Od paru dni w mediach można zauważyć nagłówki typu „DAWID PODSIADŁO KOŃCZY KARIERĘ!” Jego koncert, który odbył się 9 grudnia na warszawskim Torwarze był ostatnim przed roczną przerwą od koncertowania, ale nie ostatnim na zawsze. Nie musimy więc panikować. Podsiadło nie mówi nam „Żegnajcie”, tylko „Do zobaczenia”. Jednak finał trasy Andante Cantabile zdawał się być bardzo wyjątkowy, zarówno dla muzyków jak i dla fanów. Stał się pretekstem do refleksji i podsumowań.
Na scenie pojawiło się wielu wspaniałych gości. Żadnego nie sposób ominąć. Byli to: Artur Rojek, Tomasz Makowiecki, Kortez, Ten Typ Mes, Natalia Nykiel, Mela Koteluk, wspaniały Organek oraz występ gościnny, który podobał mi się najbardziej, czyli Piotr Zioła, który swoim zachrypniętym głosem zaśpiewał „Where did your love go?”.
Większość utworów Dawida została zagrana w innych aranżacjach niż na płycie i tak naprawdę pod względem muzycznym stały się zupełnie nowymi kompozycjami. Oczywiście najbardziej znane hity musiały zostać zagrane też tak, by cała sala mogła sobie pośpiewać, ale były to pojedyncze wyjątki. Koncert nie był „piosenkowy” i raczej wymagał skupienia. Było to nietypowe posunięcie i wydaje mi się, że niewielka część osób mogła być zawiedziona, ale za to u innej części Podsiadło zyskał jeszcze większy szacunek.
Największe wrażenie zrobiła na mnie nowa wersja „And I”. Jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie kiedykolwiek słyszałam. Miłym zaskoczeniem była również aranżacja „Pastempomatu”. Dawid, nawiązując do tytułu tej trasy, jako ostatni zaśpiewał włoski utwór „Il Mondo”, co było bardzo rozczulającym zakończeniem. Jednak, myślę że każdy, kto tam był, zgodzi się ze mną, że najbardziej wyjątkowym momentem był ten, w którym fani włączyli latarki w telefonach i unieśli je do góry. Sprawiło to, że widownia zamieniła się w morze światełek. Wyglądało to na tyle imponująco, że zaskoczony bohater wieczoru zapomniał tekstu piosenki. Można było zauważyć, że jego oczy, wpatrzone w blask stworzony przez publiczność, zaszkliły się delikatnie ze wzruszenia. To było piękne! Niektórzy fani byli na tyle wzruszeni, że wyciągali chusteczki i ocierali łzy.
Ponieważ jest to mój ulubiony polski wokalista, również odebrałam ten koncert personalnie i przy okazji przypomniałam sobie jak to wszystko się zaczęło. Pamiętam te nie tak dawne czasy, kiedy Dawid nie miał jeszcze matury, a ja jako uczennica trzeciej klasy gimnazjum kłóciłam się z kolegą, że talent show wcale nie są takie beznadziejne i nieprawda, że promują tylko muzykę słabej jakości, bo ten Podsiadło w „X-Factorze” genialnie śpiewa i przekazuje emocje.
Temu młodzieńcowi z loczkami udało się w krótkim czasie wypracować mocną pozycję na rynku muzycznym i zdobyć ogromną ilość fanów i sympatyków. Świadczy o tym sam fakt wyprzedania całej trasy koncertowej, nie wspominając o liczbie sprzedanych płyt. Jeszcze trzy lata temu, razem z zespołem, który towarzyszy mu przy solowych projektach, wstępowali po raz pierwszy. Właśnie na Torwarze, w tym samym miejscu, jako support Lany Del Rey. Teraz wyprzedają swój własny koncert na tej wielkiej hali na której z reguły pojawiają się gwiazdy światowego formatu.
Gdy wracałam z koncertu Pan taksówkarz zagadywał: „I jak wrażenia? To Podsiadło, prawda? Taki utalentowany chłopak. Z tego co się orientuję, to sodówka mu chyba jeszcze do głowy nie uderzyła.” W zupełności zgadzam się z kierowcą. Nawiązując do „sodówki” wydaje mi się, że przerwa w koncertowaniu jest decyzją nietypową i pewnie dobrą dla psychiki młodego wokalisty. W końcu, jest wielu artystów, którzy zostali wyniszczeni przez sukces osiągnięty w młodym wieku i ciągłe koncertowanie.
Dawid zapowiada, że te „wakacje”, które właśnie zaczął, będą dla niego bardzo kreatywnym czasem i skupi się na tworzeniu muzyki. Ciekawi mnie, co nowego wymyśli i czekam z niecierpliwością na efekty jego pracy. Jestem pewna, że jeszcze wiele ma w zanadrzu i wciąż będzie się rozwijał.
Podsiadło jest znany nie tylko ze swojego talentu muzycznego, ale również z poczucia humoru. Chętnie zobaczyłabym go też w jakimś projekcie, który pokazywałby tę stronę jego osobowości. Do dziś tęsknię za audycją radiową „Podsiadówka”, którą współprowadził z Oskarem Bałą.
Podsumowując w myślach to piątkowe wydarzenie i całą karierę Dawida nasunął mi się wniosek, że oprócz szczerości i nietypowości muzyk ma w sobie również dystans do sukcesu i tak zwanego show biznesu czy gwiazdorskiego stylu życia. Nawet jego słynny wąs świadczy o tym, że nie dąży do wizerunku amanta i choć internauci mówią: „zgól”, to on robi na przekór i po prostu mówi nie.
Ten 23-latek nie idzie utartymi ścieżkami na skróty. Jest żywym przykładem na to, że warto „odnaleźć swój pas, tempomat, bieg” i iść swoją drogą, choćby „późną nocą pod prąd”, najważniejsze, żeby w naszą własną , „dobrą stronę” 😉
Julia Starachowska
źródło zdjęcia: somusic.pl