Obraz w parze z muzyką | Tragiczne historie We Lost The Sea

0
3123

Czasami dźwięk potrzebuje obrazu, by stanowić spójną całość. Poznajcie smutną i prawdziwą historię albumu od We Lost The Sea – Departure Songs, jak i równie przygnębiające wydarzenia, o których on sam opowiada.

Jest taka muzyka, która chwyta za serce słuchacza już w momencie powierzchownego zapoznawania się z nią. Nie znamy jeszcze tekstu, kontekstu jej powstania czy twórcy – ale czujemy to, co chciał wyrazić. Raz jest to przeżycie ulotne i jednorazowe. Bywa też tak, że twórczość ta zostaje z nami na długie lata, bo czujemy się z nią powiązani.

Na takie doświadczenie składa się nie tylko porozumienie na tle muzycznego języka między twórcą a słuchaczem. Niemniej ważne jest jej odzwierciedlenie graficzne – okładka czy obraz powiązany z utworem.

I tu pojawia się album Departure Songs od We Lost The Sea, który zainspirował mnie do napisania tego artykułu.

Pięć post-rockowych utworów, cztery historie, godzina odsłuchu, zerowa ilość wokalu, porażająca ilość emocji stojących za ścianą dźwięku, ale i za obrazami mu towarzyszącymi. O nich jednak za chwilę. W pierwszej kolejności pragnę nakreślić, dlaczego artykuł ten ma tytuł taki, a nie inny.

„Departure” – wyjazd, odlot, odejście. Z odejściami ma ten album naprawdę wiele wspólnego, bo każdy utwór hołduje dramatycznej i prawdziwej śmierci znanej z historii najnowszej. Uświadczymy tu na przykład miażdżącej dojmującym smutkiem opowieści o nieudanym locie Challengera, czy przedstawienia powiązanej z katastrofą czarnobylską samobójczej misji trzech nurków.

Na dodatek Departure Songs nie jest albumem instrumentalnym z przypadku. Chris Torpy, wokalista We Lost The Sea obecny na dwóch pierwszych płytach, popełnił samobójstwo w roku 2013. Poziom tragizmu niniejszego albumu zdaje się wykraczać poza jakąkolwiek skalę, prawda?

I tu wkracza Matt Harvey – gitarzysta zespołu. Stworzył on do każdego utworu jego graficzny odpowiednik, i to nie byle jaki – stąd też obecność niniejszego artykułu w tym, a nie innym dziale.

A Gallant GentlemanWe Lost The Sea

Ekspedycja Terra Nova, odbywająca się w latach 1910-1913, miała na celu dotarcie na biegun południowy w celu prowadzenia eksperymentów naukowych. A Gallant Gentleman upamiętnia jej smutny finał, który zakończył się śmiercią pięciu członków wyprawy w drodze powrotnej. Tytuł odnosi się do kapitana Lawrence’a Oatsa. Świadom tego, że spowalnia resztę ekipy przez zaawansowaną gangrenę wywołaną odmrożeniami, postanowił opuścić towarzyszy nocą, wychodząc boso w mroźną noc – na śmierć.

Bogatyri

We Lost The Sea

Bogatyr to w folklorze Europy Wschodniej odpowiednik dzielnego rycerza. Trójką takich bohaterów byli wolontariusze, którzy po katastrofie reaktora czarnobylskiego w roku 1986 zgłosili się na ochotników, by pomóc w osuszeniu reaktora jądrowego. W tym celu musieli zanurkować w śmiertelnie radioaktywnej wodzie, by ręcznie przekręcić zawory. Boris Baranov, Valeri Bezpalov i Alexie Ananenko nie oczekiwali orderów. Świadomi śmiertelności misji, pragnęli tylko, by ktoś zaopiekował się ich rodzinami, gdy już odejdą. Dziesięć dni po misji zostali pochowani.

The Last Dive of David Shaw

We Lost The Sea

Cytując słowa Matta Harveya (autora prac), mniej niż dziesięciu ludzi zanurkowało w wodzie na głębokość większą niż 250 metrów. David Shaw był wśród nich. Zanurzając się na rekordową głębokość 260 metrów w jaskini na terenie RPA odkrył ciało innego nurka, który utonął tam przed dziesięcioma laty. Trzy miesiące później podjął on próbę wydobycia jego zwłok. Niestety, nie udało mu się powrócić na powierzchnię. Utopił się w absolutnych ciemnościach, podczas prób wydobycia ciała z głębin.

Challenger – Part 1: Flight | Part 2: A Swan Song

We Lost The Sea

Zaledwie cztery miesiące przed wyżej wspomnianą katastrofą w Czarnobylu, doszło do zabójczego w skutkach, nieudanego lotu promu kosmicznego Challenger. Dwuczęściowy utwór gra przez niemal połowę albumu, bo około pół godziny, prowadząc słuchacza po żałobnej ścieżce od startu lotu, aż do szoku oglądających go ludzi, gdy spostrzegli oni wybuch, który doprowadził do śmierci całej załogi promu.

Minimalistyczne, zróżnicowane i odmienne kolorystycznie obrazy zdają się być równie zależne od muzyki, jak i muzyka od nich. W ten sposób możemy doświadczać tych smutnych, lecz prawdziwych opowieści i oczami, i uszami, co każdej wrażliwej na twórczość osobie gorąco polecam.

Album:

Portfolio autora prac znaleźć możecie tutaj

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments