, zwłaszcza w farsie. A jeżeli się tę linię przekroczy, to z farsy robi się farsidło i z dowcipów, które powinny śmieszyć, robią się dowcipy żenujące. Aktor, jak to mówimy, gra od ściany do ściany, głośno krzyczy, przerysowuje postać, jest to kompletnie nieprawdziwe. Poznałem prawdziwych mistrzów, jeżeli chodzi o reżyserię fars, bo najsłynniejszą farsę w Krakowie i w Polsce – MAYDAY Roya Cooneya, wyreżyserował Wojciech Pokora. Jesteśmy dumni z faktu, że jest to najdłużej grany spektakl w teatrze repertuarowym w Polsce. Premiera tego spektaklu była w 1994, a miesiąc temu zgraliśmy po raz tysiąc sześćsetny. Co świadczy o tym, że widzom ten spektakl się podoba. Grałem i oglądałem ten spektakl w innych teatrach w Polsce i muszę powiedzieć, że ten nasz spektakl  należy do jednego z najlepszych. Bo niektóre te inscenizacje są właśnie przerysowane. To jeżeli chodzi o komedie. Wzruszyć trzeba umieć. Ale to też musi być dobry reżyser, dobry tekst i dobry aktor. Bo aktor, który mówi nieprawdę, który nie ma tak zwanego oka, który nie prowadzi dialogu, aktor, który nie jest w stanie wzbudzić w widzu emocji, nie zrobi tego też na scenie. Często mówi się „och, ten aktor na scenie płacze, wzrusza widza”. Nieprawda. Aktor nie wzrusza swoim płaczem, bo to nieraz jest śmieszne, jak aktor płacze na scenie. Aktor swoją grą powinien wzruszać widza. To się odkrywa dopiero po latach.

Czy po tylu latach grania Mayday nie wkrada się monotonia?

No nie będę ukrywał… ale to nie jest kwestia monotonii, to jest złe słowo. My mamy po tylu przedstawieniach pewną umiejętność wyłączenia toku myślowego wiedząc, gdzie są puenty, gdzie publiczność powinna się śmiać i gdzie my powinniśmy zagrać mocniej czy słabiej. Ale gdy jest fajna publiczność, która chce się bawić, która chce reagować, to nasza gra na scenie też jest zupełnie inna. Tzn. zaczynamy na nowo ze sobą dialogować, zaczynamy jakieś drobiazgi z tego dialogu wyciągać, zaczynamy grać z kolegami w innym tempie. I to się robi całkiem ciekawe, tylko musi do tego być odpowiednia widownia. Jeżeli jest taka troszkę nieruchawa, to my wiemy, jak ją rozruszać i gdzie te puenty włożyć, żeby ona zareagowała i się roześmiała. Ale jeżeli oni od początku są rozochoceni i chętni do śmiechu, to wtedy nam się gra ciekawie, bo zaczynamy jeszcze grzebać i jeszcze szukać w tej farsie. A można się jeszcze doszukać, szczególnie, że gramy to w różnych konstelacjach aktorskich, ponieważ w Mayday 1 praktycznie już nie ma postaci, która byłaby grana przez jedna osobę przez 1600 razy. Było już dwóch inspektorów, którzy przeszli na zasłużoną emeryturę, więc każdy za każdego robi jakąś dublurę. Mamy różne osobowości aktorskie, z którymi gramy poszczególne spektakle, a wtedy też się inaczej gra, w innym tempie, inaczej wychodzą dialogi. To jest nadal ciekawe przedstawienie.

Jak się zmieniła rola aktora na przestrzeni lat Pana pracy?

