Choć poniedziałkowy wieczór w Łodzi upłynął pod znakiem szarego nieba, to wewnątrz Atlas Areny panowały zupełnie inne nastroje — rozgrzane do czerwoności przez klasyczny metalowy ogień. Judas Priest przyjechali do Polski z kolejną trasą i udowodnili, że mimo upływu dekad, nadal są niekwestionowanymi mistrzami gatunku.
Gloryhammer – fantazja na otwarcie
Zanim jednak zabrzmiał pierwszy riff Judasów, na scenę wkroczył Gloryhammer — power metalowa formacja, która z każdą trasą zdobywa w Polsce coraz większe grono fanów. Kosmiczno-fantastyczna narracja, błyszczące zbroje i spora dawka autoironii sprawiły, że publiczność szybko zaczęła reagować z entuzjazmem. Ich występ był jak intro do filmu: kolorowy, odrealniony, ale zaskakująco skuteczny.
Judas Priest – legenda w świetnej formie
Gdy rozbrzmiał „All Guns Blazing”, wszystko stało się jasne: ten wieczór będzie należał do klasyki. Rob Halford wokalnie nadal potrafi przycisnąć, jakby miał o połowę mniej lat. A jego charyzma? Niepodrabialna.
Setlista była przekrojem przez całą historię zespołu — od wczesnych hymnów po kawałki z najnowszego albumu. Publiczność dostała wszystko, na co czekała w tym nieśmiertelne „Living After Midnight” na koniec.
Koncert bez zaskoczeń, ale z pełną klasą
Nie było fajerwerków, spektakularnych niespodzianek czy gościnnych występów — ale to nie był wieczór na eksperymenty. Judas Priest przyjechali z misją przypomnienia, dlaczego są filarem gatunku. Misja zakończona pełnym sukcesem. Zagrali, jakby czas się zatrzymał! Wniosek? Judas Priest to nadal jedna z największych koncertowych sił heavy metalu. I oby jeszcze długo tak pozostało.
Organizator: Live Nation Polska.