Musical Beetlejuice w reżyserii Jacka Mikołajczyka zabiera widza w szaloną, ekscytującą podróż, pełną groteski, niczym nieskrępowanego humoru, świetnej zabawy, gdzie nie zabraknie również momentów wzruszających oraz refleksyjnych. Wyraziste kreacje aktorskie, rewelacyjne wykonania wokalne, efektowna scenografia i charakteryzacja, dynamiczna choreografia tworzą razem emocjonującą i widowiskową całość. Zapowiada się, że będzie to jedna z najlepszych premier teatralnych tego sezonu.
Lydia – zbuntowana nastolatka czy zagubiona dziewczyna niemogąca poradzić sobie ze stratą matki
Teatr reklamując musical ostrzegał: Na afiszu dziś śmierć. Spektakl otwiera scena pogrzebu matki Lydii. Czujemy ból i zagubienie nastolatki, jej niezgodę na rzeczywistość. Brak zrozumienia i wsparcia ze strony ojca sprawia, że dziewczyna czuje się samotna i nie jest w stanie przepracować swojej żałoby. Ta sytuacja prowadzi ją do podejmowania działań, które wywołują lawinę nieprzewidzianych, zwariowanych wydarzeń.

Aleksandra Rowicka jest autentyczna w roli Lydii – rewelacyjna zarówno w scenach komediowych jak i dramatycznych. Świetnie oddaje targające bohaterką emocje. Przywdziewa maskę zbuntowanej, mrocznej gotki, o sarkastycznym poczuciu humoru lecz kryje się pod nią wrażliwa, samotna dziewczyna , zmagająca się z depresją i spragniona uwagi swojego ojca. Na uwagę zasługują wykonania wokalne Aleksandry, które są najwyższej próby, co sprawiło, że jej postać poruszyła mnie emocjonalnie.
Beetlejuice – złoczyńca, czarny charakter czy samotny, niezrozumiany demon łaknący miłości i akceptacji
Beetlejuice jest ekscentrycznym demonem, który pojawia się po pierwszym utworze musicalu podsumowując smutną scenę pogrzebu ciętym komentarzem. To sygnalizuje nam jak skonstruowana będzie akcja – momenty dramatyczne będą rozładowywane humorem.
W roli tytułowej miałam okazję obejrzeć Marcina Sosnę Sosińskiego, który nie tylko mówi głosem Beetlejuice, ale również nim śpiewa co musiało być dużym wyzwaniem aktorskim i robi to genialnie, nie wychodząc ani na chwilę z roli. Mój zachwyt i podziw wzbudza również to jak przez cały spektakl potrafi utrzymać wysoki poziom energii i szaleństwa swojej postaci.
Beetlejuice jest naszym przewodnikiem, narratorem, showmanem, który zagaduje publiczność, komentuje jej reakcje i stara się jej przypodobać. Jest prawie cały czas na scenie. Jeśli go nie widać to znaczy, że za chwilę wyskoczy zza kanapy lub wyłoni się zza nagrobka.
Marcin Sosna Sosiński kreuje Beetlejuice’a w taki sposób, że staje się nim naprawdę na czas spektaklu – widać to w każdym jego geście czy mimice – zwłaszcza w przewiercającym spojrzeniu, szalonym uśmiechu czy nawet w ruchu mięśni twarzy i brwi, wywołując u widza niezapomniane wrażenia.
W rozmowie po próbie medialnej aktor ujawnił mi, że inspirował się zarówno rolą Michaela Keatona z filmu Sok z żuka, jak i musicalowymi interpretacjami postaci w wykonaniu m.in. Alexa Brightmana. Przefiltrował je i zbudował swoją własną wersję Beetlejuice, która niezwykle przypadła mi do gustu. Jest to moim zdaniem kreacja kompletna, wręcz wybitna.

Marcin Sosna Sosiński tworzy znakomity duet z Aleksandrą Rowicką, w którym aż iskrzy od emocji. Ich wspólna scena na dachu i utwór Wypowiedz imię me należą do moich ulubionych – jest rewelacyjnie napisana i zagrana.
W moim odczuciu Beetlejuice Sosińskiego nie jest postacią jednowymiarową. Co prawda jest przebiegły, podstępny i wydaje się, że wszystko robi wyłącznie dla własnej korzyści, ale widać jego samotność, potrzebę akceptacji, zrozumienia, miłości czy nieprzepracowane traumy, które prześladują go nawet po śmierci. Jak zauważa jeden z bohaterów być może potrzebuje terapii. Mimo, że jego sarkastyczne poczucie humoru często przekracza granice dobrego smaku to wzbudził we mnie sympatię.
Fantastyczna obsada
Cała obsada doskonale współgra ze sobą na scenie. Ich pasja, talent i zaangażowanie są siłą napędową tego spektaklu.
Agnieszka Rose (Barbara) i Marek Grabiniok (Adam) grają hipsterskie małżeństwo Maitlandów. Uwielbiają wspólnie spędzać czas na różnych rodzajach warsztatów. Mają mnóstwo planów po zakupie własnego domu. Niestety los kreśli dla nich niespodziewany scenariusz i giną w nieszczęśliwym wypadku. Jak sobie radzą z życiem po życiu stanowi dla widzów niespodziankę więc nie chcę spoilerować. Agnieszka Rose tworzy z Markiem Grabiniokiem świetnie dobrany duet. Interesująco pokazali jak ich postacie zmieniają się w miarę przebiegu wydarzeń. Są autentycznie zabawni w swoich rolach. Barbara i Adam wywołują nawet zazdrość Beetlejuice’a gdy zbytnio przyciągają uwagę widowni i chce ich zepchnąć na dalszy plan zarzucając im, że są nudni i to nie jest musical o nich.