Bardzo… bardzo się zmieniła. Ja jestem rocznikiem stanu wojennego i NZS (Niezależnego Zrzeszenia Studentów). Prowadziliśmy strajk w szkole teatralnej i wszystkie sprawy związane ze stanem wojennym były naszym osobistym udziałem. Wówczas aktorstwo było jeszcze czymś w rodzaju powołania. To znaczy dla ludzi bardzo ważne były podteksty w graniu przedstawienia, bardzo ważne było zachowanie osobiste aktora, np. bojkot telewizji polskiej w stanie wojennym, że żaden aktor nie chciał grać w Teatrze Telewizji. Dla ludzi aktor był swego rodzaju… może nie przewodnikiem, ale kimś, z kim należy się liczyć. Ale to dotyczyło też dziennikarstwa, pewnych znanych dziennikarzy opozycyjnych, dotyczyło polityków, którzy wówczas działali. To była pewna grupa ludzi, z którymi się utożsamiano i słuchano ich głosu. I tego zawodu aktorskiego również słuchano. Wówczas łatwiej było się dostać do tego zawodu. Tzn. i tak nie było łatwo, bo do szkoły teatralnej było 10 osób na jedno miejsce. Ale potem, po tej szkole właściwie każdy miał etat. Zespoły teatralne były bardzo rozbudowane. W Teatrze Starym było grubo ponad 100 osób. A sam Teatr Bagatela, w którym pracuję od początku, liczył około 80 aktorów, a teraz liczy około 30. Było też mniej możliwości zarabiania pieniędzy dla aktora poza teatrem, ponieważ praktycznie reklamy nie istniały. Potem dopiero zaczęły się pojawiać, to nie wszyscy aktorzy brali w nich udział. Dużo mniej kręciło się też filmów. I po latach można stwierdzić tak: po pierwsze nasz zawód już nie jest zawodem, który traktuje się jako ten niosący kaganek kultury i oświaty, i nie jest dla ludzi jakimkolwiek autorytetem. Nie widzę, żeby jakiekolwiek aktor był dzisiaj autorytetem. Kiedyś jeszcze byli gwiazdorzy np. Boguś Linda… może i dzisiaj są, ale są to tylko gwiazdorzy, a nie są to osoby ważne dla społeczeństwa z racji swojego zawodu i umiejętności. Kolejna rzecz, która jest ważna to to, że ten zawód zmienił się okropnie pod względem postrzegania go przez ludzi, którzy go uprawiają. Kiedyś w szkołach uczono przede wszystkim etosu, tego, że trzeba grać klasykę, Mickiewicza, Słowackiego, trudniejszy repertuar. Dlatego Teatr Bagatela był z drugiego lub nawet z trzeciego rzutu, bo liczył się tylko Teatr Stary, który robił wtedy świetne przedstawienia. A farsa i komedia były nielubiane, niekochane, nikt z recenzentów nie chciał nawet o tym pisać, albo pisał bardzo źle. A teraz zmieniło sie to do tego stopnia, że Teatr Bagatela to jest najlepiej zarabiający teatr w Polsce. Frekwencja świadczy o widzu. Widz do tego teatru przychodzi. Zmieniło się podejście aktorów, którzy bardzo chcą w tym teatrze grać. Bo kiedyś aktorzy, włącznie ze mną, mówili, że to chyba za karę tam idę i nie wiem, co ze mną będzie, jak ja mam w takim byle jakim teatrze grać. Tu cała droga przeszła. Trzecia sprawa jest taka, że w tej chwili aktorstwo jest dla każdego, a kiedyś nie było. Kiedyś nie było braci Mroczków, którzy mogliby gdziekolwiek zaistnieć, w jakiejkolwiek produkcji telewizyjnej. Nie miałeś papieru, to nie byłeś aktorem. W tej chwili aktorem może być każdy, jeżeli jest dobry, no to go biorą i będzie grał. I być może niektórzy są dobrzy. Natomiast papier już nie uprawnia do uprawiania tego zawodu.

A czy obecnie zawód aktora uprawia się ciężej niż te kilkanaście lat temu?

