Wokalistka Olena wydała ostatnio album muzyczny zatytułowany R O S E. Jak brzmi owa róża na płycie artystki?
Wprowadzenie
Minął zaledwie rok od premiery debiutanckiej płyty Oleny – W świetle gwiazd, a wokalistka zaskakuje nas kolejnym krążkiem. R O S E to odkrywanie nowych dźwięków i sposobów wyrażania emocji, choć jak Olena napisała w liście do słuchaczy, znajdziemy go w książeczce płyty, jest to kontynuacja podróży – która rozpoczęła się na pierwszym albumie.
Ogólnie rzecz biorąc, R O S E jest wynikiem muzycznych fascynacji jazzem, soulem i R&B. Jednocześnie dyskretnie nawiązuje do współczesnych… hip-hopowych brzmień. Co ciekawe, zapowiedź tego muzycznego kierunku można było wyraźnie usłyszeć już na debiutanckim albumie Oleny, W świetle gwiazd. Oczywiście, podobnie jak na pierwszej płycie, w brzmieniu R O S E obecne są skrzypce.
R O S E to delikatna róża, ale z kolcami. Jak mówi sama Olena, płyta może być w odbiorze kontrowersyjna i można ją albo pokochać, albo znienawidzić.
Do ostatniej chwili zastanawiałam się nad tytułami piosenek. Niektóre z utworów są do bólu szczere i kontrowersyjne. Opowiadam o relacjach takich na jedną noc i takich na dłużej, ale bez zobowiązań, o tęsknocie za bratnią duszą, o presji i stresie, o tym, jak sobie z nimi radzimy, albo i nie. Opowiadam o rzeczach, o których ludzie często boją się rozmawiać i mówić głośno. R O S E jest jak pamiętnik zebrany ze wspomnień pokolenia młodych ludzi.
Czas na ocenę… od początku
Album R O S E Oleny otwiera jeden z kilku singli, Fake. Z opisu możemy wyczytać, iż Fake to podróż w głąb relacji międzyludzkich. Patrzymy oczami dziewczyny, która jest już trochę zmęczona ciągłą walką o swoje marzenia i cele, lekko znudzona codziennością. Jest pochłonięta konsumpcyjnym trybem życia, pogonią za sukcesem. Z dozą ironii, pół żartem i pół serio opowiada o swoich uczuciach. W końcu spotyka ideał mężczyzny, kogoś, kto mógłby stać się ucieczką, jednak czuje, że to fake. Całość jest okraszona tak zwanym “chilloutem”, który może trochę przeszkadzać i przez to powstała moja teoria, że artystka najbardziej skupiła się na refrenie. Który jest naprawdę bardzo dobry i ma w sobie lekkiego pazura. Troszkę szkoda, że całe Fake takie nie jest, lecz z pewnością spodoba się słuchaczom wolącym spokojniejsze klimaty.
Tytułowa narracja
Utwór promocyjny Rose opowiada o końcu relacji. To moment w którym odchodzisz i szukasz nowego miejsca dla siebie. Czujesz się jak samotna róża, delikatna, ale z kolcami. (…) Rose jest o złamanym sercu i sile, która pozwala się odradzać i leczyć rany, którą ma każdy z nas. Tutaj jest o wiele lepiej, niż w poprzednim kawałku. Słychać jednolitą melodię i pełną “zgodę muzyczną”, lecz najbardziej zaskoczył mnie fakt, że warstwa tekstowa jest… w języku angielskim. Miła odmiana i świetnie się słucha Oleny po angielsku. Teledysk autorstwa Jacka Wenclewskiego także zasługuje na uznanie.
Nie zaśniemy razem z Oleną
Kolejny, bo już trzeci z całej tracklisty, numer to również najnowszy singiel. Mowa tu o Nie zasnę. Ten kawałek to opowieść młodej osoby żyjącej w pogoni za karierą, żyjącej w ciągłej presji, stresie, próbującej znaleźć równowagę między “mieć”, a “być” w świecie, w którym nie ma czasu na miłość. Podsumowując, mamy do czynienia z następnym, podobnym do innych, elementem albumu. Sprawdza się to co zostało poruszone na początku tekstu recenzji. Swoją drogą, Nie zasnę to mój faworyt z płyty. Cieszę się, że słyszalne są dźwięki kojarzące się z muzyką elektroniczną. Tak samo świetna jest treść utworu, która jest niezwykle prawdziwa.
Podsumowanie
Płyta muzyczna Oleny R O S E jest jak miłe ukojenie dla uszu i delikatna przyjemność. Trzeba do niej jednak podchodzić uważnie, ze skupieniem i na spokojnie – bo nie dla każdego słuchacza R O S E może od razu przypaść do gustu. Choć mi się podoba, to jeśli ktoś będzie miał inne zdanie – to ja proponuję przesłuchać album raz jeszcze. Warto, wierzcie mi.