Trio Wij obecnie świętuje premierę debiutanckiego albumu – Dziwidło. O tym, skąd wzięła się nazwa, skąd zainteresowanie ludowymi wierzeniami i o wielu innych ciekawych rzeczach opowiedziała mi Tuja Szmaragd, wokalistka Wija. Zapraszam!
Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?
Matka kończyła szkołę muzyczną i nie grała, ojciec nie uczył się wcale, za to zasuwał na fortepianie jazz jak stąd do Kansas. Mnie pchnęli na skrzypce, nie cierpiałam tego instrumentu, ale chciałam być częścią orkiestry.
Jesteś samoukiem?
Nie, skończyłam w Łodzi wydział wokalno-aktorski ze szczerym zamiarem zajęcia się śpiewem operowym. Zabawne, mam wrażenie, że ludzie czują ulgę, kiedy przyznaję się do ukończonej Akademii. „Uff, więc jednak nie jest zdolna, tylko po prostu się uczyła…”.
W jakich okolicznościach powstał Wij?
Wspólny znajomy polecił mnie na wokal Grześkowi, gitarzyście. Spodobały mi się jego pomysły i to, że dostałam wolną rękę do wykreowania sobie tekstów i linii wokalnych. Od razu powiedziałam, że chcę śpiewać po polsku. Mam takie przekonanie, że angielski w rock&rollu jest już passe, idzie czas na egzotyczne języki. Zwłaszcza tak złowieszczo szeleszczące jak polski.
W swoich tekstach nawiązujesz do takich postaci, jak Żmij oraz do takich obrzędów, jak Peperuda. Skąd u Ciebie zainteresowanie wierzeniami ludowymi?
Lubię baśnie i podania ludowe, archetypiczne postaci symbolizujące to pierwotne oblicze strachu, które jest zakorzenione głęboko w naszej podświadomości. Z fascynacją przyglądam się historiom, które przetrwały próbę czasu i wciąż poruszają kolejne pokolenia ludzi. Przeważnie są bardzo proste i właśnie dlatego mówią najwięcej.
Nazwa zespołu wzięła się od tytułu opowiadania Nikołaja Gogola. Dlaczego wybór padł akurat na tę nazwę?
Dość długo układaliśmy numery, nie mając pomysłu na nazwę. Kiedy nagrywaliśmy Wielkiego Martwego na demówkę, Palec przysłuchując się fragmentowi refrenu „wij pierzcha ze skały, ptak skrzydłami wiatr tnie, z lawy szkielet się zrywa – Wielki Martwy budzi się” szturchnął mnie w ramię i podsunął: „Ej, Wij to byłaby dobra nazwa na trio”. Wszyscy to podchwycili.
Na Waszej płycie znalazł się cover grupy Venom, ale w polskim przekładzie – W przymierzu z diabłem. Skąd pomysł na taką interpretację?
Właściwie to nie tyle interpretacja, co raczej dość dosłowne tłumaczenie oryginalnego tekstu. Pomyślałam, że to będzie fajne wyzwanie, przełożyć go na j. polski. Zdaje się, że Mikołaj podrzucił propozycję zagrania tego numeru dla żartu, kiedy gadaliśmy o Venom na próbie. Podjęłam rękawicę. Chyba wszyscy spodziewaliśmy się, że z kobiecym wokalem nie zabrzmi to dobrze, ale frajda z grania tego hitu przemogła wątpliwości. Co zrobić, plucie jadem jest znacznie ciekawsze niż śpiewanie ballad miłosnych.
Otrzymałam prasówkę na temat Waszego albumu i tam padło takie zdanie o Wiju: „Chrzęszcząc snuje w swoim ojczystym języku pieśni o przedwiecznych tajemnicach”. Zdradzisz, jakie to tajemnice?
Jak u Lovecrafta – wszyscy mają uwierzyć, że są pradawne i nieopisanie przerażające, ale nikt do końca nie powinien rozgryźć o co chodzi. Tajemnica jest straszna tylko, dopóki nią pozostaje, jak nauczyło nas Twin Peaks.
Na Dziwidle pojawił się utwór Tyrania Trupa – „utwór o życiu w Polsce”. Rozumiem, że w swojej twórczości nie chcecie się skupiać tylko na uniwersum z dawnych wierzeń, ale również na aktualnych wydarzeniach?
Myślę, że siłą każdego tekstu jest pewna dowolność w interpretacji. Wszystko, co podasz na tacy, zostanie szybko przeżute i strawione, tj. zapomniane, odhaczone. Teksty, z którymi zostaliśmy we własnej głowie na dłużej, zapadają w pamięć na lata. Tyranię Trupa można sobie odczytać na kilka sposobów– ktoś powie, że to o ataku krwiożerczych zombie, ktoś, że o spróchniałym od środka kościele, ktoś inny, że o frustracji naszym polskim uprawianiem martyrologii. Wszystkie będą prawidłowe.
Jaki macie cel jako zespół?
Zdobyć świat i przedłużyć sobie młodość, jak każdy rockowy zespół, który ma odrobinę szaleju w głowie.
Właśnie wydaliście debiutancką płytę. Co dalej – dla Was, dla Wija?
Mamy już sporo nowych numerów i myślami jesteśmy przy następnej płycie. A ja przede wszystkim nie mogę doczekać się koncertów poza Stolicą. Mam nadzieję, że wkrótce ruszymy w trasę.
Chcesz coś powiedzieć na koniec?
Wij nie odkrywa Ameryki. Bazujemy na znanych i sprawdzonych tropach, tylko miksujemy je po swojemu. W temacie polskojęzycznej metalowej poezji jest tylko jeden mistrz – Roman Kostrzewski. Zbierajcie fundusze na jego leczenie. Jeśli nie kochacie Kata (do czego lepiej się nie przyznawajcie), to zróbcie to dla mnie, bo chciałabym kiedyś uścisnąć jego dłoń.
Bardzo dziękuję za Twój czas 🙂
I ja dziękuję! Niech Wij będzie z Tobą!
Na temat, ale trochę krótko, no dobra czekamy na trasę ?. Pozdrowienia z 2B