Charles (Michał Konarski) wypada przekonująco w roli ojca Lydii. Chce szybko zapełnić pustkę po śmierci żony nową kobietą. Nieumiejętnie stara się pomóc córce, ignorując jej uczucia. Jego późniejsza przemiana jest świetnie zagrana i wzruszająca.
Warto wyróżnić Małgorzatę Chruściel, która błyskotliwie kreuje rolę niezwykle barwnej, nieco ekscentrycznej artystki-terapeutki Delii. Sprawia wrażenie osoby pewnej siebie, ale okazuję, że i ona ma swoje lęki i obawy wynikające z doświadczeń życiowych. Jest ślepo zapatrzona w swojego guru Otho i cytuje jego mądrości życiowe przy każdej możliwej okazji, starając się dotrzeć do Lydii i zdobyć serce jej ojca Charles’a (Michał Konarski). Jej sceny z Aleksandrą Rowicką (Lydia) przykuwają uwagę i nakręcają dynamikę spektaklu. Zwłaszcza emocjonujące i zabawne są ich wzajemne utarczki słowne.

Odtwórcy mniejszych ról również zasługują na uwagę – na przykład Paulina Mróz jako Miss Argentyny (ta rola to istna perełka) czy Nadia Kędracka jako harcerka (widać entuzjazm i radość z grania).
Wyjątkowy klimat syreno-burtonowskiego świata
W pamięć zapadają sceny zbiorowe z dynamiczną choreografią (autorstwa Barbary Olech) – na przykład utwór Przepiękny ten krzyk, gdy na scenie obok Beetlejuice widzimy jego siedem klonów/sobowtórów. Jest to scena, która pobudza wyobraźnię widza i myślę, że można pozostawić ją do indywidualnej interpretacji.

W spektaklu czułam ducha kultowego filmu Tima Burtona, Sok z żuka – zwłaszcza w kostiumach (Anna Adamek), charakteryzacji (Daria Skrzypkowska), reżyserii świateł (Katarzyna Łuszczyk) czy scenografii (Mariusz Napierała). Nie brakuje też efektów specjalnych, które wypadają rewelacyjnie (efekty kaskaderskie – Andrzej Słomiński, efekty pirotechniczne – Tomasz Pałasz i projekcje – Tomasz Grimm). Chapeau bas, że udało się stworzyć autorską wersję musicalu, ale odnoszącą się z szacunkiem i umiejętnie nawiązującą do filmowego pierwowzoru.
Scenografia jest pomysłowa i wymagająca gdyż trzeba było stworzyć zarówno różne odsłony domu Maitlandów jak i pokazać zaświaty. Jej zmiany odbywały się dynamicznie. Takiego rozmachu w Teatrze Syrena jeszcze nie widziałam.
Charakteryzacja i kostiumy są dobrze przemyślane. Widać, że wymagały dużego nakładu pracy i kunsztu artystycznego – ważny jest tu każdy detal. W efekcie są atrakcyjne wizualnie. W sposób istotny dopełniają kreację danej postaci i wzbogacają odbiór spektaklu. Przypuszczam, że pomagają aktorom stworzyć autentyczną, pełną głębi rolę dzięki czemu publiczność może zanurzyć się w świat Beetlejuica i całkowicie się w nim zatracić.
Doceniam również tłumaczenie Jacka Mikołajczyka, które jest bardzo zręczne, stara się unikać wulgaryzmów i jest w wielu momentach szalenie zabawne. Udało się też wpleść odważne odwołanie do lokalnego kontekstu, które dobrze wpisało się w całość, chociaż na widowni wywołało różne reakcje. Zdaje się to być celowym zabiegiem mającymi spowodować odrobinę kontrowersji – tak idealnie pasującej przecież do postaci Beetlejuica.
Kierownictwo muzyczne Tomasza Filipczaka jak zwykle nie zawodzi, a zespół chociaż niewidoczny na scenie jest niezwykle ważny – ich gra m.in. buduje atmosferę, podkreśla akcję sceniczną potęgując emocje, napędza ruch i taniec aktorów oraz dostarcza pięknych wrażeń. Muzyka wybrzmiewa w głowie jeszcze długo po zakończeniu spektaklu.
Wszystkie wspomniane powyżej elementy składają się na wyjątkowy klimat musicalu Beetlejuice.
Oswajanie trudnych tematów
Musical Beetlejuice podejmuje ważne i trudne tematy, których unikamy na co dzień, takie jak śmierć i żałoba, a wykorzystuje do tego humor i groteskę. Wydaje mi się, że może to być pomocne w oswajaniu się widza, zwłaszcza młodego, z tymi zagadnieniami i wskazanie mu jak radzić sobie z emocjami w stresujących momentach życia.
Miałam ogromne oczekiwania względem tego tytułu. Twórcom i obsadzie udało się im sprostać, a nawet wysoko przeskoczyć nad postawioną przeze mnie poprzeczką, zaskakując mnie wielokrotnie.
Gorąco Wam polecam wybranie się na Beetlejuice do Teatru Syrena – bawcie się, śmiejcie do łez i odkryjcie jakie przesłanie ma dla Was ten musical.

Recenzja dotyczy II premiery musicalu Beetlejuice, która odbyła się 14 września 2025 roku. Dziękujemy Teatrowi Syrena za zaproszenie.