Polska artystka Hela Me Ry to osobowość artystyczna, jakiej dawno nie widzieliśmy na naszych scenach. W wywiadzie powiedziała więcej o sobie i o tym, czym się zajmuje.
Jesteś śpiewaczką operową po skończonych studiach na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina i postanowiłaś spróbować swoich sił w indie-popie. Dlaczego wybrałaś taki gatunek muzyczny?
Spróbować sił… to brzmi, jakbym miała się z kimś mocować. Trochę martwi mnie spojrzenie na rynek muzyczny, jako na arenę walki. To zabiera muzyce autentyczność, wolność i otwartość, a przecież to dla nich ona w ogóle istnieje. Indie-pop, czy rock to gatunki, gdzie właśnie ta otwartość jest głównym założeniem. Też wydaje mi się, że Indie jest ze mną tożsame i jest to też to po prostu muzyka mojego pokolenia. Pamiętam pierwsze Open’ery i fascynację nieoczywistymi w popie brzmieniami oraz estetyką. Do tej pory mam obsesję na punkcie Deep Cuts The Knife. Natomiast pisać piosenki zaczęłam długo przed ukończeniem studiów. Interesuje mnie dużo rzeczy i po prostu w nie idę.
Twoje teksty są mocne i przewrotne, opisujesz rzeczywistość z wyjątkowym wyczuciem niuansów składających się na obraz wspólnego świata i jest to obraz współczesnej, kobiecej i feministycznej perspektywy. Reasumując – odważnie. Skąd u ciebie się wzięła ta odwaga? Nie boisz się kontrowersji?
Odwaga dla mnie jest przekroczeniem granicy strachu, a ja, pisząc moje teksty, nie boję się. Są one po prostu szczere. Nie boję się kontrowersji, bo czy bycie sobą jest kontrowersyjne? Niech się wstydzi ten, kto widzi, ja zwyczajnie nie mam mocy przerobowych na udawanie kogoś innego. Z doświadczenia wiem, że to wymaga ogromnych nakładów energii i siły woli, a ja ich nie mam i nie mam też motywacji, by ich szukać. Dużo łatwiej jest mi mówić to, co czuję i myślę.
Podobnie jest z teledyskami i sesjami zdjęciowymi. Czemu wybrałaś, jak to zostało opisane, “stylistykę PRL-u i dyskotekowego kiczu lat osiemdziesiątych”?
O kurczę, kto mnie tak opisał?! (śmiech) Disco YOLO takie jest, to fakt. To taka zabawa konwencją, łączy się z treścią tego utworu. Nie przywiązuję się zbytnio do jednej stylistyki, jestem bardzo niekonsekwentna pod tym względem. Robię rzeczy, które wpasują się w mój gust, mam swój osobisty styl, ale nie jest on związany z jakimiś konkretnymi czasami, do których chcę już zawsze nawiązywać. Piosenka Cztery pory i ser przywołuje lata 2000, natomiast Daj mi w moim odczuciu jest gdzieś kompletnie poza czasem i przestrzenią.
Aktualnie tworzysz debiutancki album z Jackiem Szabrańskim. Jak wyglądają prace na ten moment?
Na razie zbieramy materiał na resztę albumu, bo gotowe mamy na razie pół.
To teraz pogadajmy o singlu.. O czym opowiada Disco YOLO?
Opowiada o losie ludzi zamkniętych w domu, zmuszonych do przeniesienia życia społecznego do Internetu, narażonych na działanie propagandy i innych negatywnych zjawisk, związanych z nadmierną ekspozycją na szklany ekran. Jest to historia lockdownu dosłownego, ale i mentalnego, a także moja osobista refleksja dotycząca populizmu. Jest to piosenka tak naprawdę tragiczna i pełna złości, podszytej ironią i tymi właśnie wesołymi, dyskotekowymi brzmieniami.
A co powiesz o teledysku do Disco YOLO?
Jest autorstwa Karoliny Zaleszczuk i powstał w jeden dzień dzięki producentce, Karinie Dudzińskiej. Za kamerą stanął Bartek Białobrzeski. Natomiast miejsce, w którym kręciliśmy, to klimatyczny sklep Pogodne na warszawskiej Ochocie. Ten teledysk opowiada trochę osobną historię, która dopełnia treść piosenki. Karolina świetnie wplotła w niego wielowymiarowość i symbolizm. Też postać głównej bohaterki dobrze obrazuje moją osobowość.
Kiedy będzie kolejny utwór promocyjny?
Myślę, że niedługo! To będzie specjalna piosenka, chyba najbardziej mroczna i cringe’owa z tych, które już powstały. Już nie mogę się doczekać!