Zawód aktora jest w tej chwili bardzo niejednowymiarowy. Otóż, żeby się utrzymać w tym zawodzie, trzeba umieć grać w teatrze, filmie, serialu, trzeba umieć nagrać reklamówkę telewizyjną czy radiową, a to wszystko gra się inaczej. Trzeba umieć prowadzić imprezy estradowe, a nie wszyscy to potrafią, bo do tego wymagana jest specjalna umiejętność improwizacji i kontaktu z publicznością. Trzeba umieć załatwić sobie pracę, jeżeli tej pracy nie ma. Samemu zorganizować sobie spektakl, kabaret, bajkę dla dzieci. Trzeba umieć wchodzić oknami, kiedy cię wyrzucają drzwiami. A przede wszystkim trzeba bez przerwy kłamać, że jest się najlepszym. I to aktor teraz musi umieć, a kiedyś nie musiał. Ponieważ w tej chwili w ciągu dwóch sekund istnieje tak zwany casting, którego kiedyś nie było. Te castingi, niestety często są prowadzone nieprofesjonalnie. Wiem, że na Zachodzie czy w Stanach Zjednoczonych te castingi trwają dużo dłużej, ludzie mają możliwość przygotowania się do nich, można spokojnie nauczyć się scen, casting jest dopiero za tydzień. A u nas często jest tak, że aktor dostaje tekst do ręki, ma się go nauczyć w dwie minuty, wyjść przed kamerę i w ciągu pięciu sekund przedstawić siebie. Wiem, że to nie jest tylko ten zawód. Bo w dziennikarstwie będzie teraz pewnie to samo. W ogóle w tym kierunku świat zmierza, że młody człowiek musi umieć się pokazać, musi pokazać, że jest najlepszy, musi wybrać najlepszą drogę. Jeżeli go nie przyjmą tu, to iść tam, próbować swoich sił na różnych polach. Kiedyś tego nie było, bo samo bycie aktorem to już była nobilitacja. A być aktorem w Krakowie to była jeszcze większa nobilitacja. A jak się było aktorem w Teatrze Starym, to była w ogóle największa nobilitacja. Teraz to jest zupełnie inny świat i zupełnie czego innego się od aktorów oczekuje.

I gdyby Pan wiedział, że tak to teraz będzie wyglądało, to poszedłby Pan tą samą drogą?

Tak, poszedłbym. Powiem więcej, mi się nawet podoba ten kierunek. Ten kierunek jest dla mnie normalniejszy. Ja nie jestem z tych osób, które twierdzą, że zawód aktora  to jest tylko misja. To nie jest prawda. To jest zawód, jak każdy inny. Jeden go uprawia dobrze, z tym że rzemieślniczo, a drugi świetnie, bo kreatywnie. Ale tę kreację można stworzyć wszędzie, trzeba tylko chcieć, trzeba być aktywnym. Bo znam kolegów i koleżanki, którzy po prostu aktywni nie są, czekają na role, czekają aż ktoś ich weźmie do spektaklu, a to nie popłaca. Wtedy aktor się cofa. Aktor musi bez przerwy szukać nowych możliwości. I do tego służą różne umiejętności, np. granie na gitarze. Można dzięki temu zarobić, grając chociażby na ulicy i ja tak robiłem, grając Wysockiego w Belgii. W filmach też grałem na gitarze. Pochodzę ze Śląska, więc umiem mówić gwarą i to też mi się w filmach przydało. Język rosyjski, który nieźle znam, przydał mi się w długim serialu, w którym grałem na Ukrainie. Umiejętność obchodzenia się z dziećmi, bo przecież spektakle dla dzieci też powstają. Jeżeli ma się dobry kontakt z dziećmi, to to też jest praca. I ja się przyznaję, że do tej pracy jeżdżę. Gramy kabarety dla dzieci wg. Brzechwy i Tuwima dla Polonii niemieckiej. Co roku w Grudniu jedziemy i gramy przez tydzień te kabarety. Wszyscy są zadowoleni, bo niesiemy ten kaganek oświaty, a przy okazji zarabiamy pieniądze. A Polonia jest zadowolona, bo robimy to profesjonalnie i dobrze. Więc naprawdę im więcej możliwości pokazania się, tym więcej możliwości pracy. A jeżeli ktoś jest tylko aktorem scenicznym, aktorem, który gra tylko w teatrze, to te możliwości manewru się kurczą. I albo aktor się na to zgadza, albo nie. I tu się trzeba dookreślić, czy ten zawód chce się naprawdę uprawiać, czy grać tylko na scenie. Ale wtedy trzeba mieć dobrego wujka, albo bogatą mamusię. Albo mieć oprócz tego zawodu jeszcze jakiś inny zawód. Ale żeby żyć tylko z tego zawodu, to może jedna setna aktorów żyje z tych wszystkich seriali, filmów… to są ci celebryci, o których piszą pierwsze strony gazet. Tych aktorów jest bardzo mało.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments