5 marca 2018 SDM powróciło do źródła. W eleganckiej scenerii poznańskiej Auli UAM odbył się kolejny koncert zespołu. I choć miał on miejsce w centrum Poznania, ciepły głos Krzysztofa Myszkowskiego w połączeniu z gitarowym brzmieniem, pozwolił słuchaczom na chwilę odpocząć od miejskiego zgiełku. Jeśli jesteście ciekawi jak przebiegła wizyta “bieszczadzkich aniołów” w stolicy Wielkopolski, koniecznie przeczytajcie tę relację i kupcie bilety na koncert w Waszym mieście.
Minęło już 35 lat odkąd Stare Dobre Małżeństwo pojawiło się na scenie po raz pierwszy. Przez ten czas skład zespołu wielokrotnie się zmieniał. I choć tęsknię nieco za podwójnym damsko-męskim wokalem czy lirycznym brzmieniem skrzypiec, to co najważniejsze pozostało… Lata mijają lecz z ogromnych pokładów wrażliwości tak znamiennych dla SDM-u nic nie ubywa…
W atmosferze przyjaźni
Myszkowskiemu nie sposób odmówić charyzmy. Widać, że na scenie czuje się jak ryba w wodzie i że lubi to, co robi. Zdarzyło Wam się kiedyś być na koncercie, gdzie grupa przyszła, zagrała, a raczej “odbębniła” to co trzeba, po czym pożegnała się w dwóch słowach? Ja tak i zawsze wracając do domu czułam niedosyt. Takie sytuacje na pewno nie zdarzą się podczas występów SDM-u. Na ich koncertach byłam już cztery razy i każdy jeden był wyjątkowy. Lider zabawia publikę opowieściami, anegdotkami, dzieli się swoimi doświadczeniami. To wszystko sprawia, że odbiorcy autentycznie przeżywają piosenki!
Gdy rozbrzmiewają bardziej znane utwory jak np. Czwarta nad ranem, czy U studni zespół zyskuje nowy wokal wspierający – połowa zgromadzonych na sali śpiewa tak dobrze znane z ognisk, obozów, wyjazdów słowa. Myszkowski świetnie nawiązuje kontakt z słuchaczami, wprowadzając ich na przemian w stan wzruszenia i śmiechu. Nie odczuwa się w ogóle dystansu między sceną a audytorium. Bardziej niż koncert, pasuje tu moim zdaniem określenie “spotkanie”, bo taki właśnie charakter mają występy SDM-u – rodzinny i osobisty. Dzięki temu występy grupy są naprawdę magiczne.
W autobusie linii 82
Do serc ludzi chyba najbardziej trafia utwór Film mojego snu (“w autobusie linii 82”) . Nic dziwnego, w końcu bardzo miło jest usłyszeć jakiś poznański akcent (bo właśnie o poznańskim autobusie tu mowa). I choć faktyczny pojazd jest z piekła rodem – nie przyjeżdża, spóźnia się, ma nawet swoją “nienawistną” stronę na Facebooku, w piosence Myszkowskiego stanowi idealne miejsce do miłosnych marzeń.
“Odwieczne liryczne tęsknoty bardów drogi, do których – chcąc nie chcąc – się zaliczam, to nic innego jak tylko wierne kopie filmów naszych snów powielone w pieśniach. Oto film mojego snu…” – mówi Myszkowski.
Blizny czasu
Choć my, fani SDM-u największy sentyment mamy do tych starych piosenek grupy, bardzo miło było usłyszeć ich najnowsze dzieła. 8 marca, a więc już po koncercie, odbyła się premiera kolejnej płyty – Blizny Czasu.
Krzysztof Myszkowski podkreślał, że warto dać szansę nowym utworom. Starać się je poznać i zaprzyjaźnić się z nimi. I choć w Poznaniu mieliśmy okazję usłyszeć nasze ulubione szlagiery, jak Kim właściwie była ta piękna Pani, czy Jest już za późno, w setliście pojawiło się trochę nowości jak np. Czkawka lub Akt strzelisty. Mojego serca jeszcze nie zdobyły, ale kto wie, może gdy osłucham się z nimi bardziej, staną mi się równie bliskie, co ich starsi “bracia i siostry”.
Czy czegoś zabrakło?
Ciężko mi zachować obiektywizm mówiąc o Starym Dobrym Małżeństwie. Ich piosenki towarzyszyły mi podczas dojrzewania. Gdy byłam smutna, słuchałam Samotni jak gwiazdy, podczas pierwszych zawodów otuchy dodawały mi Czas płynie i zabija rany albo Opadły mgły, czasem do czwartej nad ranem czekało się przy ognisku by móc zaśpiewać rzecz jasna Czwartą nad ranem, a czy lepiej “iść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko”, czy “być szczęśliwszą” nie wiem nadal.
Koncert trwał prawie 3h, jednak dorobek grupy jest tak bogaty, że nawet przy poczwórnym wyjściu na bis (bo chyba tyle ich było w Poznaniu), nie sposób zagrać wszystkich najważniejszych piosenek. Ja akurat liczyłam na Majkę albo Wędrówką jedną życie jest człowieka. Jednak gdyby miały pojawić się wszystkie bliskie mi utwory, występ nie skończyłby się do rana.
Jeśli czegoś mi zabrakło, to smyczków… Myślę, że brzmienie kontrabasu, czy skrzypiec znakomicie dopełniłoby występ (wykorzystano gitary i harmonijkę). Nie zmienia to jednak faktu, że koncerty SDM-u są fenomenalne. W końcu nie bez powodu dostali w Poznaniu owację na stojąco. Jestem niezmiernie wdzięczna grupie za ich muzykę i bardzo cieszę się, że po raz kolejny mogłam uczestniczyć w tym poetycko-muzycznym spotkaniu.
Kolejne koncerty