Baraghod jest miastem naznaczonym Upadkiem. To tutaj w podziemnych ruinach nieczynnej kopalni soli czai się mrok. Po tajemniczej emanacji magicznej mocy, nazwanej Incydentem, starzy bogowie budzą się do życia. Ostatni potomek obalonej dynastii schodzi w czeluści ciemności, aby pomścić swoich braci. Za kamień i za ciemność to niezwykle mocna powieść napisana w autorskim duecie. Zdecydowanie przeznaczona dla wymagających fanów dobrej fantastyki.
Za kamień i za ciemność to książka dopracowana w każdym szczególe, fantastyka wysokiej próby, jaką chciałoby się czytać częściej. Należy jednak pamiętać, że jest to powieść utrzymana w mrocznym, brutalnym klimacie. Tym sposobem nie jest ona przeznaczona dla każdego. Z pewnością odradzałabym ją młodym czytelnikom, dopiero rozpoczynającym przygodę z fantastyką oraz zagorzałym fanom cukierkowego romantasy. Zakładam, że w tej powieści raczej się nie odnajdą. Podczas lektury Za kamień i za ciemność potrzeba zdecydowanie sporego zaangażowania Czytelnika oraz umiejętności łączenia faktów, odnajdywania niuansów. Oczywiście nie ma tu żadnych ckliwych historyjek miłosnych ani beztroskich oczywistości. Są za to rozbudowane opisy oraz zawiłe rozmowy pomiędzy bohaterami, a Czytelnik często staje przed dylematem, po której powinien stanąć stronie.
Co kryją mroczne wyrobiska nieczynnej kopalni?
Szczurza czaszka na okładce książki wywołuje ten typ dreszczy, które przechodząc przez kark, powodują ciarki aż na plecach. Już sama ta grafika zapowiada Czytelnikowi gdzie za moment jego wyobraźnia ma zawędrować. A znajdzie się ona w mieście naznaczonym Upadkiem. Choć Baraghod jeszcze istnieje w pamięci starszych jako perła Isztaret, to teraz zdecydowanie rządzą tam bieda i strach, a po dawnej chwale pozostało ledwie mgliste wspomnienie. To miasto zostało wyzute z własnych bogów i obrzędów, a za kuszące złoto przyjęło nowe zwyczaje, boga i cesarza.
Część mieszkańców utworzyła podziemną metropolię i w ten sposób zrodził się podział na górne i dolne Baraghod. Niedawno w czeluściach kopalni doszło do tajemniczego Incydentu. To przez niego do Baraghodu zjeżdżają Inkwizytorzy z Północy, od której miasto jest zależne już od kwartału. Inkwizytorzy mają za zadanie zbadać ten niebywały wybuch emanacji magicznej mocy i zdławić ewentualny bunt w zarodku. Głodni krwi bogowie budzą się z uśpienia, a dziedzic upadłej dynastii wkracza w mrok, aby dokonać zemsty za to, co spotkało jego rodzinę.
Atmosfera tej publikacji jest szalenie duszna, klaustrofobiczna, przepełniona czernią nieczynnej kopalni, której sztolnie tworzą upiorne, podziemne miasto pod Baraghodem. Tam w ciszy śpiewu ciemności mieszka plemię Koreimów, starowierców czczących po cichu dawnych bogów. Zostało ich już tak niewielu, ale dzielnie trwają w swoim plugawym istnieniu bez światła. Choć słońce parzy ich skórę, to nieustannie jest ich niemą tęsknotą. Czy tylko oni ukrywają się w tym mroku?
Zapach ciemności i śpiew kamienia
Powieść została napisana wyśmienitym słownictwem, smakowicie zróżnicowanym. Widać, że Autorzy, Sonia Korta i Piotr T. Dudek, doskonale wiedzą do czego służą synonimy, metafory i wszelakie przysłówki i niezwykle zgrabnie się nimi posługują. Zanurzając się w utkanych ich słowami miejscach, czułam na twarzy ziarenka piasku niesione gorącym wiatrem znad pustyni i niepokój nadchodzącej pustynnej burzy. Czułam też zapach ciemności słonych, górniczych korytarzy i mroczny śpiew kamienia. Nie zawsze było tam przyjemnie. Nieprawda! Nigdy nie było tam przyjemnie! Jednak nieprzerwanie było tam tak wybornie realistycznie. W książce zostały świetnie zaprezentowane relacje polityczne całego Isztaret oraz układy pomiędzy rządzącymi krainą, nieuchronnie dążące do wojny i kolejnego rozpadu. Czy “prawowity” ród tak naprawdę miał prawa do sprawowania władzy? Czy może to właśnie oni są niegodziwcami, którzy rzeczywiście doprowadzili do upadku potęgi?
Z tą rewelacyjną i genialnie rozbudowaną książką naprawdę warto spędzić czas. A tego, zastrzegam, potrzeba dla niej zarezerwować niemało. Za kamień i za ciemność to ponad sześćset stron wyśmienitej przygody literackiej. Osobiście zdecydowałam się nią delektować, nie spieszyć z przeczytaniem. To ten typ publikacji, gdzie nie powinno się bez rozmysłu przekładać stronę za stroną. Myślę, że o tym tytule jeszcze nieraz usłyszymy, a tymczasem zachęcam do przeczytania!