Gdy w 2012 roku Zeus wypuścił album zatytułowany Zeus. Nie żyje, wiele osób zastanawiało się, co właściwie miał na myśli. Czy to zapowiedź końca kariery? Czy może symboliczny reset? Dziś wiemy jedno – ten tytuł to nie koniec, a początek czegoś zupełnie nowego i jednej z najważniejszych płyt w historii polskiego rapu.
Bez filtrów, bez gości, bez kompromisów.
Zeus to artysta, który od zawsze chodził własnymi ścieżkami. Zamiast angażować się w współprace z innymi artystami polskiej sceny rapowej, postawił na samotną drogę. Cały materiał wyprodukował sam. Żadnych gości, żadnych zewnętrznych producentów. Tylko Zeus, jego myśli, emocje i muzyka. Prawdziwa autorska wizja.
Po półtorarocznej ciszy, przerywanej osobistymi trudnościami, wrócił z płytą tak osobistą, że momentami aż trudną do wysłuchania. Zeus. Nie żyje to spowiedź, terapia, krzyk i szept – wszystko zamknięte na jednym albumie.
Brud, lód, emocje.
Ten album to więcej niż rap. To podróż po duszy człowieka, który nie boi się mówić o bólu. Hipotermia czy Znasz mnie to numery, które zasługują na to, by poświęcić im czas i serce. Mrok miesza się tu z nadzieją, a wersy o niedoszłym samobójstwie brzmią równie autentycznie, co linijki o miłości do muzyki i ludzi. Ta prawdziwość i bezpośredniość Zeusa chwyta za serce i sprawia, że Zeus. Nie żyje. jeszcze mocniej porusza fanów hip-hopu.
Są też momenty lżejsze, bardziej przewrotne – choćby hołd dla Tony’ego Halika czy refleksyjny Strumień. Zeus zadbał o to, by każdy mógł wyciągnąć z tej płyty coś dla siebie, z czym w danym momencie życia będzie mu się łatwiej utożsamić.
Dziesięć lat później, wciąż świeże.
Minęła ponad dekada, a płyta ani trochę się nie zestarzała. W 2022 roku wyszła specjalna, winylowa edycja z dodatkowymi numerami – Grajmy rap czy remix Hipotermii tylko przypomniały, że Zeus wciąż ma coś do powiedzenia. A fani rapu? Nadal cytują go na forach, dzielą się wersami, analizują, przeżywają. Nic dziwnego, bo jeśli już raz przesłuchasz tej płyty, to naprawdę trudno wyrzucić ją z pamięci. W jakiś sposób zostanie z Tobą już na zawsze.
Legendarny moment.
Zeus. Nie żyje to nie tylko album – to swego rodzaju zjawisko. Dla wielu osób był punktem zwrotnym, iskierką w trudnym czasie, inspiracją, żeby ruszyć z miejsca. Dla samego Zeusa, być może momentem, w którym pokazał, że nie potrzebuje nikogo, by stworzyć coś wielkiego.
Nie, Zeus nie umarł. Żyje – w tej płycie, w słuchawkach fanów, w wersach, które zostają z człowiekiem na długo po tym, jak ucichnie ostatnie brzmienie bitu.